Bierne palenie jest nawet bardziej szkodliwe niż myśleliśmy
O tym, czy zakaz palenia tytoniu w miejscach publicznych jest słuszny, czy nie dyskutuje się w ostatnim czasie w mediach, na forach internetowych i spotkaniach towarzyskich. Osobiście jestem za. Przyznaję się, że nie palę i nigdy nie paliłam. Raz spróbowałam i w zupełności mi to wystarczyło. Nie lubię przebywać w zadymionych miejscach, ale czasami muszę, a czasami przebywam w nich z własnego wyboru.
Palenie nigdy nie jest prywatną sprawą palacza i choćby palacz miał jak najlepsze intencje, jego nałóg zawsze oddziałuje na otoczenie. Ostatnio donoszono, że niebezpieczne dla zdrowia jest nie tylko wdychanie dymu tytoniowego, czyli palenie bierne, ale nawet kontakt z cząsteczkami tego dymu osadzonymi na meblach, materacach i innych nośnikach stałych. Naukowcy nazwali ten kontakt paleniem trzeciorzędowym. „Jestem zdumiony, gdy słyszę i czytam te bzdury wygłaszane i wypisywane przez inteligentnych skądinąd ludzi o tym, że zakaz palenia w miejscach publicznych to ograniczenie wolności i swobód obywatelskich – powiedział prof. Tadeusz Orłowski podczas konferencji Polskiej Grupy Raka Płuca 19 listopada br. w Warszawie. A ja podpisuję się pod tą wypowiedzią.
Nałóg palenia jest rozpowszechniony wśród farmaceutów w podobnym stopniu jak w reszcie społeczeństwa. I podobnie jak w innych grupach społecznych, część z aptekarzy zakaz palenia popiera, a część się z nim nie zgadza. Dla branży farmaceutycznej zaostrzona ustawa antynikotynowa może okazać się o tyle istotna, że w związku z nowym prawem przewidywany jest wzrost sprzedaży leków i preparatów mających pomóc w zrywaniu z nałogiem palenia. Zaraz po wprowadzeniu zakazu nasiliły się kampanie reklamujące nikotynową terapię zastępczą. Ale czy można im wierzyć?
Naukowcy z Uniwersytetu w Sydney, którzy przeanalizowali wyniki 511 badań dotyczących różnych metod rzucania palenia, doszli do wniosku, że zdecydowanej większości ekspalaczy udało się zerwać z nałogiem bez stosowania żadnych farmaceutyków. Kluczem do sukcesu była silna motywacja – równie skuteczne było rzucanie papierosów z dnia na dzień, jak i stopniowe odzwyczajanie się od nich. Autorzy publikacji, która ukazała się w lutym br. na łamach „PLoS Medicine” (2010, 7: e1000216) podważają też wiarygodność niektórych badań dotyczących skuteczności środków NTZ, finansowanych przez ich producentów oraz w ogóle zasadność tej metody. Wychodzącym z nałogu alkoholikom nie podaje się małych dawek alkoholu, hazardzistom nie zezwala się na granie za niewielką stawkę, więc dlaczego palaczom poleca się nikotynowe preparaty zastępcze? Przy wszystkich nałogach, z wyjątkiem palenia tytoniu, za jedyny skuteczny sposób zrywania z nim uważa się całkowitą rezygnację z używki w połączeniu ze wzmacnianiem motywacji.
Bezdymna alternatywa?
W krajach, w których wprowadzono zakaz palenia w miejscach publicznych, część palaczy tytoniu przerzuciła się na bezdymne wyroby tytoniowe, np. tytoń do żucia lub tabakę. Wśród Szwedów i Norwegów rekordy popularności bije snus, który jest skandynawskim odpowiednikiem tabaki, ale zażywanym doustnie. Jest to drobno zmielony tytoń z dodatkiem soli i substancji smakowych, który umieszcza się pod górną i dolną wargą i czeka aż produkt się rozpuści. Ponieważ nikotyna ze snusu nie jest wchłaniana za pośrednictwem układu oddechowego, nie powoduje raka płuc ani POChP. Jest to jednak używka silnie uzależniająca, bo zawiera co najmniej dwa razy więcej nikotyny niż standardowy papieros. Dlatego ani snusu, ani innych bezdymnych produktów tytoniowych nie można uważać za bezpieczną dla zdrowia alternatywę wobec palenia papierosów. W październiku br. na łamach czasopisma medycznego „Circulation” (2010, 122: 1520-1544) ukazało się oficjalne oświadczenie Amerykańskiego Towarzystwa Chorób Serca (American Heart Association), w którym czytamy, że używanie bezdymnych wyrobów tytoniowych sprzyja nowotworom przełyku, nadciśnieniu tętniczemu, zawałom serca oraz udarom mózgu.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Marta Koton-Czarnecka