Inny punkt widzenia: Cycki, fryzury i dragi
Nie minął dzień od facebookowej premiery, a hasło reklamowe Fundacji, zachęcające do oddawania 1 proc. podatku na jej statutowe cele, podchwyciła wieczorna Panorama. W czasie najwyższej oglądalności dowiedzieliśmy się, jak Rak & Roll pomaga chorym, poznaliśmy również numer konta Fundacji. Każdy, kto odrobinę zna działanie medialnych mechanizmów, wie, jak cenne (i dosłownie, i symbolicznie) jest przekazywanie tego typu informacji w najlepszym czasie antenowym.
Nie piszę o tym po to, żeby zapewnić Fundacji dodatkową reklamę (jej działaczki świetnie sobie radzą bez mojej pomocy). Wydaje mi się natomiast, że od Fundacji warto uczyć się nie tylko tego, jak na różne sposoby, także pozamedycznie, udzielać wsparcia chorym na raka, ale i jak podchodzić do nowotworowej komunikacji, zarówno tej odbywającej się na poziomie interpersonalnym, jak i społecznym (czyli wtedy, gdy lekarz rozmawia z pacjentem onkologicznym i jego rodziną, ale także w czasie przeprowadzania kampanii informacyjnych czy promocyjnych).
Choroba nowotworowa wydaje się być bardzo trudno komunikowalna. I nie chodzi tylko o moment poinformowania o diagnozie czy o kolejne rozmowy, odbywające się w trakcie leczenia. Chodzi również o sposoby przekonania osób zdrowych np. do tego, żeby poddały się kontrolnym badaniom, będącym częścią antynowotworowej profilaktyki. Twórcy wielu kampanii społecznych, odwołując się do najbardziej rozpowszechnionych skojarzeń związanych z rakiem, wydają się być skoncentrowani na jednym celu: chcą przestraszyć odbiorców i odbiorczynie swoich komunikatów. Nie pakuj się do trumny — mówią, przekonując do robienia cytologii.
Entuzjastyczne komentarze pojawiające się pod zdjęciem, będącym częścią kampanii Fundacji Rak & Roll, udostępnianie tego zdjęcia przez użytkowników Facebooka, ale i omawianie kampanii przez osoby na co dzień zajmujące się komunikacją zarówno w jej komercyjnej, jak i społecznej odmianie wyraźnie pokazują, że proste, nieco przewrotne, ale pozytywne komunikaty trafiają do odbiorców i odbiorczyń bardziej niż straszenie ich śmiercią. Jak to „trafianie” przełoży się na przekazywanie 1 proc. podatku, przekonamy się niebawem.
Oczywiście, żadna z pacjentek chorych na raka piersi nie chce przechodzić przez mastektomię, nie chce tracić włosów i nie chce czuć bólu. Ale, jeśli już się to zdarzy, po nieuniknionych i naturalnych fazach załamania i użalania się nad sobą, najczęściej chce dojść do siebie. A do tego potrzebuje m.in. nowych cycków i nowych włosów, a wcześniej — dragów.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Dr n. hum. Anna Wiatr, Pracownia Badań Jakościowych IN VIVO