Prof. Gil o nowych badaniach: odstawianie beta-blokerów u osób po zawale serca może mieć fatalne skutki
Rozgłos jednej z ostatnich publikacji, podważającej konieczność stosowania beta-blokerów w niektórych grupach pacjentów po zawale serca, ma związek m.in. z faktem, że większość ludzie nie lubi brać leków. Rzeczywiście, praktycznie każda przyjmowana cząsteczka niesie za sobą jakieś działania niepożądane. Lekarze powinni jednak przestrzegać swoich pacjentów przed samowolnym odstawianiem leków, a każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie — przekonuje prof. Robert Gil.
Szwedzcy naukowcy opublikowali na łamach „New England Journal of Medicine” wyniki badania, sugerującego, że co drugi pacjent po zawale serca opuszczający szpital niepotrzebnie otrzymuje beta-blokery. Czy tak jest rzeczywiście? Jak wnioski z tej obserwacji mają się do codziennej praktyki klinicznej? I czy podobne doniesienia medialne mogą spowodować lawinowy odwrót od leczenia, które od końca lat 80. XX wieku pozostaje standardem?
PRZECZYTAJ TAKŻE: Co drugi pacjent po zawale opuszczający szpital niepotrzebne otrzymuje beta-blokery [BADANIA]
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy prof. Roberta Gila.

Mówimy nie kilku, a o jednym badaniu, które nosi akronim REDUCE-AMI. W obserwacji tej wzięło udział nieco ponad 5 tys. pacjentów z 45 ośrodków zlokalizowanych w Szwecji, Estonii i Nowej Zelandii. Jest to dość istotna informacja, ponieważ są to kraje, w których populacje mają dobry compliance, czyli stosują się do zaleceń lekarzy. Nie tylko jednak z tego powodu nie jest reprezentatywna dla populacji światowej. Warto wspomnieć jeszcze chociażby o różnicach w ryzyku sercowo-naczyniowym…
Jest to pierwsze badanie tego typu, w wyniku którego podważono zasadność terapii beta-blokerami. Trzeba przy tym podkreślić, że badanie to dotyczyło tylko osób, które nie przebyły zbyt rozległego zawału serca, dzięki czemu po incydencie miały zachowaną frakcję wyrzutową lewej komory, a więc „siła skurczowa mięśnia sercowego” nie została u nich w sposób istotny obniżona. Jest o kluczowe, jeżeli chodzi o wnioski płynące z tej obserwacji. Ten tzw. łagodny przebieg zawału serca z pewnością nie dotyczy bowiem połowy pacjentów, a maksymalnie 15-20 proc. Co więcej, wyniki jakie uzyskano pokazują, że rokowanie w tej grupie chorych zarówno nieprzyjmujących, jak i przyjmujących beta-blokery jest takie samo. Tak więc pacjenci stosujący te leki nie są z tego powodu w jakikolwiek sposób zagrożeni skutkami ubocznymi.
I rzeczywiście, być może u osób po zawale mięśnia sercowego, w przypadku, kiedy wysokość frakcji wyrzutowej lewej komory mieści się w normie, beta-bloker nie jest tak istotny w prewencji wtórnej, jak u pozostałych pacjentów, którzy po tym incydencie mają obniżoną czynność skurczową serca. Warto przy tym jednak dodać, że mimo iż w badaniu wzięło udział 5 tys. osób, to były one podzielone na dwie grupy. Poza tym była to nie tylko krótkoterminowa (do roku czasu), ale i pierwsza tego typu obserwacja, więc z pewnością powinna zostać powtórzona, a jej wyniki potwierdzone w następnych badaniach. Póki co z całą pewnością na tej podstawie nie można w sposób automatyczny u pacjentów po zawale serca, nawet łagodnym, przestać przepisywać czy zacząć odstawiać beta-blokerów. Tym bardziej, że nawet osoby z zachowaną funkcją lewej komory mogą mieć choroby współistniejące, np. nadciśnienie tętnicze, które może być skutecznie leczone beta-blokerami. Tak więc leki z tej grupy mogą okazać się korzystne w związku z innymi czynnikami ryzyka, czy też schorzeniami sercowo-naczyniowymi u tego pacjenta.
Czy medialne zainteresowanie wynikami badań szwedzkich naukowców może spowodować, że zarówno lekarze, jak i pacjenci, zaczną kontestować konieczność przyjmowania beta-blokerów po zawale serca? Wiadomo, że każdy badacz marzy o tym, aby dokonać jakiegoś przełomu albo odkryć coś, co zmieni obowiązujące kanony postępowania. W tym przypadku rozgłos tej publikacji ma też związek z faktem, że większość ludzie nie lubi brać leków. Rzeczywiście, praktycznie każda przyjmowana cząsteczka niesie za sobą jakieś działania niepożądane. Oczywiście, one zawsze powinny być mniejsze niż korzyści, jakie płyną ze stosowania danych preparatów, ale nie zmienia to faktu, że wiele z nich, w tym również beta-blokery, mogą nie być przez wszystkich dobrze tolerowane, np. mężczyźni mogą mieć kłopoty z tzw. „gotowością seksualną”. Nagłówki artykułów, które podważają konieczność brania tych leków po przebytym zawale, mogą być impulsem do ich odstawienia, co niestety może mieć fatalne skutki…
Podsumowując, lekarze powinni przestrzegać swoich pacjentów przed samowolnym odstawianiem leków, a każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie, żeby nie wylać przysłowiowego dziecka z kąpielą. Pamiętajmy, że od późnych lat 80. zostało przeprowadzonych wiele badań dotyczących beta-blokerów. Większość z nich potwierdza wysoką skuteczność beta-blokady u pacjentów po zawale mięśnia sercowego. Uważam, że nie ma takiej możliwości, by ponad 30-letni dorobek naukowy zmieniło jedno badanie. Oczywiście, obserwacje te powinny być kontynuowane, a przy tym rozszerzone na populacje pacjentów z innych regionów świata. I być może za kilka lat zostanie potwierdzone, że u pewnego odsetka chorych po zawale serca, którzy mają zachowaną frakcję wyrzutową lewej komory, a przy tym nie mają innych czynników ryzyka i chorób współistniejących dobrze reagujących na beta-blokery, leki z tej grupy nie będą standardem leczenia. Na to musimy jednak jeszcze poczekać.
Źródło: Puls Medycyny