Medal Florence Nightingale dla polskiej pielęgniarki
Pani Anna Kaczmarczyk została uhonorowana Medalem Florence Nightingale - najwyższym oznaczeniem na świecie, przyznawanym przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża. Medal jest przyznawany osobom, które wyróżniły się czynami wymagającymi poświęcenia i wyjątkowej odwagi w niesieniu pomocy ludności w czasie wojen i pokoju.
Pani Anna Kaczmarczyk od 2000 r. rozpoczęła służbę wojskową jako pierwsza kobieta na kompanii szturmowej w 6 Brygadzie Desantowo-Szturmowej w Krakowie. Współpracuje też z Zespołem ds. Upowszechniania Międzynarodowego Prawa Humanitarnego, działającym przy Małopolskim Oddziale Okręgowym Polskiego Czerwonego Krzyża, prowadząc zajęcia skierowane do młodych ludzi, w których uczy przestrzegania prawa humanitarnego i przekazuje swoje doświadczenia nabyte w czasie konfliktów zbrojnych.
W bieżącej edycji przyznanych zostało 39 Medali Florence Nightingale, osobom z 22 krajów. W bieżącej edycji przyznanych zostało 39 Medali Florence Nightingale, osobom z 22 krajów.
"Wiem, że wyjazdy na misje to były dobre decyzje. Tylko rok nosiłam mundur, gdy przed moją jednostką postawiono nowe zadanie: wyjazd na misję w Bośni i Hercegowinie. Decyzja o wyjeździe nie była prosta. Byłam wówczas mamą dwójki małych dzieci, ale mimo obaw, zdecydowałam się pojechać ze swoją jednostką. Z wykształcenia jestem pielęgniarką, więc moje obowiązki na misji związane były z zabezpieczeniem medycznym kontyngentu. Początki służby w Bośni były ciężkie, przede wszystkim ze względu na tęsknotę za domem. Ale nie tylko. Byłam pierwszą kobietą w 6 Brygadzie Powietrznodesantowej i jedyną kobietą na misji. Prócz mnie w kontyngencie pracowały jeszcze dwie tłumaczki, ale tylko ja nosiłam mundur. Do moich obowiązków należało m.in. szczepienie żołnierzy, opatrywanie poszkodowanych i pomoc medyczna w nagłych sytuacjach. Poza tym prowadziłam nadzór sanitarno-epidemiologiczny i prowadziłam magazyn z lekami. Żołnierzy było wówczas dużo, więc naprawdę było co robić. Miałam wtedy obawy, czy spełniam oczekiwania swoich przełożonych. Ponieważ byłam jedyną kobietą – żołnierzem w kontyngencie, to nie miałam się na kim wzorować" - mówi pani Anna.
Odznaczona pielęgniarka opowiada także o swojej misji w Afganistanie: w Afganistanie było bardzo niebezpiecznie i nieraz zastanawiałam się, czy podjęłam dobrą decyzję, by tam polecieć. Ale dziś wiem, że tak. Czułam się bardzo potrzebna, pomagałam ludziom, razem z całym zespołem ratowaliśmy im zdrowie i życie. Z czasem odeszłam z 6 Brygady i rozpoczęłam służbę w składzie Zespołu Ewakuacji Medycznej 8 Bazy Lotnictwa Transportowego. Na pokładzie C-295 M przywoziłam z misji rannych i poszkodowanych żołnierzy. Wspólnie z lekarzem walczyliśmy o życie żołnierza, którego w ciężkim stanie transportowaliśmy z Kosowa. Opiekowałam się też rannymi, których odbieraliśmy z wojskowego szpitala w Ramstein.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: oprac. kl