In vitro. Dostęp do programu w Polsce szerszy niż w wielu krajach, ale tylko dla par
Refundacja in vitro przez państwo przełoży się na lepszą dostępność i jakość. To przyniesie wzrost odsetka dzieci urodzonych dzięki in vitro do ponad 4 proc. ogółu dzieci rodzących się w kraju - ocenili eksperci debaty "Dostęp do metod wspierania płodności w Polsce - wyzwania i proponowane rozwiązania".

1 czerwca wejdzie w życie program refundacji in vitro. Do końca 2028 r. na leczenie niepłodności metodą pozaustrojowego zapłodnienia rząd przeznaczy 2,5 mld zł. Uczestnicy debaty "Dostęp do metod wspierania płodności w Polsce - wyzwania i proponowane rozwiązania" zorganizowanej w poniedziałek przez Pracodawców Medycyny Prywatnej ocenili, jak refundacja zmieni dostępność i standard leczenia niepłodności.
Eksperci: program wciąż wyklucza część obywateli
Prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii prof. Rafał Kurzawa zwrócił uwagę, że właśnie ze względu na dotychczasowy brak systemowej refundacji in vitro Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Europie pod względem leczenia niepłodności. Jednocześnie w społeczeństwie przeważa przekonanie co do tego, że tego typu leczenie powinno być finansowane przez publiczny system opieki zdrowotnej. Jak podkreślił, refundacja w perspektywie przynosi wymierne korzyści finansowe dla państwa. Prezes PTMRiE przytoczył dane dotyczące programu refundacji in vitro, jaki działał w latach 2013-2016. Państwo przeznaczyło wtedy na sfinansowanie leczenia u niepłodnych par 230 mln zł. Wykonano niespełna 60 tys. cykli (prób), w wyniku których urodziło się ponad 22 tys. dzieci. Oznacza to, że w perspektywie program ten wygeneruje ponad 4,9 mld zł dla państwa (wartość bieżąca netto - NPV - z inwestycji w refundację).
Prof. Kurzawa ocenił, że refundacja in vitro przez państwo przełoży się również na lepszą dostępność do leczenia, a co za tym idzie - zwiększenie liczby wykonywanych cykli (do ponad 50 tys. rocznie), polepszy się też jakość leczenia. To wszystko przyniesienie efekt demograficzny i wzrost odsetka dzieci urodzonych dzięki in vitro (do ponad 4 proc. ogółu rodzących się dzieci - obecnie to 2 proc.).
Co dalej z rządowym programem zdrowia prokreacyjnego?
Marta Górna, prezeska Stowarzyszenia na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian" podkreśliła, że wraz z bardzo potrzebną refundacją procedury in vitro pacjenci potrzebują również wsparcia na wcześniejszym etapie leczenia, podczas diagnostyki. Jej zdaniem pomocne byłoby przy tym kontynuowanie rządowego programu zdrowia prokreacyjnego w Polsce, jaki działał w czasie rządów PiS.
– Można by zastanowić się, czy nie kontynuować programu jako szybkę ścieżkę diagnostyczną i np. umożliwić realizację programu komercyjnym ośrodkom – powiedziała. Dzięki temu pacjenci szybciej przeszliby etap diagnostyki, a w przypadku leczenia niepłodności czas ma szczególnie duże znaczenie dla skuteczności procedury.
Szefowa stowarzyszenia "Nasz Bocian" zwróciła również uwagę na konieczność edukacji na temat płodności. – Musimy skuteczniej tłumaczyć ludziom to, jak funkcjonuje nasza płodność. Młodzi ludzie nie mają świadomości, na jak dużą skalę społeczeństwo dotyka problem niepłodności. Z dorastającymi dziećmi rozmawia się głównie o niechcianej ciąży, nie o płodności i problemach z nią. Mamy do czynienia z powszechną dezinformację, jaką jest wytwarzanie wrażenia, że płodność dana jest raz na zawsze, więc decyzję o rodzicielstwie można przesuwać na później – oceniła Górna.
Młode matki coraz starsze
Mówił o tym również prof. Michał Radwan, Przewodniczący Sekcji Płodności i Niepłodności Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników. Zwrócił uwagę na coraz późniejszy wiek, w którym kobiety decydują się ma macierzyństwo. W połowie lat 90. XX na pierwsze dziecko (urodzone naturalnie) Polki decydowały się przeciętnie w wieku 23,5 lat, teraz to prawie 29 lat. Coraz wyższy jest też wiek pacjentek zgłaszających się do klinik in vitro - obecnie to ponad 34 lata.
– A szanse na powodzenie in vitro maleją z wiekiem pacjentek – podkreślił prof. Radwan. Płodność kobiety spada znacznie ok. 32-34 roku życia. Jak mówił specjalista, niepowodzenie w leczeniu metodą in vitro powoduje, że część pacjentów przestaje wierzyć w tę metodę i szuka innych, nieskutecznych postępowań. – Pacjenci tracą w ten sposób czas i pieniądze. Mówimy o tym jako o kradzieży czasu reprodukcyjnego, ponieważ jest on nie do odzyskania – powiedział prof. Radwan.
Polski program refundacyjny in vitro jest jednym z najbardziej kompleksowych w Europie
– To szeroki program, gwarantujący lepszą dostępność do leczenia niż w wielu krajach europejskich, gdzie górna granica wieku pacjentki, do której możliwa jest refundacja, to zwykle 40 lat. W Polsce to 42 lata. Finansowane będą 4 procedury, to też więcej niż w wielu krajach – wyjaśnił prof. Radwan. Program refundacyjny zakłada, że z finansowania skorzystać będą mogły kobiety do 42. roku życia korzystające z własnych komórek jajowych lub dawstwa nasienia i do 45. roku życia - w przypadku wykorzystania oocytów lub zarodka od dawcy. Maksymalnie z 4 cykli zapłodnienia pozaustrojowego będą mogli skorzystać pacjenci z własnymi komórkami rozrodczymi lub dawstwem nasienia. Maksymalnie 2 cykle zapłodnienia pozaustrojowego będą refundowane w przypadku in vitro z oocytami od dawczyń i maksymalnie 6 cykli w przypadku dawstwa zarodka.
Zdaniem prelegentów wciąż jednak program wyklucza część obywateli. Marta Górna zwróciła uwagę, że z refundacji nie będą mogły skorzystać m.in. singielki i pary jednopłciowe. Prof. Rafał Kurzawa również podkreślił, że prawo powinno dawać możliwość skorzystania z in vitro samotnym kobietom. W jego ocenie możliwe powinno być też otwarte dawstwo gamet (dziś dozwolone jest tylko anonimowe), jak również mrożenie gamet ze wskazań socjalnych (np. by w późniejszym wieku wykorzystać je do in vitro) - dziś z takiej możliwości mogą skorzystać pacjenci przed rozpoczęciem leczenia onkologicznego.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Start rządowego programu in vitro. Potrwa do końca 2028 r., wkrótce ruszą konkursy dla ośrodków
Źródło: Puls Medycyny