Zbigniew Religa: Walczę do końca
Poseł PiS Zbigniew Religa, były minister zdrowia, kawaler Orderu Orła Białego, w 2008 roku toczył boje na dwóch frontach. W Sejmie konsekwentnie torpedował projekty PO zmierzające do komercjalizacji szpitali publicznych. W życiu prywatnym zmagał się z rakiem płuca. Rok zakończył z tarczą. Przez ekspertów Pulsu Medycyny został uznany za najbardziej wpływową osobę w ochronie zdrowia w Polsce. Wcześniej ten sam tytuł przyznano mu w 2005 i 2006 roku.
Burza w Sejmie
Kiedy w Sejmie pojawiły się konkretne projekty sygnowane przez minister Kopacz, Religa ocenił je krótko: to antyreforma. Kulminacją sporu była październikowa debata w Sejmie przed finalnym głosowaniem pakietu ustaw zdrowotnych. Zbigniew Religa zabrał głos po dłuższej nieobecności z powodu choroby. "Jako wieloletni lekarz widzę dla polskiej służby zdrowia ogromne zagrożenie we wprowadzeniu tej reformy. Prywatny szpital wygląda ślicznie, ale nie ma w nim oddziałów, które przynoszą straty, na przykład ratunkowych. Dlatego komercjalizacja jest dla pacjenta najgorszą rzeczą. Wszędzie, w całej starej Unii Europejskiej pomoc medyczna oparta jest o medycynę publiczną, nie o komercjalizowaną" - mówił z trybuny sejmowej.
To z nim (i z Markiem Balickim) prezydent Lech Kaczyński konsultował pomysł przeprowadzenia referendum w sprawie komercjalizacji szpitali po tym, jak ustawy przegłosowano. Ostatecznie Senat nie zgodził się na referendum, Lech Kaczyński zawetował trzy z sześciu przedłożonych mu do podpisu ustaw zdrowotnych, a Sejm nie zdołał odrzucić weta. Kiedy 2 stycznia rozmawiałam ze Zbigniewem Religą w jego mieszkaniu w starej kamienicy w Warszawie, tamte emocje już opadły, ale problem pozostał. Dlatego Religa, jako marszałek senior, zamierza przekonać marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego do szybkiego zwołania kolejnej debaty plenarnej na temat zdrowia. Uważa, że kompromis w sprawie przekształceń szpitali w spółki prawa handlowego jest nadal możliwy, trzeba walczyć o reformy do końca. Ważne, aby przekształcenia były dobrowolne i nie prowadziły do całkowitej prywatyzacji. Z kim z rządzącej koalicji mógłby o tym rozmawiać? "Może powinienem spotkać się z Michałem Bonim?" - zastanawia się Religa.
Z sali operacyjnej do polityki
Porzucił medycynę dla polityki. Jako kardiochirurg mógł uratować życie setkom osób. A jako minister zdrowia decydował już o zdrowiu 38 milionów Polaków. "Byłem lekarzem przez 44 lata. Znam bolączki służby zdrowia. Do bycia ministrem byłem dobrze przygotowany, bo wcześniej zebrałem grupę kilkudziesięciu osób, z którymi dyskutowałem nad reformą ochrony zdrowia. Część z tamtych pomysłów uważam w tej chwili za idiotyczne, np. złym rozwiązaniem było proponowanie podziału NFZ na kilka funduszy. Powinien działać silny NFZ i konkurencja w postaci prywatnych funduszy zdrowotnych" - mówi Religa.
Chciałby jeszcze przez 3-4 miesiące pobyć ministrem zdrowia i wprowadzić podwyższenie składki zdrowotnej o kolejne 6 proc., bo, jego zdaniem, największą bolączką jest niedofinansowanie ochrony zdrowia w Polsce. Potem byłyby wprowadzane: sieć szpitali, przekształcenia szpitali w spółki prawa handlowego bez możliwości ich prywatyzacji, pełna informatyzacja i dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne. Z perspektywy czasu ocenia, że jego relacje z braćmi Kaczyńskimi były na tyle dobre, że przekonałby ich także do tego ostatniego...
Wiedza kontra pokusa
Kiedy Amerykanie, a ostatnio także Francuzi pokazują swoje gotowe do testowania na ludziach sztuczne komory serca, Religa przypomina o polskim projekcie. Jest wdzięczny Jarosławowi Kaczyńskiemu, że poparł jego wniosek o ustanowienie rządowego programu polskiego sztucznego serca, dzięki któremu w ciągu 5 lat powstanie w pełni implantowana polska sztuczna komora. "Na to nie szkoda 35 milionów złotych. Program daje możliwość nieprawdopodobnie szerokiego rozwoju polskiej nauki, jesteśmy w czołówce krajów, które mają w tej dziedzinie doświadczenie" - podkreśla profesor. Jego zdaniem, mechaniczne wspomaganie pracy serca będzie szybciej dostępne dla pacjentów niż np. metody wykorzystujące potencjał komórek macierzystych.
A przeszczepy odzwierzęce? Dlaczego wszczepił człowiekowi serce świni? "Pacjent już umierał, wtedy to zrobiliśmy. Sukces polegał na tym, że jako pierwsi na świecie udowodniliśmy, że może nie dojść do nadostrego odrzutu organu od zwierzęcia. Taka reakcja następuje w ciągu kilku minut - wspomina Religa. - Świnia była wcześniej przygotowana immunologicznie. Pacjent żył 24 godziny i zmarł z mojej winy. Był to olbrzymi mężczyzna, koszykarz, prawie dwa metry wzrostu, a świnia była typowa, jej serce nie było przygotowane do pracy w tak dużym organizmie, to serce po prostu nie wytrzymało obciążenia. Wtedy nie wpadłem na to, że tak może być...". Zdaniem Religi, próby z ksenoprzeszczepami wstrzymano, bo świat obawia się pojawienia się u człowieka nowych chorób odzwierzęcych.
Czy zdarzyła mu się pokusa, żeby iść dalej, poza medyczne wskazania i rekomendacje? "Pokusa jest, ale musi być stonowana wiedzą - mówi kardiochirurg. - Zasadnicze pytanie brzmi: czy pacjentowi się nie zaszkodzi. Jeśli mam przeczucie, że pacjentowi pomogę, to robię to, poza dyskusją. Jestem kardiochirurgiem 30 lat, robiłem rzeczy, których prawdopodobnie nikt na świecie nie robił, bo pacjent mi umierał i myślałem, że mogę mu pomóc. To nie była arogancja czy działanie dla sławy. Ale jest różnica między tym, co było 30 lat temu i co jest obecnie. Teraz tego typu nieprzewidziane wydarzenie zdarza się bardzo rzadko, prawie w ogóle".
Media i choroba
Wielu onkologów ma żal do Religi jako lekarza, że nigdy publicznie nie powiązał swej choroby z wieloletnim nałogiem palenia papierosów. "Każdy ma swój rozum, każdy może sam wyciągnąć wnioski" - mówi Religa. I nie zamierza nikogo przekonywać do rzucenia palenia. Do pacjentów i ich rodzin dociera za to inne jego przesłanie. "Chcę powiedzieć wszystkim chorym: jest problem, jest choroba i należy z nią walczyć. Do wszystkich chorych apeluję, żeby się nie poddawali, życzę im tego serdecznie - mówił w grudniu ub.r. w wywiadzie dla TVN24. - Walczę z tym draństwem. Całe moje życie to była nadzieja. Bez niej nie można żyć".
Popularnym mediom imponuje to, w jaki sposób profesor zmaga się z nowotworem. Często o nim piszą. Dziennik Fakt opublikował zdjęcia z romantycznego, jak nazwali to redaktorzy, spaceru prof. Religi z żoną w dniu jego siedemdziesiątych urodzin 16 grudnia. W Gali ukazał się obszerny wywiad, w którym kardiochirurg opowiada o cudzie, jakim był dla niego za każdym razem moment rozpoczęcia pracy przez nowe, wszczepione właśnie serce. Profesor zwierza się także czytelnikom, jaką rolę w jego życiu odegrała żona, z którą jest już 45 lat. "Gdyby była kobietą inaczej myślącą, inaczej patrzącą na świat, na mnie, to nasze małżeństwo dawno by się rozpadło. Wtedy nie miałbym siły płynącej z domu, byłoby mi dużo trudniej. Nie osiągnąłbym tak wiele, gdyby nie moja żona" - podkreśla Religa.
Na wszystkie jego wypowiedzi żywo reagują internauci. Przeważają głosy poparcia, solidarności, życzenia wyzdrowienia, szacunku dla jego dokonań. Ale na forach są też ostre, pełne goryczy wpisy osób, które przeżyły dramat choroby, śmierci najbliższych w innych realiach opieki zdrowotnej niż te dostępne dla byłego ministra zdrowia. "Czy wie pan, ile czeka na operację od momentu postawienia diagnozy zwykły pacjent? Pan czekał tylko 7 dni...".
Błąd, prezent, łapówka
W kwietniu 2008 r. po wyroku Trybunału Konstytucyjnego o niezgodności z konstytucją art. 52 Kodeksu Etyki Lekarskiej ("Lekarz powinien zachować szczególną ostrożność w formułowaniu opinii o działalności zawodowej innego lekarza, w szczególności nie powinien publicznie dyskredytować go w jakikolwiek sposób") Religa mówił, że zapis ten powinien być zmieniony albo zlikwidowany. Jego zdaniem, jest dobrą zasadą niemówienie o koledze lekarzu nic złego, ale nie we wszystkich przypadkach. "Nie dotyczy to spraw, które na przykład są błędem lekarskim" - powiedział wtedy Religa. On sam nie ma problemów z interpretacją kodeksu. Na życzenie prokuratury przygotował dwie ekspertyzy dotyczące operacji przeprowadzonych przez dr. Mirosława Garlickiego w głośnej sprawie o korupcję. ?W tej sprawie będę się wypowiadać dopiero po zakończeniu procesu - mówi. - Uważam, że moje ekspertyzy przeciwko dr. Garlickiemu są nieprawdopodobnie uczciwe, byłem szczęśliwy, że powołano mnie na świadka, abym mógł złożyć dodatkowe wyjaśnienia".
Ale sprawa dr. G. na tym się nie kończy. "Niepotrzebna była konferencja Ziobry, ale taka akcja była konieczna, bo w naszym środowisku było za dużo korupcji, teraz korupcja jest mniejsza, ludzie się boją. Bardzo dobrze, że środowisko się oczyści - mówi Zbigniew Religa. - Całe życie byłem przeciwny braniu pieniędzy, zwłaszcza przed operacją. Po wyjściu ze szpitala pacjent może wręczyć lekarzowi kwiaty czy dobry koniak, to są teraz prezenty za małe pieniądze. Ale czy można przyjąć złoty sygnet? Albo samochód?". Zdaniem Religi, jeśli sprawa dr. G. może komuś pomóc w odróżnieniu łapówki od dowodu wdzięczności, to chyba tylko prawnikom. "Przecież lekarze nie są idiotami, skończyli studia, wiedzą, kiedy dostają łapówkę, a kiedy prezent" - mówi Religa.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Magda Sowińska