Szpital jak przytułek
Podczas wakacji, świąt czy tzw. długich weekendów do polskich szpitali trafia nawet o 30 proc. pacjentów więcej. Najczęściej są to starsi, często niedołężni ludzie przywożeni przez rodziny, które traktują szpital jak darmowy hotel.
Z raportu NFZ za rok 2010 wynika, że ponad 70 proc. pacjentów powyżej 65. roku życia trafia do szpitala częściej niż raz w roku. Rekordziści — nawet osiem razy. „Nasze szpitale muszą wykonywać zadania, które gdzie indziej wypełniają zakłady opieki długoterminowej, domy pomocy społecznej czy nawet izby wytrzeźwień. Szpitale muszą zastąpić źle funkcjonujące państwo w wielu obszarach socjalnych” — mówi wprost prof. Piotr Kuna, dyrektor szpitala im. N. Barlickiego w Łodzi.
Wejście w życie ustawy refundacyjnej jeszcze tę sytuację pogorszyło — do szpitali zaczęli trafiać ci chorzy, których nie stać na wykupienie leków.
Oszczędność dla rodziny
Najczęściej tacy pacjenci trafiają na oddziały chorób wewnętrznych, neurologię, czasem na OIOM-y. Potrafią spędzić w szpitalu nawet pół roku. Zdarza się, że rodzina nie ukrywa faktu, że pobyt w szpitalu to oszczędność na jedzeniu, lekach czy pieluchach. „Bywa, że na naszym 19-łóżkowym oddziale jest jednocześnie 3-4 pacjentów, których rodzina nie chce zabrać do domu” — mówi dr Iwona Filipczak-Bryniarska, kierownik Oddziału Leczenia Bólu i Opieki Paliatywnej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

„Dla niektórych chorych szpital jest ostatnią deską ratunku. Bywa, że nie mamy gdzie pacjenta wypisać, bo mieszka sam i nie ma pieniędzy na to, żeby zapłacić rachunki, wyżywić się i kupić leki” — potwierdza prof. Tomasz Grodzicki, ordynator Kliniki Chorób Wewnętrznych i Geriatrii UJ CM, konsultant krajowy ds. geriatrii.
Dyrektorzy szpitali nie mają wątpliwości — takie przypadki to wynik braku miejsc w ośrodkach opieki długoterminowej. „Ludźmi starszymi, schorowanymi nie ma się kto zająć. Placówek opieki długoterminowej jest w Polsce za mało, a na pobyt w prywatnych jednostkach mało kogo stać — tłumaczy prof. Kuna. — Lekarz podejmujący decyzję w sprawie takiego pacjenta stoi przed wyborem: albo zatrzymać w szpitalu, albo wypisać — tylko dokąd? Na ulicę? Do nieogrzewanego mieszkania, w którym pacjent będzie sam, bez żadnej pomocy? To przecież narażenie jego zdrowia na szwank, wręcz narażenie życia. W Polsce szpital jest jedyną i ostateczną instancją dla tych ludzi”.
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu Pulsu Medycyny.
Nie masz prenumeraty - zamów dziś!
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Agnieszka Katrynicz