Dr Sutkowski o aplikacjach zdrowotnych: taki internet na receptę jest lepszy niż dr Google. Ale stosujmy te „zabawki” powściągliwie
Mamy pierwszą aplikację zdrowotną z certyfikatem Ministerstwa Zdrowia. Ta podpowiada użytkownikowi, jakie mogą być powody jego złego samopoczucia. Pomaga też przygotować się do wizyty lekarskiej. Popularność prozdrowotnych produktów cyfrowych stale rośnie i ten trend z pewnością będzie się utrzymywał w kolejnych latach. Czy to wyjdzie nam na zdrowie? O to pytamy dr. Michała Sutkowskiego, prezesa Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, prodziekana Wydziału Medycznego Uczelni Łazarskiego.

Dynamiczny rozwój technologii bezpowrotnie wpływa już na wszystkie obszary naszego życia, także te dotyczące zdrowia. Na rynku pojawia się coraz więcej aplikacji wspierających nasze zdrowie. No właśnie, czy wspierających? Jaka jest pana opinia na ten temat?
Żeby być precyzyjnym, mówimy o aplikacjach, z których korzystają Polacy, ale nie chodzi o technologie medyczne czy rozwiązania takie jak e-recepta. Z takich cyfrowych produktów dziś korzysta ok. 86 proc. naszego społeczeństwa. Za ich pośrednictwem próbuje ocenić swój stan zdrowia, ale też szuka tam porad. I teraz, wracając do pani pytania. Jeżeli będzie to aplikacja, która jest powiedzmy internetem na receptę, to wydaje się to być zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż dr Google. Krótko mówiąc, wskazanie przez grupę mądrych ludzi czegoś, co jest mądrzejsze niż ogólny internet, jest mądrzejsze z punktu widzenia całego postępowania medycznego. To jest pewna zaleta, którą trzeba zauważyć.
Generalnie jednak powinniśmy poprawiać system, jego dostępność, a te różnego rodzaju „zabawki” stosować z dużą powściągliwością. Bo chociaż one są stworzone przez specjalistów, można powiedzieć, że to jest zabawka profesjonalna, jednak trochę zabawka. Dlaczego tak uważam? Silna wiara w sztuczną inteligencję w tym kontekście – to jest w mojej ocenie – trochę przejaw braku wiary w rozum lekarski i trochę braku wiary w system i w to, że on może skutecznie odpowiadać na potrzeby pacjentów. Co do tego drugiego, to są powody takiego myślenia, bo faktycznie potrzebujemy zmian działania ochrony zdrowia.
Wracając do tematu, mamy Symptomate i tego typu aplikacje, które w zasadzie prowadzą z pacjentem wywiad, by naprowadzić go na pewne tory. Z tym że wywiad to nie tylko symptomy, to historia choroby, kontekst rodziny, przyjmowane leki, wykonane badania, testy, dotychczasowe leczenie. Tylko taki pełny obraz w połączeniu z dobrym badaniem klinicznym lekarza to droga do skutecznego leczenia.
To jakie konkretnie plusy i minusy takich cyfrowych produktów by pan wskazał?
Zacznę od tego, że czas w medycynie ma znaczenie. Zła diagnoza, która może paść w takiej sytuacji na skutek tego, że mamy jednak bardzo dużą pulę różnego rodzaju odnośników, podpowiadaczy, może uspokoić pacjenta i sprawić, że ostatecznie trafi on w ręce lekarza później, co z kolei może wbrew intencjom opóźniać prawidłową diagnostykę i leczenie.

Kolejnym zagrożeniem, jakie dostrzegam, jest to, że część użytkowników takich cyfrowych produktów korzysta z nich nieracjonalne. Myślę tu o osobach z pewnymi zaburzeniami, np. lękiem przed chorobą, które mogą sięgać na okrągło po takie aplikacje, i w ten sposób będą powiększać tę swoją hipochondrię. Mamy więc pewne plusy korzystania z takich aplikacji, w postaci pewnego nakierowania pacjenta na dobre tory, dobre ścieżki, a zarazem i minusy.
Plusy to to, że w przypadku aplikacji certyfikowanej są to wiadomości sprawdzone przez lekarzy, które można uzyskać bez wychodzenia z domu i całą dobę. Kolejny plus to, że przekazane informację, np. odnoszące się do profilaktyki, mogą być bardziej szczegółowe niż te przekazywane w czasie wizyty lekarskiej, z powodu jej ograniczonego czasu. Aplikacja może też pomóc pacjentowi przygotować się do wizyty lekarskiej, a trzeba przyznać, że większość chorych jest kompletnie nieprzygotowana do nich. Nie mają przygotowanej dokumentacji, nie wiedzą, jakie leki biorą i tak dalej. Plusem jest też niewątpliwie anonimowość, bo my nie musimy się pokazywać w przychodni, jest pewna wygoda.
Tylko żeby pacjent odniósł korzyść z wiedzy, którą mu przekazuje aplikacja, musi ją rozumieć. I co zrobi, jeżeli sztuczna inteligencja nie zgodzi się z lekarzem?
Ja mam pewne obawy odnośnie do wiedzy zdrowotnej pacjentów. One wynikają z braku edukacji w tym zakresie. Dodatkowo poziom debaty publicznej, nie tylko tworzonej przez pacjentów, ale też polityków, decydentów, jest zatrważająco niski i przebijają się głosy, które są kompletnie nie na temat. Z jednej strony cyfrowe produkty mogą pomóc, a z drugiej strony mogą spowodować jeszcze większy bałagan. I tu wrócę do zdania, że potrzebne są przede wszystkim działania na rzecz systemu, do nich bym namawiał. Szeroko rozumiana sztuczna inteligencja jest pewnym dodatkiem, ale też jest niestety pewną protezą systemu i my poprzez sztuczną inteligencję nie uzyskamy poprawy systemu jako takiego. Generalnie zachowałbym dużą ostrożność w korzystaniu z takich produktów, ale i nie rezygnowałbym z nich.
Czyli widzi pan potencjał tego rynku, ale istotne korzyści odniesiemy wtedy, gdy będziemy bardziej świadomym zdrowotnie społeczeństwem i bardziej ufali specjalistom niż aplikacji?
Tak, bo dziś ten element e-zdrowia nie poprawia parametrów zdrowotnych Polaków. W ten obszar przesuwamy pewne kompetencje, tak jak kompetencje zawodowe, trochę grupom pozamedycznym, ale to może być pułapka, jeżeli będziemy w to brnęli bezrefleksyjnie. Przypomnę, że 30-40 lat temu człowiek wygrywał z komputerem. Był to Garri Kasparow. Ale od pewnego czasu zaczęliśmy przegrywać. Dzisiaj nie ma szans na to, żeby wygrał z komputerem nawet Carlsen, arcymistrz świata.
Z jednej strony to dobrze, że będziemy stymulowani pewnymi bodźcami medycznymi w tym rozumieniu, jako pewna wiedza medyczna. Z drugiej strony ryzyk w podpieraniu się takimi aplikacjami jest sporo, a systemu tym też nie naprawimy.
Bardziej opisowo widzę to tak, że dziś takie cyfrowe produkty są pewną zabawką w rękach pacjentów, która nie musi być dobrze użyta. Tą zabawką bawi się dziecko, ale niestety to dziecko może tę zabawkę połknąć i się nią zadławić. W związku z tym wszystko zależy od tego, jakie to jest dziecko i jaka to jest zabawka.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Aplikacja pomoże farmaceutom sprawozdawać szczepienia w aptekach
Źródło: Puls Medycyny