Dokształcanie na niby
Po dokładnej lekturze przemodelowanej uchwały nie mogę niestety temu zaprzeczyć. Wprawdzie przeliczanie różnych form doskonalenia zawodowego na punkty obiecuje przejrzysty i obiektywny system, lecz poznawszy szczegóły, wrażenie to bezpowrotnie ginie. Dowiadujemy się na przykład, że zdobyć punkty można za ?udokumentowane korzystanie z biblioteki lekarskiej lub Internetu". Jako zapalony internauta, na co dzień korzystający z różnych serwisów medycznych, powinienem się ucieszyć. Tylko kto będzie mój kontakt z wirtualną siecią dokumentował. Żona? A może kolega z pracy?
Kuriozalny wydaje się też zapis o przyznawaniu punktów za zaprenumerowanie na rok czasopisma lub zakup książki fachowej. Zwłaszcza że autorzy uchwały popisali się wyjątkowym brakiem konsekwencji: z jednej strony nagradza się błahostki, a z drugiej za uzyskanie tytułu profesora przyznaje się zero (!) punktów. Podobnych kwiatków czy raczej chwastów jest na tej łączce znacznie więcej. Wystarczy zajrzeć i poczytać. Zachęcam do tego, bo uchwała wymaga pilnych poprawek.
Nie mam wątpliwości, że tego typu akt prawny jest potrzebny. Skoro jesteśmy jako grupa zawodowa zobligowani do dokształcania, to choćby tylko z tego względu warto, we własnym gronie, precyzyjnie określić obowiązujące wszystkich minimum. Powinno ono być osiągalne przez każdego, kto deklaruje wolę pogłębiania wiedzy. To znaczy również przez lekarza pochłoniętego pracą na pierwszej linii frontu, z dala od wielkomiejskich klinik. Ideałem byłoby wywalczenie przez samorząd takich zmian prawnych, które osiągnięcie owego minimum ułatwią. A więc na przykład dodatkowych dni płatnego urlopu na dokształcanie lub ulg podatkowych w związku z kosztami dokształcania. Do tego jednak potrzebna jest determinacja samorządowców i dobra wola ministra. O jedno i drugie może być trudno, przynajmniej w dążeniu do tego akurat celu.
Trudno w znowelizowanej ustawie dopatrzyć się sankcji za niedopełnienie obowiązku dokształcania, ale też i premii za wzorowe wywiązywanie się z tej powinności. Mnie brakuje zwłaszcza tych drugich. Bo cóż mi po tym, że podczas konkursu na stanowisko kierownicze bądź występując o kontrakt z płatnikiem będę mógł wylegitymować się moimi punktami? Nikt na to nie zwraca uwagi. Przykładem jest moja izba, w której od kilku lat wprowadzono specjalne książeczki do ewidencjonowania własnego kształcenia. Większość trzyma je w dziewiczym stanie gdzieś na dnie szuflady.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: lek. Sławomir Badurek