Czarowanie rzeczywistości

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 17-09-2008, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Pytanie czy opieka zdrowotna powinna być urynkowiona w dyskusji o systemach opieki zdrowotnej obecne jest w państwach europejskich od wielu lat. Wraz z rozwojem opiekuńczo-socjalnych zadań państwa, po II wojnie światowej, poszukiwanie odpowiedzi na nie nabrało nowego znaczenia i zyskało na intensywności. To właśnie w tym czasie z jednej strony państwa tzw. demokracji ludowej, określane też jako kraje demoludów, a równolegle państwa anglosaskie i skandynawskie objęły swych obywateli powszechną i finansowaną z budżetu państwa opieką zdrowotną. Realizacja tej finansowej opieki znajduje swój modelowy opis w zaopatrzeniowych systemach komisarza Siemaszki w krajach demoludów, w systemie Beveridge'a - Wielka Brytania i Skandynawia.
"Po drugiej stronie lustra" rozwijały się systemy ubezpieczeniowe, których protoplastą był niemiecki, a właściwie pruski system ubezpieczeń wprowadzony w końcu XIX wieku przez Bismarcka. System ten początkowo miał charakter bliski dzisiejszym specjalnym przywilejom pracowniczym (tzw. spółki brackie w górnictwie, przemyśle ciężkim, w którym w określonym przedsiębiorstwie zatrudnienie gwarantowało finansowanie między innymi opieki zdrowotnej) z funduszu składkowego organizowanego początkowo przez właścicieli przedsiębiorstw, np. kopalń, później zaś przez stopniowo specjalizujące się w tym zakresie instytucje ubezpieczeniowe. Wraz z rozwojem demokracji oraz upowszechnianiem haseł równości obywateli wobec prawa i ich obowiązków wobec państwa środki finansowe kierowane na opiekę zdrowotną stawały się częścią finansów publicznych. Tym samym coraz ściślej nadzorowane były przez polityków, zarówno pod kątem obciążeń obywateli przez systemy podatkowe (w systemach budżetowych), jak i poprzez obligatoryjne obciążenie powszechną składką ubezpieczeniową (w systemach ubezpieczeniowych). To w XX wieku nastąpiło upolitycznienie opieki zdrowotnej, gdy państwo ze swoim aparatem prawnym i finansowym przejęło nadzór nad finansami opieki zdrowotnej, ingerując w nie w sposób bezpośredni - poprzez tworzenie budżetu państwa i wydzielenie środków finansowych z podatków na realizację swojej polityki zdrowotnej, albo też pośredni - tworząc bardzo szczegółowe regulacje prawne w początkowo suwerennych systemach opieki zdrowotnej. Nawet najbardziej oporny na publiczne kontrolowanie przez polityków system liberalny finansowania opieki zdrowotnej w USA nie był w stanie zachować swojego liberalno-rynkowego charakteru i już dzisiaj 50-60 procent środków finansowych amerykańskiej służy zdrowia pochodzi z budżetu stanowego bądź federalnego (MEDICARE, MEDIAID).
Cały wiek XX to zatem wycofywanie się rynku - albo też jego daleko idąca regulacja prawna przez rządy państw - z szeroko pojętej opieki zdrowotnej. Dzisiaj nie do pomyślenia jest zasada swobodnego ustalania ceny pomiędzy lekarzem a pacjentem lub pacjentem a aptekarzem (przy czym przez relację lekarz - pacjent rozumiem również może bardziej skomplikowaną, ale co do zasady tożsamą relację pacjent - szpital, przychodnia), gdyż regulacje prawne i instytucjonalne taką swobodę wykluczają. Pieniądze publiczne - bądź to pochodzące bezpośrednio z budżetu państwa, bądź z obowiązkowych ubezpieczeń zdrowotnych - stanowią nieprzekraczalną barierę dla swobody ustalania cen pomiędzy płatnikiem - wykonawcą świadczenia zdrowotnego a pacjentem. Bez regulacji tworzonych przez państwo, a więc i polityków, w obecnie istniejących systemach opieki zdrowotnej jakiekolwiek urynkowienie opieki zdrowotnej nie jest możliwe. Myślę, że pomimo różnych pomysłów, postulatów czy wręcz żądań ważnych "graczy" w systemie, pełne urynkowienie świadczeń opieki zdrowotnej to swoista próba zaczarowania rzeczywistości.
Warto w tym miejscu odnieść się również do znanego postulatu OZZL, dotyczącego realizacji i wdrożenia tzw. racjonalnego systemu opieki zdrowotnej, zawartego w projekcie ustawy od lat przedstawianej przez władze OZZL - Państwo płaci, o ile to możliwie jak najlepiej, a my (czytaj: świadczeniodawcy) ustalamy ceny. Jak kogoś nie stać - to trudno. Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania, nie widzę bowiem żadnego racjonalnego powodu, by opiekę zdrowotną w sensie finansowym zamieniać w arabski lub hinduski bazar, w którym to pacjent będzie targował się z aptekarzem o cenę dopłaty do leków lub, co bardziej spektakularne, umierający pacjent z lekarzem o wysokość dopłaty. Dla mnie, solidarnościowca, a w sensie światopoglądowym konserwatysty chrześcijańskiego, to sytuacja schizofreniczna i absolutnie nie do przyjęcia.
Konstytucja RP w art. 68 wyraźnie stawia nam zadania i ramy prawne naszej publicznej, obywatelskiej i politycznej działalności w zakresie ochrony zdrowia. Nie oceniajmy więc tego zapisu jako irracjonalnego i socjalistycznego. To nasze wyzwanie i zadanie, które można i trzeba realizować. Powodzenie jego realizacji jest możliwe pod jednym warunkiem - państwo, administracja państwowa muszą być silne i zdecydowane; nie tak jak dziś - słabe, a jednocześnie przenikające we wszystkie możliwe domeny życia społecznego i gospodarczego, zwłaszcza w tych kwestiach, w których jest to niepotrzebne czy wręcz szkodliwe. Moim zdaniem - a sądzę, że opinię tę podziela również wiele milionów Polaków - tzw. urynkowienie opieki zdrowotnej to jedno z wielu populistycznych haseł: Publiczne pieniądze w systemie = znaczne ograniczenie wolnego rynku.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Bolesław Piecha; były wiceminister zdrowia,; przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.