Ptasia grypa A/H5N1 u kotów. Prof. Pyrć: martwi, że dochodzi do licznych zakażeń wśród zwierząt, które towarzyszą człowiekowi
A/H5N1 u kotów w Polsce: „Upubliczniliśmy pierwszą sekwencję wirusa i aktualnie czynimy starania, aby jak najszybciej go scharakteryzować” – mówi w wywiadzie dla „Pulsu Medycyny” prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog, lider Laboratorium Wirusologii w Małopolskim Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Czy A/H5N1, wyizolowany od kotów w Polsce, będzie zsekwencjonowany i sprawdzany pod kątem ewentualnych mutacji i ich znaczenia dla potencjalnej transmisyjności czy zjadliwości wirusa?
Już w tym momencie upubliczniliśmy pierwszą sekwencję wirusa i aktualnie czynimy starania, aby jak najszybciej go scharakteryzować. Pracujemy wspólnie z kolegami z Gdańska - dr. hab. Maciejem Grzybkiem i dr. Łukaszem Rąbalskim. To znacząco zwiększa efektywność, szczególnie że nasze doświadczenia są komplementarne.
Od kiedy ptasia grypa A/H5N1 stanowi zagrożenie?
To już ponad 23 lata, bo tego wirusa zidentyfikowano na przełomie XX i XXI wieku. Już wtedy zorientowaliśmy się, że grypa A/H5N1 może stanowić problem. Do niedawna była postrzegana jako potencjalne niebezpieczeństwo, które martwiło, ale po tak długim czasie nie zajmowało już uwagi. Dlaczego? Zasięg występowania grypy A/H5N1 długo był ograniczony: pojawiała się albo w bardzo niewielkich ogniskach albo pojedynczych przypadkach. Jesienią 2021 r. jednak coś się zmieniło. Wirus zaczął znacznie lepiej przenosić się pomiędzy ptakami, co sprawiło, że zasięg występowania grypy A/H5N1 zwiększył się na cały świat. W efekcie od prawie 2 lat mamy do czynienia z pandemią wśród ptaków. Do szerszej publiczności informacje o tym przebiły się poprzez obrazy padniętych dzikich ptaków i historie o likwidacjach zakażonych hodowli drobiarskich. Zwiększenie liczby zakażeń wśród ptactwa oznacza również wyższe ryzyko transmisji do ssaków.
Dobra wiadomość jest taka, że grypa A/H5N1 kiepsko przenosi się pomiędzy ssakami, gorsza, że powoduje u wielu gatunków śmiertelną chorobę. Cały czas pojawiają się doniesienia, że w Europie dochodzi do zakażeń wśród dzikich zwierząt, np. lisów. W marcu tego roku raportowano, że lwy morskie w Ameryce Południowej masowo zdychają z powodu A/H5N1. Odnotowano tysiące zgonów wśród tych zwierząt. Te zakażenia dzikich zwierząt były martwiące, ale pojawił się jeszcze jeden czynnik - coraz częściej dochodzi do transmisji pomiędzy ssakami. Jesienią 2022 roku raportowano zakażenia norek w Hiszpanii, gdzie doszło do zakażenia stada i transmisji pomiędzy nimi. To może oznaczać, że wirus zaczął ewoluować i uzyskuje zdolność do lepszego przenoszenia się pomiędzy ssakami.
Czyli ten wirus staje się bardziej transmisyjny?
Jeszcze nie, ale pojawiają się sygnały, że tak się może stać. Nikt nie chce „powtórki z rozrywki” z ostatnich trzech lat, kiedy pojawił się nowy, niebezpieczny wirus układu oddechowego i sparaliżował rzeczywistość. Mam jednak wrażenie, że wszyscy jesteśmy tak zmęczeni tematem COVID-u, że niechętnie słuchamy o kolejnym, potencjalnym zagrożeniu.
To, co teraz się dzieje u kotów, to konsekwencja wydarzeń ostatnich 20 lat. Martwi, że po raz pierwszy dochodzi do bardzo licznych zakażeń wśród zwierząt, które towarzyszą człowiekowi. Bo o ile lwów morskich nie przytulamy, nie mamy z nimi bliskiego kontaktu, to w przypadku kotów ten bliski kontakt jest gwarantowany. Przy czym chcę jasno podkreślić, że ryzyko nie jest wysokie, ale również nie jest zerowe; warto zachować zdrowy rozsądek.
Jakimi drogami koty mogły zarazić się ptasią grypą?
To jest obecnie najważniejsze zadanie dla służb weterynaryjnych, by ustalić drogi transmisji wirusa. Trzeba ją zidentyfikować z kilku powodów. Po pierwsze, aby zminimalizować liczbę chorych kotów i ograniczyć ewolucję wirusa, ale również aby sprawdzić, czy ludzie nie mogą stać się ofiarami tego samego źródła.
Możliwości jest kilka. Albo koty się zarażają bezpośrednio od ptaków, co jest stosunkowo mało prawdopodobne, biorąc po uwagę, że chorowały także koty w ogóle niewychodzące z domu. Wirus A/H5N1 może przenosić się poprzez drogę kontaktową, czyli np. w błocie, które wnosimy do domu, mogą być odchody chorych zwierząt. Wówczas droga fekalno-oralna zakażenia jest jak najbardziej możliwa. Trzecia możliwość jest taka, że źródłem wirusa było pożywienie, być może skażona karma, na przykład mięso.
Obróbka termiczna mięsa czy jajek skutecznie zabija wirusa, o którym rozmawiamy?
Tak. To jest wirus, które jest stosunkowo wrażliwy na czynniki zewnętrzne, podobnie zresztą jak koronawirus. To wirus RNA, czyli jego materiał genetyczny jest w postaci mniej stabilnego kwasu nukleinowego. W dodatku to jest wirus otoczkowy, co oznacza, że jest on pokryty błoną białkowo-lipidową, która jest wrażliwa na detergenty, ale też czynniki chemiczne i fizyczne. To wszystko sprawia, że wirusy grypy łatwo unieszkodliwić prostymi metodami. W przypadku mięsa skuteczna jest obróbka termiczna. Chciałbym tutaj uczulić, że powinniśmy zachowywać się adekwatnie do sytuacji i nie wpadać w paranoję. Myjmy ręce, jeżeli zwierzak jest chory albo mamy do czynienia z surowym mięsem, ale nie wylewajmy na siebie hektolitrów odkażaczy.
ZOBACZ TAKŻE: Ptasia grypa A/H5N1 u kotów: dlaczego atakuje, jak chronić zwierzęta?
Czy mamy narzędzia do walki z wirusem A/H5N1, gdyby pojawił się u ludzi?
Tutaj sytuacja jest o tyle korzystna, że w przypadku wirusa grypy są dostępne testy diagnostyczne, nawet te szybkie. Po drugie, jest celowana szczepionka, która powinna teoretycznie działać. Po trzecie, są leki przeciwwirusowe, które powinny działać. Skąd to moje powtarzanie kilka razy słowa „powinny”? Stąd, że wirus grypy bardzo szybko się zmienia. I jeśli komuś się wydaje, że SARS-CoV-2 szybko mutował, że nie można było za nim nadążyć, to wirus grypy w tej konkurencji wygrywa z nim w przedbiegach. Tempo ewolucji wirusa grypy jest znacznie szybsze. Widzimy to bardzo wyraźnie co roku, kiedy zwraca się uwagę, aby stosować szczepionkę na dany sezon, bo ta z zeszłego roku może nie być skuteczna. Można przypuszczać, że szczepionka, którą opracowano przeciwko grypie A/H5N1 wiele lat temu, może być nieefektywna. Po drugie, nie mamy jej na tyle, by w razie potrzeby wszyscy się zaszczepili od razu. Nowe preparaty nie zostaną wyprodukowane i dostarczone z dnia na dzień. Technologia i koncept szczepionki przeciwko grypie, również ptasiej, są gotowe. Konieczne jest jednak uruchomienie produkcji i przetestowanie, czy szczepionka działa. To wymaga czasu. Co do testów diagnostycznych, to zasada jest ta sama zasada. Tak, mamy je, ale trzeba zweryfikować, czy są skuteczne danego sezonu, przy danych typach wirusa. Zmienność przyrody jest na tyle duża, że mogą stracić czułość czy selektywność.
Jeżeli chodzi o leki, sytuacja znów jest podobna. Generalnie, wirusy grypy A/H5N1 są wrażliwe na leczenie oseltamiwirem, natomiast nie możemy zakładać, że przyszłe szczepy będą na 100 proc. wrażliwe i nie pojawią się szczepy lekooporne. W tym miejscu chcę jeszcze podkreślić, że leki, które u człowieka są nieszkodliwe, mogą zwierzaka zabić. A z tego co mi wiadomo, leki przeciwgrypowe nie były testowane u kotów, nie mają takiej rejestracji i nie należy ich tym zwierzętom podawać bez konsultacji z weterynarzem.
Jaki przebieg ma ptasia grypa u człowieka?
Pierwotny wirus ptasiej grypy, ten występujący od ponad 20 lat, powoduje u człowieka chorobę, która wiąże się ze śmiertelnością na poziomie 60 proc. Ale ten wirus zmienił się, zaczął lepiej przenosić wśród ptactwa. Gdyby doszło do sytuacji, że uzyska zdolność do przenoszenia się między ludźmi, znowu musi się zmienić. Prawdopodobnie, jak było to w przypadku omikronu, wirus A/H5N1 musiałby wówczas zyskać zdolność do lepszego namnażana się w wyższych partiach dróg oddechowych, co z dużym prawdopodobieństwem doprowadzi do tego, że gorzej będzie radził sobie w dolnych drogach oddechowych, czyli płucach. I miejmy nadzieję, że ta śmiertelność będzie spadała. Natomiast też trzeba założyć, że nawet jeśli A/H5N1 złagodnieje, to nadal będzie powodował bardzo niebezpieczną, ciężką chorobę.
Czy ten wirus może wywołać pandemię wśród ludzi?
Jeśli mamy wśród zwierząt pandemię wirusa, który może przenosić się na człowieka, to ma on, niestety, potencjał, by wywołać pandemię także wśród ludzi. Pytanie tylko, kiedy i jak poważnie nam to zagrozi.
Gdy spojrzymy na wiek XX, to okresy przerw pomiędzy pandemiami wynosiły przynajmniej kilkanaście lat. Możliwe, że ledwo wyjdziemy z piekła, które zgotował nam COVID-19, uderzy grypa?
Nie łudźmy się, że wirusy dadzą nam jakiś okres karencji. Owszem, w przeszłości przerwy pomiędzy pandemiami były często wieloletnie, ale później zaczęliśmy zmieniać klimat, a urbanizacja galopuje. Nasza ingerencja w środowisko będzie skutkowała zwiększeniem liczby odzwierzęcych chorób zakaźnych. Z kilku powodów. Zmiany klimatu powodują migracje ludzi, ale przede wszystkim zwierząt, które wcześniej nie miały ze sobą kontaktu, co może powodować rozprzestrzenianie się wirusów na nowe terytoria. Po drugie, wchodzimy z butami w świat zwierząt. Budujemy miasta na ternach ich habitatów, zwierzęta stają się bardziej zestresowane i wrażliwe na choroby. W jednym z badań pokazano, że proces urbanizacji znacząco zwiększa częstość i różnorodność wirusów u zwierząt.
Ocieplanie się klimatu skutkuje również pojawianiem się wektorów zakażeń w miejscach, w których ich jeszcze niedawno nie było. W Europie do niedawna nie słyszało się o wirusach Zachodniego Nilu czy Denga. Ten pierwszy już stoi u bram Polski, a drugi puka do południowej Europy. Dlatego, gdy ktoś mówi publicznie, że woli, by średnia temperatura na Ziemi podniosła się o 2 stopnie, niż miałoby dojść do dewastacji naszego stylu życia, to jest kompletnym ignorantem. Jest dokładnie na odwrót: walczymy o zahamowanie zmian klimatu, aby móc utrzymać naszą wygodną cywilizację na obecnym poziomie. Planeta sobie poradzi, ale zmiany zdewastują nasz wygodny świat. Chroniąc klimat, chronimy nasz komfort, możliwość funkcjonowania, społeczeństwo, o przyszłych pokoleniach nie wspominając. Inaczej nasze życie zamieni się w ciągłe pasmo plag: od pandemii, do pożarów, poprzez susze.
ZOBACZ TAKŻE: Raport ECDC: w Europie postępuje inwazja chorób tropikalnych przenoszonych przez komary
Źródło: Puls Medycyny