Lepiej dokończyć rozpoczętą reformę...

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 08-04-2009, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Przez wiele lat, będąc przewodniczącym Komisji Pracy, Płacy i Warunków Socjalnych Naczelnej Rady Lekarskiej, uczestniczyłem w spotkaniach z premierami, ministrami zdrowia, finansów i komisji sejmowych, dotyczących reform w ochronie zdrowia. Nigdy żadne reformy w Polsce nie zostały doprowadzone do końca. Głównie brakowało determinacji i pieniędzy na ich skończenie. (...)

System lekarza rodzinnego działa bardzo dobrze, ale po godz. 20 w dni wolne od pracy pacjent nie wie, gdzie się leczyć, gdyż z powodu braku pieniędzy lekarze rodzinni nie mają dyżurów świątecznych. Decyzją najgorszego ministra w Polsce (Łapińskiego) pogotowie ratunkowe stało się z powrotem przychodnią na kółkach do leczenia pijanych i skacowanych obywateli. Podobną rolę zaczyna spełniać medycyna ratunkowa, gdyż zabrakło pieniędzy na jej działalność ustawową. W założeniach reformy miał się zmniejszyć dostęp do leczenia specjalistycznego i badań. Niestety, nawyki naszych pacjentów pozostały. Ograniczenia administracyjne spowodowały, że pacjenci czekają na badanie u specjalisty nawet pół roku. Usankcjonowano jedynie "komitety kolejkowe". W szpitalach, pomimo likwidacji oddziałów, łóżek i samych szpitali, wzrosło obłożenie ponad dwukrotnie (tu sprawdziło się hasło "Polak potrafi").

W związku z bardzo drogimi lekami i trudnością dostania się do specjalisty oraz na badania, pacjent przestaje brać leki, jego stan zdrowia pogarsza się, następnie w związku z zagrożeniem życia i zdrowia ląduje w szpitalu, gdzie otrzymuje bezpłatnie leki, badania specjalistyczne. Cykl ten powtarza się co najmniej co pół roku. Pozwala to również korzystać z sanatoriów i szpitali rehabilitacyjnych. Bardziej opłaca się zmniejszyć ceny leków i ułatwić dostęp do specjalistów.

Wg wielu polityków, stomatologia ma być wzorem reformy w ochronie zdrowia. Jest to stwierdzenie nieprawdziwe. Jako jedno z nielicznych państw w Europie nie mamy uregulowań prawnych określających, ilu mieszkańców przypada na gabinet stomatologiczny. W wielu państwach jest to 1600 mieszkańców na jeden gabinet. Są miasta w Polsce, gdzie na jeden gabinet przypada 300 mieszkańców, ale są też takie, gdzie na jeden gabinet przypada około 10 tys. mieszkańców. Kontrakty z funduszem ma podpisane ponad 10 tys. gabinetów, co daje średnio 3,5 tys. mieszkańców na jeden kontrakt. Ponad 50 proc. polskich dzieci nie ma kontaktu ze stomatologiem, kolejki są olbrzymie, a na aparat ortodontyczny lub protezy ruchome czeka się około 3 lat.

Odpowiedzialnymi za zabezpieczenie leczenia są rząd i NFZ.
Niestety, do dziś nie powstała mapa zabezpieczenia stomatologicznego w Polsce. Ceny proponowane przez NFZ nie starczą nawet na utrzymanie gabinetu. Efekty widać - bezzębne społeczeństwo, chorujące dzieci i młodzież.

Obecnie Polak ma do wyboru trzy systemy leczenia: bezpłatny, prywatny i najczęściej stosowany półprywatny (o którym wiedzą wszyscy zainteresowani). W wielu prywatnych placówkach kolejki są większe, jak w uspołecznionych, a lekarze w prywatnych placówkach otrzymują więcej prezentów, jak w uspołecznionych (zegarki, pióra, alkohole).

Dlaczego tak jest? Oto przykład, jak reformowano służbę zdrowia we Wrocławiu i województwie. Na początku za reformy zabrał się niespełniony matematyk i pracownik szpitala w USA (gdzie obsługiwał windę). Jakie są tego efekty? Miasto Wrocław płaci z budżetu wielokrotnie więcej pieniędzy na toalety publiczne niż na ochronę zdrowia (ochrona zdrowia to żłobki i dwie nieduże przychodnie), reszta została skomercjonizowana. Wrocław jest chyba jedynym tak dużym miastem na świecie, które nie utrzymuje szpitali. A więc wszystkie skargi mieszkańców, czyli pacjentów, nie dotyczą władz miasta. W międzyczasie zlikwidowano szpitale: im. Czerwiakowskiego, im. Rydgiera, Szkół Wyższych (na miejscu którego powstanie hotel) i największy Szpital Wojewódzki im. Babińskiego (na jego miejscu powstanie market). Przygotowany jest do likwidacji Szpital Kolejowy, a w najbliższej przyszłości szpital im. Marciniaka, ma za to powstać nowy szpital na Złotnikach.

Gdy zaczynałem studia w latach sześćdziesiątych, mówiło się o budowie Akademii Medycznej. Dziś jestem na emeryturze i brakuje jeszcze 200 mln zł na skończenie budowy. W latach siedemdziesiątych, gdy rozpoczynałem pracę w ZOZ Fabryczna, były już plany budowy nowego szpitala właśnie na Złotnikach - ciekawe, za ile lat powstanie ten szpital. Ale miasto stać na budowę stadionu piłkarskiego za około 1 mld zł. Dzisiaj na mecze chodzi 6 tys. osób., bardzo droga zabawka, a pieniędzy na szpital brak.

Komercjalizacja prawie wszystkich przychodni spowodowała, iż kolejki do specjalisty są we Wrocławiu największe w Polsce. Prywatne przychodnie nie mogą przynosić strat, a NFZ daje tylko niskopłatne kontrakty. Znam wiele placówek prywatnych, które zbankrutowały, a więc zamiast robić nową reformę w złym okresie gospodarczym (zmniejszą się wpływy w NFZ oraz liczba prywatnych pacjentów), radzę dokończyć rozpoczęte reformy.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Ryszard Łopuch, Wrocław

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.