Niektórzy lekarze obcokrajowcy czują się dyskryminowani przez kolegów

; Beata Lisowska
opublikowano: 21-04-2004, 00:00

; Cudzoziemcy, którzy chcą wykonywać zawód lekarza i planują na stałe osiedlić się w Polsce, uważają, że tutejsze prawo w pełni chroni ich interesy. Zmienić trzeba co innego - mentalność polskich kolegów, ; którzy nie tolerują ,obcych".

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Znowelizowany kodeks pracy zakazuje nierównego traktowania pracownika, m.in. ze względu na rasę, narodowość oraz pochodzenie etniczne. Przy podpisywaniu umów o pracę i ich rozwiązywaniu, ustalaniu warunków zatrudnienia, awansach czy dostępie do szkoleń cudzoziemcy powinni być więc traktowani tak samo jak Polacy. Pracownikowi, któremu uda się udowodnić, że był dyskryminowany, należy się odszkodowanie, nie niższe niż minimalne wynagrodzenie, czyli obecnie 824 zł.
Lekarz pochodzenia arabskiego, mieszkający od 14 lat w naszym kraju, spotkał się z przejawami dyskryminacji na uczelni, gdzie robi doktorat, i w zakładzie, w którym rozpoczął specjalizację. Zgodził się nam o tym opowiedzieć, prosząc jednak o nieujawnianie jego danych osobowych, szczegółów dotyczących kariery zawodowej, nawet rodzaju specjalizacji, na którą się dostał.
,Traktuję Polskę jako moją drugą ojczyznę. Robię wszystko, żeby odnaleźć się w tym społeczeństwie. Wraz z kolegami obcokrajowcami angażuję się w liczne akcje społeczne. Mam bardzo wielu przyjaciół i dużo znajomych Polaków, ale niestety spoza środowiska lekarskiego. Wszędzie, tylko nie wśród medyków - mówi lekarz. - Czuję, że moi koledzy Polacy mają do mnie pretensje, że odebrałem jakiemuś ich rodakowi cenne miejsce specjalizacyjne. Zdarzało mi się słyszeć takie opinie: nie nazywa się Nowak czy Kowalski ani nie jest synem profesora, ani nawet nie jest z naszego środowiska, do tego obcokrajowiec, a dostał się na taką elitarną specjalizację" - dodaje.
Zawsze pod górkę
Jego droga do specjalizacji też nie była prosta. ,Zanim zacząłem się specjalizować, przeszedłem męczarnie z izbą lekarską. Procedura uzyskania ograniczonego prawa wykonywania zawodu, bez którego nie mogłem rozpocząć specjalizacji, trwała osiem miesięcy, mimo że nie było żadnych prawnych podstaw do odmówienia wydania mi tego dokumentu. Izba lekarska raz mi odmówiła, odwołałem się do Naczelnej Rady Lekarskiej, ta odesłała skargę z powrotem do izby okręgowej. W końcu ograniczone prawo wykonywania zawodu dostałem, ale nie zapomnę tego nigdy, bo przez kilka miesięcy nie mogłem pracować, co wiązało się z dużymi kosztami, które obciążały moich rodziców" - opowiada lekarz.
Teraz już ma nieograniczone prawo wykonywania zawodu, ale tylko dzięki interwencjom dziennikarzy. Izba lekarska, mimo że w końcu wydała ten dokument, nie zrezygnowała z nękania lekarza. Zarzucono mu, że wykorzystuje je do celów zarobkowych, chociaż ma ufundowane przez polski rząd stypendium specjalizacyjne. Lekarz musiał się tłumaczyć w Ministerstwie Zdrowia, że nie pracuje zarobkowo, a o nieograniczone prawo wykonywania zawodu starał się w celu zalegalizowania swojej pracy charytatywnej na rzecz bezdomnych.
Najbardziej dokucza mu brak akceptacji ze strony jego najbliższego środowiska zawodowego. Zarzuca swoim przełożonym, że nie traktują go na równi z jego polskimi kolegami, którzy robią specjalizację w tej samej klinice. ,Utrudnia mi się dostęp do komputera i Internetu. Nieraz spotykałem się z krytyką, że za długo przy nim siedzę i nie mam czasu dla pacjentów. A przecież trudno jest prowadzić badania naukowe bez dostępu do sieci. Poza tym nie jestem informowany o konferencjach naukowych, w których mógłbym wziąć udział, nie dostaję też żadnych bezpłatnych materiałów naukowych. Zamawiając jakieś materiały nie mogę nawet podać adresu korespondencyjnego mojej kliniki" - mówi.
Dyskomfort w pracy
Brak akceptacji, który wyczuwa w swoim otoczeniu zawodowym, przekłada się na jego relacje z pacjentami: ,czuję, że mógłbym być dla nich lepszy, częściej uśmiechnięty, mniej oficjalny, gdyby lepsza była atmosfera w pracy".
Przyczyną dyskomfortu psychicznego są dla niego także niektóre dalekie od poprawności politycznej zachowania jego kolegów z pracy. ,W mojej obecności prowadzą dyskusje, w których pojawia się wątek terroryzmu czy praw islamskich kobiet. Nie czuję się dobrze, gdy obwinia się mnie za każdy zamach, który miał miejsce gdzieś na świecie" - mówi lekarz.
rednio raz w miesiącu dochodzi do jakiegoś incydentu o podłożu rasistowskim. Lekarz ma pretensję do swoich przełożonych, że nie umieją tych konfliktów w cywilizowany sposób rozwiązywać. ,Kilkakrotnie już zdarzyło się, że pacjent nie chciał bym go przyjął, mimo że akurat pełniłem dyżur. Kiedyś się tym denerwowałem, było mi przykro. Poprzednie kierownictwo kliniki umiało w takiej sytuacji postąpić dyplomatycznie. Jednak od mojego nowego przełożonego, w sytuacji gdy pacjent odmówił pozostawania pod moją opieką, usłyszałem: to ja decyduję, kto z lekarzy ma przyjmować chorych i chcę, żeby to pan wykonał badania. Jak mam się czuć w takiej sytuacji?" - pyta lekarz.
Może być dobrze?
Ale bywało i tak, że pacjenci, którzy chcieli się leczyć u cudzoziemca, byli od niego izolowani. ,Od mojej asystentki dowiedziałem się, że ktoś powiedział dwóm pacjentom, którzy chcieli się telefonicznie do mnie zapisać, że nie jestem samodzielnym lekarzem, ale pozostaję pod opieką innego doktora" - skarży się cudzoziemiec.
Z przypadkami gorszego traktowania lekarzy obcokrajowców przez ich polskich kolegów nie spotkała się natomiast pochodząca z Maroka lek. Rabia El Youbi. Ma już ,jedynkę", a w przyszłym roku zamierza uzyskać ,dwójkę" z ginekologii. ,Ludzie, z którymi współpracuję, są różni, jedni bardziej otwarci na obcokrajowców, inni mniej, ale wiele w traktowaniu cudzoziemców przez innych lekarzy zależy od szefa kliniki i prowadzącego specjalizację. Kierownikiem mojej jest prof. Stefan Sajdak. Nie mogłam lepiej trafić. Czuję się tak, jakbym nie była cudzoziemką. Naprawdę nie mogę narzekać" - mówi R. El Youbi z Kliniki Ginekologii Operacyjnej AM w Poznaniu.
Lekarz to lekarz
Po skończeniu specjalizacji Rabia El Youbi chce otworzyć prywatny gabinet. Wcześniej będzie musiała wystąpić do Wielkopolskiej Okręgowej Izby Lekarskiej o przyznanie nieograniczonego prawa wykonywania zawodu. ,Nie wiem, jaka będzie reakcja izby, bo słyszałam, że były z tym wcześniej kłopoty. Po nagłośnieniu przez dziennikarzy sprawy dr. Sulaimana Kraiza z Syrii (Puls Medycyny pisał o tym w nr. 7 i 9/2003 - przyp. red.) jest trochę lepiej. Dwóch innych obcokrajowców dostało bez problemu pełne prawo wykonywania zawodu. Oby się to tylko nie zmieniło" - mówi R. El Youbi.
Pochodzący z Libii Naser Sewehli uważa, że obowiązujący przepis o ograniczaniu cudzoziemcom prawa wykonywania zawodu tylko do miejsca odbywania specjalizacji i tylko na czas jej trwania jest absurdalny. ,Prawo wykonywania zawodu jest jedno i albo nadajesz się do zawodu lekarza, albo nie. Czy w szpitalu mam więcej wiedzy, a w gabinecie prywatnym mniej? Nie można ograniczać lekarzowi prawa wykonywania zawodu tylko do miejsc publicznych i zabraniać mu działać prywatnie. Ale jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze, a w tym przypadku - o zabieranie pacjentów" - uważa Naser Sewehli.
Dlatego jeśli nie można cudzoziemcom utrudnić otwarcia gabinetu prywatnego wprost, to stwarza się sztuczne przeszkody. ,Na przykład urzędową sprawę, która powinna być rozpatrzona w ciągu miesiąca, załatwia się pół roku albo rok" - mówi Naser Sewehli. Podkreśla, że jego pozycja jest inna niż młodszych kolegów. Po 25 latach spędzonych w Polsce, w tym od 15 lat ze specjalizacją drugiego stopnia z ortopedii, gabinetem prywatnym w Poznaniu, a także obywatelstwem polskim spotyka się wyłącznie z dobrym traktowaniem przez polskich lekarzy. Ale widzi problemy młodszych kolegów obcokrajowców, głównie w kontaktach urzędowych z izbami lekarskimi. Był nawet proszony przez Wielkopolską Okręgową Izbę Lekarską o mediację w przypadkach konfliktowych.
Przepisy do zmiany
Z zarzutem nierównego traktowania cudzoziemców na rynku prywatnych usług medycznych nie zgadza się Krzysztof Makuch, sekretarz Naczelnej Rady Lekarskiej. ,Zarzuca się samorządowi, że utrudnia cudzoziemcom działalność w zakresie prywatnej praktyki. Jednak izbom lekarskim chodzi tylko o nadzór nad wykonywaniem zawodu, nad jakością świadczonej opieki lekarskiej - uważa K. Makuch. - Zadaniem samorządu jest czuwanie nad tym, by lekarze, którzy pracują na naszym terenie, wykonywali swoją pracę na jak najwyższym poziomie. Bardzo bym się cieszył, gdyby do Polski przyjeżdżali najlepsi lekarze cudzoziemcy, bo to oni będą motorem wprowadzania nowych technologii". Dodaje, że Unia Europejska stawia bardzo wysokie wymagania swoim lekarzom w zakresie wykształcenia. Jego zdaniem, tą drogą powinna pójść także Polska. Uszczelnieniu polskiego rynku usług medycznych dla lekarzy cudzoziemców spoza Unii służyłoby wymówienie Konwencji Praskiej, o co zabiegał samorząd lekarski. Na mocy tego dokumentu, lekarzom z byłych państw socjalistycznych - jeśli mają kartę stałego pobytu w Polsce - automatycznie uznaje się prawo wykonywania zawodu.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: ; Beata Lisowska

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.