Bezradność z długiem w tle
Placówki, leżące od siebie w odległości 7 km stanowią jeden SP ZOZ i mają wspólną administrację. Dyrekcja mieści się w Opolu Lubelskim. W szpitalu w Opolu jest chirurgia, neurologia, kardiologia z interną, izba przyjęć. W Poniatowej - oddział opieki długoterminowej, paliatywny, dziecięcy, ginekologiczno-położniczy, noworodkowy, laryngologiczny, interna, izba przyjęć. Obydwa szpitale mają w sumie 242 łóżka. Zapewniają opiekę ponad 60 tys. mieszkańcom.
Powodem zajęcia komorniczego jest wyrok sądowy, uznający roszczenia Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Lublinie, której SP ZOZ zalega z płatnościami od 1999 roku. W minionych latach miał on umowę z Kolumną Transportu Sanitarnego, która zarządzała karetkami i transportem sanitarnym. WSPR stała się wierzycielem szpitali, bo KTS połączył się z pogotowiem w jeden twór. SP ZOZ umowy z WSPR już nie ma, ponieważ kupił karetki, ale dług w wysokości 1,4 mln zł pozostał.
Komornik zbiera pieniądze
?Podpisywaliśmy z SP ZOZ różne porozumienia, które nie przyniosły skutku - mówi Zdzisław Kulesza, dyrektor WSPR w Lublinie. - Ponieważ zbliżał się termin przedawnienia roszczeń, skierowałem sprawę do sądu i komornik wszedł do szpitali. Zdaję sobie sprawę, że zajął sprzęt ratujący życie i trudno będzie podjąć decyzję o jego zlicytowaniu, ale muszę myśleć o swojej firmie. Mam zobowiązania pracownicze. Czy ma być tak, że jak jeden tonie, to pociąga za sobą drugiego?".
Pracownicy pogotowia nie czują się winni. Zaznaczają, że zadłużenie placówek nie pojawiło się nagle i w ostatnim czasie, lecz narastało sukcesywnie.
?Rozumiejąc trudną sytuację, dyrekcja WSPR przekonała naszą załogę do zawarcia porozumienia o spłacie zadłużenia przez tamtejszy SP ZOZ - czytamy w oświadczeniu podpisanym przez pięć związków zawodowych WSPR. - Porozumienie zawarte było w 2002 roku. Ale z winy szpitala nie było realizowane i zostało jednostronnie zerwane. Kolejnym wyrazem naszej dobrej woli była propozycja przejęcia pomocy doraźnej i ratownictwa medycznego w ramach zaległości finansowych. I tę inicjatywę szpital utrącił. Nie pozostało nam nic innego, jak wyegzekwować należności w sądzie".
Pracownicy WSPR mówią, że to oni ?kredytowali działalność szpitala, sponsorując nieudaczników odpowiedzialnych za służbę zdrowia w powiecie opolskim". Dyrektor stacji dodaje, że od propozycji dyrekcji szpitali i starosty opolskiego, organu założycielskiego szpitali, uzależnia dalsze kroki.
Pusta kasa starostwa
Zenon Rodzik, starosta opolski bezsilnie opuszcza ręce. ?Co z tego, że są pomysły na ratowanie sytuacji, jak nie ma pieniędzy na ich realizację - mówi starosta. - Lubelszczyzna ma zaniżone stawki na leczenie, jest na przedostatnim miejscu w kraju z 707 zł rocznie na leczenie jednego ubezpieczonego. Lubelski oddział funduszu zdrowia też nie rozpieszcza naszych szpitali. W porównaniu z innymi dostajemy mniej. Co mogłem, już zrobiłem".
Z. Rodzik przypomina, że spłaca kredyt w wysokości 80 tys. zł, który poręczył szpitalowi, a którego ten nie jest w stanie spłacić. ?Moje możliwości finansowe już się wyczerpały. Dług jest nie do udźwignięcia" - podkreśla Zenon Rodzik.
Wszystko już było...
Pomysłów na naprawienie sytuacji było sporo. Istotą każdego było przenoszenie oddziałów szpitalnych albo z Opola Lubelskiego do Poniatowej albo odwrotnie. Pomysłodawcom chodziło o utworzenie dwóch niezależnych szpitali. Jednego o charakterze zabiegowym, drugiego zachowawczym. Programy naprawcze nie powiodły się.
W 2001 r. ze struktur SP ZOZ wyodrębniono podstawową opiekę zdrowotną. Zmieniono też strukturę łóżek, likwidując łóżka krótkoterminowe na oddziale ortopedii i utworzono 56 długoterminowych w ramach oddziału opieki długoterminowej. W ciągu ostatnich kilku lat zatrudnienie zmniejszyło się z 700 do 400 osób. By zmniejszyć koszty, wyodrębniono usługi pralnicze, żywienie, częściowo transport. Wypowiedziano pracownikom trzynastki, nie wypłacono podwyżki z tytułu ustawy ?203", zlikwidowano zakładowy fundusz świadczeń socjalnych.
W marcu ubiegłego roku zaczęły się pierwsze kłopoty z wypłatą pensji. Pracownicy brali 80 proc. pensji, później 70 proc. Z miesiąca na miesiąc coraz mniej. Od pół roku nie dostają poborów w ogóle.
Pielęgniarki dojeżdżają do pracy rowerami, bo nie mają na bilety autobusowe. ?O tym, żeby na przykład kupić buty, nie ma mowy - mówią pielęgniarki z kardiologii. - Było u nas referendum, żeby odejść od łóżek. Wszyscy byli ?za". Na razie czekamy, co będzie. Nowy dyrektor obiecał pensje w maju".
Faktycznie, w czerwcu pobory wpłynęły na konta pracowników. ?Trzeba sięgać po różne sposoby, żeby skombinować trochę grosza i kupić np. leki. Będę działał w skali mikro. To znaczy bez dalekiego wybiegania w przyszłość. Chodzi o przetrwanie. O to, by pieniądze z funduszu zdrowia spływały chociaż w niewielkich ilościach. I aby było na pensje" - mówi Karol Stpiczyński.
Z powodu długów zakład gazowy odciął szpitalom gaz, więc rozpalono ogień pod nieczynną od 12 lat kuchnią węglową.
Oddziałom brakuje sprzętu jednorazowego użytku. Na naprawę aparatury diagnostycznej nie ma pieniędzy. Na kupno nowej tym bardziej. ?Gastroskop stoi zepsuty - przyznaje dr Wieńczysław Kosik, zastępca ordynatora chirurgii. - Zdjęcia aparatem USG są mało przydatne, bo sprzęt ma 10 lat. Pracuję tutaj bardzo długo, a nigdy takiej nędzy nie widziałem".
Komentuje Tomasz Kwiatkowski, zastępca dyrektora ds. medycznych w Lubelskim Wojewódzkim Oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia:
Byłem niedawno w Krakowie na wiatowym Zjeździe Organizacji Technologii Medycznych. Wszyscy uczestnicy mówili, że brakuje im pieniędzy na leczenie. To podstawowy problem służby zdrowia na całym świecie. Prawdą jest, że kraje bogatsze postulują o pieniądze na coraz bardziej zaawansowane technologie, a my na rzeczy i sprawy podstawowe. Prawdą, chociaż nie do końca.
Ostatnio przetoczyła się przez Polskę burza, że fundusz zdrowia nie chce finansować tzw. PET, czyli pozytronowej elektronicznej tomografii. Ale Niemcy też tego nie refundują. Dlatego konieczne jest określenie koszyka świadczeń gwarantowanych. Bo naprawdę nie wszystko się za darmo należy. Prace nad stworzeniem koszyka są już bardzo zaawansowane. Jak nigdy dotąd.
Faktycznie, brakuje szpitalom pieniędzy na wszystko. I popadają w olbrzymie długi. Ale nie sądzę, aby jakikolwiek szpital upadł. Dlaczego? Bo są nie tylko miejscem leczenia, ale także największymi zakładami pracy w terenie. Są narzędziem kreowania polityki. Jaki samorząd lokalny pozwoli na zamknięcie swojego szpitala? Zamiast o zamykaniu, należy raczej mówić o restrukturyzacji oddziałów. Drastycznie spada liczba porodów. Czy w każdym szpitalu musi być oddział położniczy? Ponadto przypadek Krakowa, opisywany w prasie, dowodzi, że są placówki, które generują fikcyjne raporty mające świadczyć o potrzebie istnienia tych placówek. ABW zatrzymała tam grupę lekarzy produkujących takie raporty, na podstawie których lekarze wydobywali pieniądze z funduszu zdrowia.
Szpital to także miejsce pracy
Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego to nie jedyny wierzyciel opolskiego zakładu. W kolejce po swoje pieniądze stoją jeszcze: ZUS i urząd skarbowy (3,5 mln zł zaległości), pracownicy (ponad 2,7 mln zł), zakład energetyczny (310 tys. zł), zakład gazowniczy (200 tys. zł) oraz dostawcy leków i środków opatrunkowych. W sumie dług szpitali przekroczył o 20 proc. roczną wartość kontraktu z NFZ, który na ten rok wynosi 11 mln zł.
Na poczet zaległości, komornik zajął też kontrakt szpitali z funduszem.
SP ZOZ był jednym z 10 szpitali powiatowych na Lubelszczyźnie, które w akcie desperacji wypowiedziały NFZ umowy, ale ostatecznie przystąpił do renegocjacji kontraktu.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Ewa Stępień, Lublin