Nuda, krewna wyobraźni
Dawno, dawno temu małe dzieci bez trudu przenosiły się w swój własny świat fantazji. Umiały fruwać, nie wstając z łóżka. A dziś? Kreatywność dziecięca jest pod ostrzałem. Nie tylko telewizji, ale także rodziców.
Żyjemy w czasach kultu czasu, więc cały czas jesteśmy strasznie zajęci. Wypełnione kalendarze, wciąż dzwoniące komórki, napięte terminy — nawet dzieci uczymy, żeby nie marnowały czasu, lecz wykorzystywały go z pożytkiem dla własnej przyszłości. Już kilkulatki uczą się języków obcych i rozwijają talenty. A co robił Newton pod jabłonią? Nic. Oddawał się błogiemu lenistwu. Bujał w obłokach albo zwyczajnie się nudził. Ale gdy jabłko spadło mu na głowę, odkrył prawo ciążenia. Nasze dzieci mają coraz mniej szans, żeby coś odkryć lub wymyślić, bo coraz rzadziej zostają same ze swoim umysłem. I nawet w czasie deszczu nie muszą się nudzić.
Mamo, nudzi mi się — mówi kilkulatek. To pooglądaj telewizję — radzi mama. Traktujemy nudę jak szkodnika, którego trzeba zabić jak najszybciej. Nowoczesne środki nudobójcze są coraz bardziej skuteczne. Telewizja i gry komputerowe niszczą nudę w zarodku, nim się na dobre wykluje. A wraz z nią niszczą dobre pomysły, które rodzą się z nudy.
Nuda prowokuje kilkuletnie dzieci do wymyślania nowych zabaw, gier, historyjek. Rozwija wyobraźnię i myślenie twórcze. Budzi ciekawość świata i motywację do działania. Uczy aktywnej postawy wobec frustracji i niedogodności życiowych — twierdzi Frank Vespe, szef TV Turnoff Network, organizacji zachęcającej dzieci i dorosłych do rzadszego oglądania telewizji. Nie chodzi o to, aby wylać dziecko z kąpielą i wyrzucić telewizor przez okno. Wiele programów może być źródłem wiedzy i inspiracji. Nawet zły program może być podstawą twórczej rozmowy z dzieckiem, a kiepski film powodem tworzenia razem nowych scenariuszy. Chodzi jedynie o to, co wiemy od wieków: co za dużo, to niezdrowo. Dzieci, które spędzają większość wolnego czasu przed telewizorem, mają problemy z poruszaniem się w realnym świecie. Trudniej nawiązują przyjaźnie. Źle znoszą brak zewnętrznej stymulacji. Częściej ujawniają bierną postawę życiową. Muszą być nieustannie zabawiane. Ich własna kreatywność zostaje wyparta przez cudze pomysły.
Badania wskazują, że dzisiejsze dzieci gubią klucz do świata fantazji w wieku sześciu lat, o cztery lata wcześniej niż ich rodzice. Szkoda. Bo kreatywność dziecięca nie służy tylko temu, by dzieciństwu dodawać uroku. Jej owoce zbieramy w dorosłym życiu. Kto jako dziecko umiał twórczo się bawić, w wieku dojrzałym umie lepiej rozwiązywać problemy, lepiej radzi sobie w kontaktach z innymi i częściej bywa szczęśliwy. Kreatywne zabawy w dzieciństwie to mocniejsza podstawa życiowych sukcesów niż wybitna inteligencja i rozliczne zajęcia dodatkowe.
Badania amerykańskiego profesora psychologii Davida G. Myersa wykazały, że im większa inteligencja, tym większa zdolność twórczego myślenia, ale tylko do poziomu 120 IQ, powyżej korelacja znika. Wybitnie kreatywni architekci, fizycy, biznesmeni nie wypadali lepiej w testach na inteligencję niż ich mniej twórczy koledzy po fachu, ale za to charakteryzowali się nieskrępowaną wyobraźnią, pewnością siebie, elastycznością myślenia, zdolnością kojarzenia odległych faktów i zdarzeń. Te cechy rozwijamy już w dzieciństwie. Osoba kreatywna ma w sobie coś z dziecka, które chcąc poznać zabawkę, rozkłada ją na czynniki pierwsze — mówi profesor Myers. Tylko czy dzieci jeszcze rozkładają zabawki? Czy mają na to czas? I kto im na to pozwala, skoro zabawki służą do zabawy w ściśle określony sposób?
Niedawno widziałam w parku taką scenę. Maluch biegał z łopatką nad głową i warczał z zapałem jak samolot. „Przecież masz prawdziwy samolot” — powiedziała mama, podając chłopcu zabawkę. „Łopatka jest do kopania”. Czar prysł. Łopatka przestała być samolotem unoszonym na skrzydłach wyobraźni. Znów była tylko łopatką.
Teresa Amabile, amerykańska psycholożka, która przez lata badała dziecięcą wyobraźnię, odkryła, że ciągła kontrola rodziców bardziej niszczy kreatywność kilkulatków niż telewizja i gry komputerowe razem wzięte. Fantazja dzieci karmi się swobodą, nie znosi presji czasu, inwigilacji, ocen. Nie lubi rodzicielskich interwencji, które ściągają na ziemię nawet wytrawnych pilotów. l
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: HANNA SAMSON