Młodzi lekarze walczą o swoje
Młodzi lekarze chcą, by ich wynagrodzenia wzrosły w tym roku do wysokości średniej krajowej, a za rok - do dwóch średnich. Oczekują też, że Ministerstwo Zdrowia tak znowelizuje przepisy, by rezydentury mogły być finansowane nie tylko z budżetu państwa, ale także przez dyrektorów szpitali. Dają resortowi czas do kwietnia, a jeśli ich postulaty nie zostaną zrealizowane - zapowiadają protest.
Nie chcą czekać
"Młodzi lekarze wiedząc, że poprawa ich sytuacji jest priorytetem dla Ministerstwa Zdrowia i rządu, chcą więcej niż możemy im dać. Mają do nas żal o zapis, że dostaną nie mniej niż 70 proc. średniej krajowej, oczekują w tym roku jeszcze 100 proc. Opozycja mówi nawet o 150 proc., ale chcę przypomnieć, że taki zapis (o 70 proc. średniej krajowej - przyp. red.) był w przedłożeniu poprzedniego rządu i takie środki zarezerwowano. Tyle możemy dać, ile mamy w budżecie. Nie powiedzieliśmy, że to jest ostatnie słowo. Będziemy liczyć środki, ale nie możemy też na wyrost niczego obiecywać" - mówi Marek Twardowski, wiceminister zdrowia. Resort obiecuje stopniowy wzrost wynagrodzeń w przyszłości. Miałby on być różnicowany w zależności od czasu trwania specjalizacji. Ministerstwo planuje podział rezydentury na dwie części: młodszy rezydent, czyli osoba do trzeciego roku specjalizacji, miałby niższe uposażenie niż starszy rezydent.
Młodzi lekarze nie chcą czekać. Zamierzają zwrócić się o rozwiązanie ich problemu płacowego do premiera Donalda Tuska. Zapowiadają, że jeśli do 6 lutego (a tego dnia w Senacie będzie głosowana ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz wniosek mniejszości popierający przyznanie 100 proc. średniej krajowej dla lekarzy rezydentów) premier nie znajdzie dodatkowych pieniędzy, zwrócą się do prezydenta RP o zawetowanie tej ustawy.
Zmiana zasad egzaminu
Zamiast o podwyżkach, Ministerstwo Zdrowia woli rozmawiać z młodymi lekarzami o zmianach w prawie. Już niedługo resort zdrowia przekaże do konsultacji społecznych projekty rozporządzeń, które zmieniają zasady zdawania Lekarskiego Egzaminu Państwowego. Termin LEP ma być przyspieszony, a sam egzamin uniezależniony od stażu.
Warunkiem przystąpienia do niego ma być posiadanie jedynie dyplomu ukończenia akademii medycznej. Stażysta kończąc staż, miałby świadectwo zdanego LEP-u i praktycznie od razu mógłby otrzymać prawo wykonywania zawodu. Egzamin odbywałby się dwa razy w roku - do 15 września i do 15 kwietnia. Takie przyspieszenie terminów oznacza, że tegoroczni absolwenci uczelni medycznych mogliby przystąpić do niego nawet trzykrotnie (w tym dwa razy w trakcie stażu). "Egzamin mógłby się odbyć według nowych zasad w sesji jesiennej tego roku, ale pod warunkiem, że odpowiednio szybko uda się przeprowadzić zmiany legislacyjne. Centrum Egzaminów Medycznych sporo rzeczy musi zrobić na nowo i w inny sposób, więc jest to dla nas duże wyzwanie" - mówi doc. Mariusz Klencki, wicedyrektor Centrum Egzaminów Medycznych.
Pytania LEP-u byłyby po egzaminie upubliczniane. Ponadto w odpowiedzi na sugestie młodych lekarzy i rzecznika praw obywatelskich powstanie niezależna od Centrum Egzaminów Medycznych komisja, która ma rozpatrywać merytoryczne zastrzeżenia do LEP-u. "Będzie stworzony tryb odwoławczy, pozwalający zaskarżyć pytania lub zakwestionować sposób przeprowadzenia egzaminu" - zapowiada Roman Danielewicz, dyrektor Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wyższego Ministerstwa Zdrowia. Idea jest taka, żeby w tej komisji nie zasiadały te same osoby, co w składzie komisji przeprowadzającej egzamin. To nie będzie łatwe. Wiadomo, że organizując LEP, Centrum Egzaminów Medycznych korzysta z pomocy konsultantów krajowych z różnych dziedzin medycyny. Na merytoryczne zastrzeżenia lekarzy do pytań musieliby odpowiadać zapewne ci sami konsultanci krajowi. Zarówno resort zdrowia, jak i Centrum Egzaminów Medycznych twierdzą jednak, że jest to tylko pozorna kwadratura koła. "Można to rozwiązać w ten sposób, że w jednej komisji jest konsultant krajowy, a w drugiej jego przedstawiciel lub osoba przez niego zaproponowana na przykład spośród członków towarzystw lekarskich. Chodzi o to, by w obu zasiadały osoby uznane w środowisku, fachowcy w swojej dziedzinie" - twierdzi Mariusz Klencki.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Beata Lisowska