Prof. Izdebski o Lwie-Starowiczu: mimo poważnej choroby nie zwalniał tempa
To był bardzo pracowity człowiek. Sam dużo pracuję, ale nieraz go podziwiałem za to i zastanawiałem się, jak on z tym wszystkim daje radę – powiedział PAP prof. Zbigniew Izdebski, pedagog i seksuolog, wspominając zmarłego w piątek prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza.

Prof. Izdebski podkreślił, że Lew-Starowicz łączył pracę z pacjentami z pracą akademicką, bardzo dużo publikował, był popularyzatorem w dziedzinie seksuologii. Jednak to pracę z pacjentami lubił najbardziej, była jego prawdziwą pasją.
– Ostatniego pacjenta zapisywał na godz. 21.00, więc dopiero o 22.00 wychodził z gabinetu i mogliśmy sobie porozmawiać – stwierdził.
– Odnoszę się także z dużym szacunkiem do jego działalności popularyzatorskiej, bardzo dużo dobrego zrobił w Polsce, jeżeli chodzi o popularyzowanie wiedzy, a to jest duża umiejętność – zaznaczył prof. Izdebski.
Przypomniał, że zmarły profesor lubił dziennikarzy, a oni także lubili z nim rozmawiać, gdyż potrafił w sposób przystępny przybliżyć trudne sprawy dotyczące seksualności człowieka.
Jednocześnie prof. Lew-Starowicz był bardzo towarzyski i lubił się bawić. – Jeszcze dzisiaj rano, zanim się dowiedziałem o jego śmierci, wspominałem wspólny wyjazd na Cypr ze Zbyszkiem i jego żoną Danką, jak siedzieliśmy wieczorem, (...) grała muzyka, a myśmy tańczyli, bo Zbyszek i Danka uwielbiali tańczyć – przypomniał prof. Izdebski.
Zaznaczył, że wokół prof. Lwa-Starowicza był krąg zaprzyjaźnionych lub zakolegowanych z nim osób, spotykali się na muzyczno-taneczne wieczory.
– Taniec towarzyszył mu zresztą wszędzie, nawet jak wyjeżdżaliśmy za granicę na różnego typu kongresy czy konferencje, znajdował miejsce, gdzie można było potańczyć – wspomniał Izdebski.
Podkreślił, że zmarły seksuolog był bardzo lubiany, ale on także lubił ludzi, był im życzliwy.
Niestety, jak podał, przez ostatnie lata Zbigniew Lew-Starowicz zmagał się z poważną chorobą, a mimo to nie zwalniał tempa, gdyż "nie miał czasu na chorowanie".
– Nawet jak chodził do szpitala, to miałem takie wrażenie, że wpadał tam “w międzyczasie”: pójdę, coś mi zrobią i wychodzę – zauważył prof. Izdebski. Dodał, że jego znajomy niechętnie "o tych sprawach swoich zdrowotnych rozmawiał". Dopiero wiosną tego roku trochę wyhamował z pracą. Ale jego znajomi byli zaskoczeni wiadomością o śmierci, gdyż "Starowiczowie to długowieczna rodzina".
– Jeszcze przed wakacjami mieliśmy wspólną obronę doktoratu, gdzie obaj byliśmy recenzentami, ale on już się łączył na tę obronę online, bo się źle czuł, był po wyjściu ze szpitala – wspomniał Zbigniew Izdebski.
Jego zdaniem prof. Lew-Starowicz bardzo dzielnie walczył ze swoją przypadłością, a tej waleczności nauczył się od żony, Danuty, którą wcześniej wspierał w jej chorobie.
– On był zaprawiony w walce o życie, obserwowałem go w sytuacji, kiedy przez parę lat wspierał Dankę w jej chorobie, on się nauczył walczyć o to życie, o każdy dzień, z godnością znosił niedogodności związane najpierw z chorobą żony, a potem swoją – ocenił i dodał, że w naszej przestrzeni publicznej będzie go bardzo brakowało.
ZOBACZ TAKŻE: Dr Holka-Pokorska o zmarłym prof. Lwie-Starowiczu: zawsze był ciekaw drugiego człowieka
Źródło: Puls Medycyny