O sprawie pani Joanny dyskutowano w Sejmie. “Myślałam, że lekarze udzielają pomocy, byłam głupia”
Lekarze lubią mówić, że boją się policji i prokuratury, ale ta sprawa pokazuje, że to pacjentki mają się czego bać, bo to one są realnie ścigane i nękane - mówiła w Sejmie pełnomocniczka pani Joanny. W dyskusji o tej sprawie stale wraca kwestia zbyt słabej, zdaniem wielu, reakcji środowiska lekarskiego, która przyczynia się do nadszarpnięcia zaufania kobiet do medyków.

27 lipca w Sejmie odbyło się posiedzenie Parlamentarnego zespołu ds. Kobiet. Zostało w związku ze sprawą pani Joanny z Krakowa.
Przypomnijmy, we wtorek, 18 lipca, Fakty TVN opublikowały materiał o działaniach policjantów w jednym z krakowskich szpitali po tym, jak na tamtejszy SOR zgłosiła się kobieta po zażyciu tabletki poronnej.
Naczelna Rada Lekarska poinformowała, że wobec ujawnionej sytuacji samorząd prowadzi postępowanie wyjaśniające.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Sprawa pani Joanny. Policja: przeszukania dokonano za zgodą lekarza. Ta sytuacja “to nie nasza wina”
Pani Joanna: był taki moment, że przestałam być osobą, a stałam się przedmiotem
Zdaniem posłanek opozycji, głównie Lewicy, ochrona zdrowia psychicznego pani Joanny była jedynie pretekstem do bezprawnych i skandalicznych działań policji. W posiedzeniu, z powodu “licznych obowiązków” nie wziął udziału Komendant Główny Policji gen. Szymczyk. W obszernym liście Rzecznik Praw Pacjenta wyjaśnił posłom jakie działania już w tej sprawie podjął, ale z uwagi na fakt, że postępowanie nadal trwa Bartłomiej Chmielowiec także nie wziął udziału w posiedzeniu.
– Zaczęło się od tego, że zamówiłam tabletkę poronną za 330 zł, nie wszyscy dysponują taką kwotą. Dostałam ją mniej więcej po tygodniu i wzięłam ją sama w domu. Było ok, nie było niebezpiecznie. (...) Zadzwoniłam do pani doktor, pani psychiatry. Myślałam, że lekarze udzielają pomocy, taka byłam głupia. Myślałam, że udzieli mi pomocy, a już po kilku minutach w moim domu była policja. (...) Policja nie okazywała mi w tej sytuacji troski, teraz też nieszczególnie to robi. Jestem na SOR-ze, w tzw. międzyczasie zniknął mój komputer. Jeden lekarz, może więcej, się za mną wstawił. Trafiłam na ginekologię, choć potrzebowałam wsparcia psychologa lub psychiatry. Nie potrzebowałam ginekologa, ale zostało mi tam zrobione badanie. W tym szpitalu też była policja. Był wtedy taki moment, że nie byłam już osobą, ale przedmiotem - mówiła w emocjonalnym wystąpieniu pani Joanna.
Z ramienia Rzecznika Praw Obywatelskich głos zabrał Adam Najjar. Poinformował, że RPO z urzędu podjął działa w sprawie pani Joanny, m.in. zwracając się z prośbą o informację do krakowskiej policji. Chodzi przede wszystkim o wskazanie podstawy prawnej działań policji oraz powodów ujawnienia danych wrażliwych pani Joanny w jednym ze stanowisk wydanych przez policję (znalazły się tam np. informacje o jej stanie zdrowia), a także czy w obu tych kwestiach wszczęto wobec funkcjonariuszy postępowania wyjaśniające.
“Lekarze stoją i przyglądają się z boku”
Pełnomocniczka pani Joanny, Kamila Ferenc z organizacji Federa, podkreśliła, że przerwanie własnej ciąży farmakologicznie pozostaje w Polsce legalne i bezpieczna.
– Od kilku dni czytam, że interwencja pogotowia i policji była niezbędna, bo pani Joanna krwawiła i bolał ją brzuch, a więc była w stanie zagrożenia zdrowia. Tyle tylko, że podczas poronienia, aborcji i menstruacji się krwawi. (...) Z punktu widzenia organów ścigania informacja, że ktoś przerwał własną ciążę farmakologiczne jest informacją irrelewantną procesowo. Dopóki do policji lub prokuratury nie wpłynie zawiadomienie, że konkretna osoba trzecia brała udział w aborcji, nie ma prawa wszczynać żadnych czynności wyjaśniających ani nękać kobiet, które miały aborcję. A tak się dziś w Polsce dzieje, co jest pośrednim sposobem na karanie tych osób - podkreśliła Ferenc.
Ferenc dodała, że mimo twierdzeń policji jakoby laptop został zabezpieczony w celu postawienia zarzutów osobom rozprowadzającym środki poronne, do postawienia zarzutów ostatecznie nie doszło. Pani Joanna kupiła tabletki poronne na stronie organizacji Women help women.
– W świetle polskich przepisów nie można tej organizacji postawić zarzutów. Nie ma fizycznego sprawny żadnego przestępstwa w sprawie pani Joanny. (...) W stosunku do funkcjonariuszy nie wyciągnięto konsekwencji, nie ma takiej woli politycznej - dodała.
Jej zdaniem w pierwszym szpitalu, do którego trafiła pani Joanna opór lekarzy i dyrekcji placówki wobec działań policji był zbyt słaby, za pacjentką wstawił się jeden lekarz.
– W drugim szpitalu im. Narutowicza funkcjonariuszki weszły do gabinetu. Lekarze lubią mówić, że boją się policji i prokuratury, ale ta sprawa pokazuje, że to pacjentki mają się czego bać, bo to one są realnie ścigane i nękane. (...) Lekarze stoją i przyglądają się z boku albo wręcz swoim pacjentkom szkodzą - mówiła Kamila Ferenc.
Podczas posiedzenia przedstawicielka Aborcyjnego Dream Teamu przywołała kilka sytuacji, w których za pomocnictwo w zakupie tabletek poronnych skazani zostali bliscy kobiet (np. chłopak lub ojciec). W każdej z tych sytuacji policję informował o sprawie lekarz lub inny profesjonalista medyczny po uzyskaniu od pacjentek lub ich bliskich informacji o przeprowadzeniu aborcji.
– Nie ufamy wam drodzy lekarze i mam nadzieję, że tego słuchacie. (...) Zaufanie legło w gruzach - powiedziała na koniec Natalia Broniarczyk.
– Czy za złamanie tajemnicy lekarskiej zostanie ukarana lekarka pani Joanny? Jeśli nie, kolejny raz będziemy mieli do czynienia ze środowiskami, które chronią same siebie i myślą o sobie, a nie o pacjentkach - dodała na zakończenie dyskusji Marcelina Zawisza z Lewicy.
W sprawie pani Joanny Naczelna Izba Lekarska wydała oświadczenie, w którym poinformowała, że wszczęła postępowanie wyjaśniające. “Puls Medycyny” starał się uzyskać szerszy komentarz, ale rzecznik NIL poinformował, że dopóki postępowanie trwa, Izba nie będzie sprawy komentowała.
Źródło: Puls Medycyny