Telemonitoring opłaca się wszystkim
O korzyściach i oszczędnościach wynikających z wprowadzenia telemedycyny opowiada dr hab. n. med. Oskar Kowalski, kierownik Pracowni Elektrofizjologii i Stymulacji Serca w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu i przewodniczący Sekcji Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Podczas II Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w Katowicach eksperci podkreślali, że telemedycyna jest korzystna dla pacjenta, dla lekarza i dla systemu opieki zdrowotnej.

Czy Pana zdaniem telemedycyna rzeczywiście wszystkim się opłaca?
Tak, telemedycyna na pewno się opłaca, ale trzeba pamiętać, że aby oszczędzać, najpierw trzeba zainwestować. W przypadku telemedycyny te inwestycje wiążą się m.in. z zakupem i instalacją nadajnika oraz przeszkoleniem personelu, który będzie opiekował się pacjentem przy użyciu rozwiązań telemedycznych. Korzyści wynikające z zastosowania tych rozwiązań pojawiają się niemal natychmiast.
Jakie rozwiązania telemedyczne w kardiologii stosuje się na co dzień?
Elementów telemedycyny jest coraz więcej. Są takie, które w polskiej medycynie funkcjonują od lat, np. na przykład możliwość raportowania telemetrycznego zapisu EKG z karetki czy z domu pacjenta. Ratownik, który przyjeżdża do pacjenta z zawałem serca, ma możliwość natychmiastowej transmisji wyników EKG do wyspecjalizowanego ośrodka kardiologicznego, gdzie dyżurujący specjalista kardiolog podejmuje decyzję o dalszych działaniach.
Pojawiły się ostatnio jakieś innowacyjne rozwiązania?
Prawdziwą nowością, której ogromne znaczenie podkreślamy, jest telemonitoring urządzeń wszczepialnych – stymulatorów lub defibrylatorów.
Stymulatory ratują pacjenta w sytuacji spowolnionej akcji serca, natomiast defibrylatory przerywają częstoskurcz – arytmię bardzo groźną dla życia. Urządzenia są zaopatrzone w komputery, które rejestrują informację dotyczące aparatury i stanu pacjenta. Jeśli pacjent nie jest objęty telemonitoringiem, na kontrole musi przyjechać do specjalistycznej poradni. Standardowo kontrolujemy pacjentów po implantacji takich urządzeń raz na pół roku, czasem częściej. Jeśli zaś damy pacjentowi nadajnik, który na bieżąco będzie raportował dane o jego stanie, możemy mieć pewność, że w porę wychwycimy niebezpieczeństwo dla życia.
Jak wygląda taka interwencja?
Weryfikacja przesyłanych danych odbywa się na bieżąco. Informacje o wystąpieniu niekorzystnego zjawiska u pacjenta otrzymujemy najpóźniej na drugi dzień. Dzwonimy do chorego i wzywamy go do kliniki lub kierujemy do lekarza rodzinnego, ponieważ czasami należy jedynie zmienić dawkowanie leku.
Zdarza się, że konieczna jest hospitalizacja. Dzięki telemonitoringowi jesteśmy w stanie zareagować odpowiednio wcześniej, a pacjent, wiedząc, że jest monitorowany, czuje się bardziej bezpiecznie. To rozwiązanie rozwiązania niosące nieocenioną korzyść.
Podobnie dla obciążenia poradni wysokospecjalistycznej – jeśli pacjent jest pod stałym nadzorem, to liczba planowych wizyt w poradni specjalistycznej – jeśli nie dzieje się nic złego – może zostać bezpiecznie zmniejszona.
To realna oszczędność dla placówki specjalistycznej.
Tak, to wymierna oszczędność. Może się oczywiście okazać, że zmniejszamy liczbę wizyt planowych, kontrolnych – bo taka wizyta może się odbyć u lekarza rodzinnego, jednak wzrośnie liczba wizyt pilnych. Wtedy i tak zyskujemy, ponieważ dbamy o trudniejszych pacjentów, bez konieczności zwiększania kosztów obsługi specjalizacyjnej. To duże zyski dla poradni i szpitali specjalistycznych.
Na II Kongresie Wyzwań Zdrowotnych przywoływano wyniki badań przeprowadzonych w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Zgodnie z nimi, przy zastosowaniu telemonitoringu pacjentów z wszczepionymi urządzeniami w ciągu trzech lat możliwa jest nawet 30-proc. redukcja kosztów opieki nad tymi pacjentami z punktu widzenia płatnika. Czy może Pan opowiedzieć więcej o tych badaniach?
To badania o charakterze prognostycznym. Obecnie koszty całego procesu telemonitoringu bierze na siebie szpital, nie dostając w zamian praktycznie żadnego zwrotu. Tak naprawdę realne koszty należałoby policzyć w odniesieniu do sytuacji, w której, jako szpital, uzyskujemy od płatnika jakiekolwiek środki na prowadzenie telemonitoringu.
Badania wskazują, że telemonitoring pacjentów z urządzeniami wszczepianymi się opłaca. Nie dysponujemy jednak konkretnymi kwotami, jeśli chodzi o polski rynek, ponieważ dziś za telemonitoring nikt nie płaci.
Jak zatem w Śląskim Centrum Sercu Chorób Serca w Zabrzu udaje się oferować wszystkim potrzebującym pacjentom ten rodzaj nadzoru specjalistycznego?
Jeśli chodzi o Śląskie Centrum Chorób Serca, w zakresie wdrożenia telemonitoringu znaczenie miały zarówno odpowiednie decyzje administracyjne, związane z głębokim zrozumieniem problemu i potrzeb w tym zakresie, jak i postawa lekarzy.
Specjaliści pracują po godzinach, spędzając godziny przed monitorem komputerowym i analizując zapisy EKG. Warto to docenić, ponieważ żaden inny szpital w Polsce żaden inny szpital nie zdecydował się na stosowanie telemonitoringu na taką skalę.
Pacjenci innych poradni i szpitali specjalistycznych nie mogą liczyć na taką opiekę?
Inne placówki również próbują stosować telemonitoring, ale to bardzo trudne, jeśli same muszą ponosić koszty. Telemonitoring nie jest dziś procedurą refundowaną. Chcę podkreślić, że bez wprowadzenia refundacji telemonitoringu, żaden szpital w Polsce – także nasz – w dłuższej perspektywie nie jest w stanie udźwignąć takiego obciążenia.
Aby system mógł działać, placówka musi zapewnić zespół odpowiednio przeszkolonych osób, które będą w stanie właściwie ocenić napływające raporty i, w razie potrzeby, interweniować.
Obecnie w śląskim centrum, do dwóch klinik prowadzących telemonitoring spływa dziennie ponad 300 raportów. To znaczny zakres codziennych obowiązków dla specjalnie przeszkolonych pielęgniarek i lekarzy. Przy monitoringu pracuje 25 lekarzy.
Kto płaci za nadajniki, które dostaje pacjent?
Wszystkie urządzenia, które do tej pory zakupiliśmy, finansował szpital. To poważne zobowiązanie, które podjął Dyrektor SCCS, by poprawić jakość leczenia pacjentów. Trzeba powiedzieć, że wysiłek ekonomiczny szpitala jest w tym kontekście naprawdę znaczny – wiąże się z zakupem sprzętu, który jest w szpitalu i nadajników, które otrzymuje pacjent. Wszystko opiera się na maksymalizacji oszczędzania, by zapewnić najwyższą jakość opieki dla pacjentów z wszczepionymi urządzeniami, która dzięki podjętym wysyłkom naprawdę nie odbiega od najlepszych standardów światowych. Ale jak już wspominałem wcześniej – żaden szpital nie jest w stanie, zwłaszcza w obecnej sytuacji finansowej, prowadzić takiej działalności bez wsparcia płatnika.
Co z refundacją telemonitoringu? Czy robimy coś w kierunku tego, by wszyscy pacjenci z wszczepionymi urządzeniami mieli możliwość korzystania z tej formy opieki kardiologicznej?
Aktualne wyceny kardiologiczne w ogóle nie uwzględniają stosowania telemonitoringu. To nowa dziedzina w kardiologii, w którą naprawdę warto inwestować.
Są dowody na to, że stosowanie telemonitoringu wydłuża życie pacjentom z wszczepionym urządzeniem. Sam zabieg wszczepienia urządzenia wydłuża życie pacjenta nawet o 30-50 proc., a zastosowanie telemonitoringu dodatkowo poprawia te wyniki. Wydaje się, że w tej chwili nie ma w medycynie metody, która w badaniach randomizowanych w oparciu o Evidence Based Medicine ma tak dobre wyniki leczenia w tak trudnej populacji chorych. Dobrze wiemy, że telemonitoring wymaga nakładów finansowych, dlatego postulujemy, by na początek rozważyć zastosowanie telemonitoringu u wszystkich pacjentów z wszczepionymi urządzeniami złożonymi, takimi jak defibrylatory czy defibrylatory resynchronizujące. W przekonaniu większości ekspertów, absolutnym minimum jest rozpoczęcie stosowania tych urządzeń u pacjentów najtrudniejszych, czyli z układami resynchonizujacymi i u wszystkich dzieci, które mają wszczepione jakiekolwiek urządzenia stymulujące bądź kardiowerter-defibrylator. Tak właśnie postępujemy w SCCS.
Jakie warunki należy spełnić, by refundacja telemonitoringu była możliwa?
Pierwszym wyzwaniem jest to, by za rzeczywistością technologiczną nadążało polskie prawodawstwo. Kiedy na świecie telemonitoring zaczął być stosowany na większą skalę, w Polsce nie było możliwości oceny medycznej pacjenta za pośrednictwem telemediów, dlatego, że nie pozwalało na to prawo. Brakowało odpowiedniej ustawy, która dopuszczała do teleanalizy medycznej chorego. W tej chwili jest to możliwe z punktu widzenia prawnego.
Kiedy procedowane były telekonsultacje pacjentów, które zostały już wprowadzone do koszyka świadczeń (telekonsultacja kardiologiczna i geriatryczna - przyp. red.) postulowaliśmy, by wprowadzono również procedurę telekonsultacji pacjenta z wszczepionymi urządzeniem. Wtedy nam się nie udało, ale mamy nadzieję, że bardzo dobra współpraca z konsultantem krajowym w dziedzinie kardiologii – prof. Jarosławem Kaźmierczakiem, przedstawicielami Ministerstwa Zdrowia, Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji oraz Narodowego Funduszu Zdrowia, pozwoli na wprowadzenie tej procedury do katalogu NFZ. Może ona być wprowadzona w różnych postaciach. Za pierwszym razem postulowaliśmy, by taka kontrola urządzenia wszczepialnego przez telemonitoring była takim samym rodzajem konsultacji jak konsultacja kardiologiczna, czyli odbywała się w ramach kontraktu na poradnię kardiologiczną. Ale to z pewnością nie jedyna możliwość.
Rozważane są możliwości współpłacenia za telemonitoring przez pacjenta?
Byłbym ostrożny wobec takiego rozwiązania, bo koszty dla pacjenta z pewnością nie będą małe, a trzeba powiedzieć, że największymi beneficjentami telemonitoringu nie są krezusi – to osoby starsze i ciężko chore oraz dzieci. Obawiałbym się także, że część pacjentów, którzy powinni dostać urządzenie do telemonitoringu, po prostu nie będzie mogła go otrzymać.
Na pewno warto zrobić wszystko, by uniknąć dysproporcji w zapewnianiu bezpieczeństwa pacjentom. Możliwości jest wiele i warto wspólnie o nich rozmawiać. Mam nadzieje, że w tym roku uda się wprowadzić telekonsultacje pacjenta z urządzeniem wszczepialnym. Jako eksperci Sekcji Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego cały czas jesteśmy otwarci na współpracę. W każdej chwili służymy swoją wiedzą, pomocą i źródłami danych Evidence Based Medicine w tym zakresie.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: MJ