Czy w Polsce rzeczywiście można starzeć się aktywnie

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 21-05-2012, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Trudno dziś jednoznacznie 
stwierdzić, kto jest młody, a kto stary. Z badań Eurobarometru wynika, że postrzeganie granic między młodością, wiekiem średnim a starością jest inne nie tylko wśród kobiet i mężczyzn, ale także wśród różnych nacji. Na Malcie, w Portugalii i Szwecji za ludzi młodych uważa się osoby poniżej 37. roku życia, podczas gdy na Cyprze i w Grecji granica ta przesuwa się do 50. roku życia. Zresztą, jak przekonuje nasz felietonista Sławomir Badurek, ważniejszy od wieku metrykalnego jest wiek biologiczny, o czym świadczy przykład 92-letniego lekarza z Ustki, nadal pracującego w pogotowiu ratunkowym.

Wspomniane badanie zostało zaprezentowane w styczniu tego roku. wraz z rozpoczęciem Europejskiego Roku Aktywnego Starzenia się i Solidarności Międzypokoleniowej. Aktywne starzenie się to nie tylko pozostawanie na rynku pracy, to także niezależne życie, choć bez izolacji społecznej. Do tego wszystkiego potrzebny jest jednak dobry stan zdrowia, a jak wynika z badania PolSenior, ze zdrowiem wśród Polaków w wieku 65+ nie jest najlepiej. Nie jest też dobrze z opieką zdrowotną nad tą szczególną populacją. Nie mamy wystarczającej liczby geriatrów i oddziałów geriatrycznych, a lekarze rodzinni nie są merytorycznie przygotowani do opieki nad starszymi pacjentami — alarmują eksperci i rekomendują natychmiastowe zmiany. Bo trzeba pamiętać, że leczenie osób w starszym wieku istotnie różni się od leczenia ludzi młodych — w geriatrii nie ma miejsca na wyśrubowane cele terapeutyczne i agresywną terapię.

W poprzednim edytorialu napisałam, że w związku z przerwami w dostawie cytostatyków do szpitali, chorzy na nowotwory zostali pozostawieni sami sobie. Wkrótce po tym dostałam list od jednej z czytelniczek „Pulsu Medycyny”. Jego autorka, lekarz onkolog, pisze: „Dodałabym, że sami sobie zostali pozostawieni również lekarze leczący. W chemioterapii narzędziem pracy jest „lek”, a nie np. aparat do USG czy stół operacyjny. W związku z powyższym lekarzom onkologom klinicznym zostało niezabezpieczone przez system narzędzie ich pracy. Na dodatek nikt nie wskazał nam, jak mamy minimalizować skutki zaistniałej sytuacji, a chętnie udzielałabym pacjentom kompetentnych informacji w tym zakresie”.

W pełni zgadzam się z naszą czytelniczką.


Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Dr n. biol. Marta Koton-Czarnecka; redaktor naczelna; [email protected]

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.