Czesi rzadziej chodzą do lekarzy
Czesi muszą płacić za wizyty u lekarzy i za zrealizowane w aptece recepty. Wprowadzona 1 stycznia bieżącego roku opłata regulacyjna, bo tak się oficjalnie nazywa, ma uszczelnić system ochrony zdrowia. Jest symboliczna - koszt wizyty u lekarza to równowartość bochenka chleba.
Dr Adrian Junga, ortopeda z czeskiej Karviny, opowiada jeszcze inną historię. "Gdy pracowałem w pogotowiu, zdarzało się, że wzywano nas do barów, bo akurat klienta zabolała noga - wspomina. - Teraz to się skończyło".
Koniecznością ograniczenia wizyt lekarskich do przypadków, kiedy konsultacja taka jest rzeczywiście potrzebna, tłumaczył tę niezbyt popularną decyzję (ok. 80 proc. Czechów nie popierało reformy) rząd premiera Mirka Topolanka, którego główną siłą jest prawicowa Obywatelska Partia Demokratycznej (ODS). Zwycięska dla niego elekcja miała miejsce ponad półtora roku temu, ale dopiero w połowie 2007 r. liderowi ODS udało się stworzyć minimalną większość parlamentarną. I wtedy prace nad reformą ruszyły pełną parą.
Lektura internetowych archiwów czeskiej prasy z tego okresu pokazuje, że obeszło się bez wielkich protestów, palcem groziła tylko czeska lewica. Dość powiedzieć, że protestem byłego ministra finansów z ramienia Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej Bogusława Sobotki (w styczniu odmówił zapłaty za badanie kontrolne) nikt za bardzo się nie przejął. Wezwanie do zapłaty wysłano politykowi do domu.
Dwa razy więcej na ochronę zdrowia
Jeżeli chodzi o wydatki na ochronę zdrowia swoich obywateli, czeskie państwo jest znacznie hojniejsze niż polskie. Utrzymanie lecznictwa i refundacja leków pochłania prawie 7 proc. czeskiego PKB, czyli prawie dwukrotnie więcej niż naszego. Do ponad tysiąca dolarów rocznie na leczenie jednego Czecha wciąż nam daleko. 210 mld koron z bilionowego budżetu przeznaczane jest na ochronę zdrowia. Sama refundacja leków (na znacznie wyższym poziomie niż w Polsce) pochłania jedną czwartą tej kwoty. Opłata regulacyjna ma przynieść tylko 4 mld koron, czyli niewiele. "Według rządowych założeń, dzięki wprowadzonej regulacji, znaczna część wydawanych na refundację leków pieniędzy zostanie w budżecie Ministerstwa Zdrowia i będzie można skierować je na leczenie. A ponieważ budżet państwa refunduje leki tylko do wysokości najniższej ceny w danej grupie, pacjenci chętniej będą po nie sięgać. Być może koncerny farmaceutyczne, przymuszone ich wyborami, obniżą ceny leków. To może być dodatkowa korzyść" - wyjaśnia dr Adrian Junga.
Razem ze zmianą finansowania leczenia, czeski rząd wprowadził również reformę podatkową. Od początku bieżącego roku Czesi mają 15-procentowy podatek liniowy. Składka zdrowotna to 13,5 proc. ubruttowionej pensji, z czego dwie trzecie pokrywa pracodawca.
30 koron za każdą wizytę
Na czym polega opłata regulacyjna? Za każdą wizytę u pediatry, stomatologa, chirurga czy psychologa trzeba zapłacić 30 koron (ok. 4,20 zł). Każda spędzona w szpitalu doba to dwukrotność tej sumy, a jeżeli pacjent trafi na oddział po interwencji pogotowia ratunkowego (od godz. 17 do 7 rano), to będzie musiał wysupłać z portfela 90 koron. 30 dodatkowych koron czescy obywatele muszą również zostawić w aptece za każdy przepisany na recepcie lek. Na jednej mogą się znaleźć maksymalnie dwa specyfiki, a każdego może być najwyżej po trzy opakowania.
Z tych opłat zwolnieni są tylko tzw. socjalni, którzy przedstawią ważne przez miesiąc zaświadczenie z miejskiego ośrodka pomocy społecznej oraz wychowankowie domów dziecka. Na bezpłatne badania profilaktyczne (np. prawidłowej budowy bioder) i sześć bezpłatnych wizyt w ciągu roku mogą liczyć również rodzice niemowlaków. Nie płaci się też za wizyty kontrolne. "Jeżeli opatrzę pacjenta ze złamaną ręką i każę mu przyjść do kontroli, to 30 koron płaci on tylko raz" - tłumaczy dr Janusz Walach, chirurg ze szpitala w Czeskim Cieszynie.
Za tyle się nie najedzą
To nie są, jak mówią nasi rozmówcy, wielkie kwoty. Salowa w czeskim szpitalu zarabia ok. 8 tys. koron na miesiąc. Pielęgniarka dwukrotnie więcej, a średnia krajowa to ok. 21 tys. koron miesięcznie.
Leżąca na oddziale wewnętrznym cieszyńskiego szpitala Maria Pawlowska jest zaolziańską Polką, emerytką, gospodarzącą razem z mężem. "Leżę tu już tydzień, więc wpłaciłam 420 koron. Nie jest to jakaś duża suma. Mam trzy posiłki dziennie. A za 60 koron w domu się nie najem" - mówi piękną polszczyzną pani Maria.
Faktycznie. Sprawdziliśmy ceny podstawowych produktów spożywczych w sklepach. Za dwukilogramowy chleb trzeba zapłacić 38 koron, za kostkę masła - 30, litrowy karton mleka to ok. 15 koron.
Dlatego też, Czesi - mimo że przeciwni opłatom regulacyjnym - nie buntują się w przychodniach i nie są opryskliwi dla lekarzy. Wiedzą, że pacjent, który nie będzie mógł od razu zapłacić, nie zostanie odesłany z kwitkiem. "Obowiązuje nas przysięga Hipokratesa, a ściąganiem opłaty zajmuje się administracja szpitala" - zapewnia dr Janusz Walach.
Pacjenci opuszczający szpital oprócz wypisu otrzymują również rachunki. "Na zapłacenie mają osiem dni" - informuje Vera Krzyżankova, wicedyrektorka stojącej tuż za polsko-czeską granicą lecznicy Nemocnice Cesky Tesin.
Obroty spadły o jedną trzecią
Choć jej zdaniem jest jeszcze zbyt wcześnie, by oceniać efekty finansowe "regulacyjnego popłatka", to już dzisiaj widać, że jej krajanie rzadziej odwiedzają lekarzy. "Liczba pacjentów i porad spadła mniej więcej o jedną trzecią" - ocenia Vera Krzyżankova.
Na tyle samo spadek swoich obrotów szacują czescy aptekarze. Mariola Żwak, kierująca apteką w Czeskim Cieszynie wspomina, że jeszcze trzy miesiące temu przez całą swoją dniówkę nie miała czasu odejść od lady, o spokojnie wypitej herbacie nie wspominając. "W listopadzie i grudniu przeżywaliśmy prawdziwe oblężenie. Takiej rzeszy klientów nie miałam w ciągu 15 lat swojej pracy. Klienci w jednej ręce trzymali świąteczne podarki, a drugą płacili za leki, by mieć jak największy zapas" - opowiada czeska farmaceutka.
Zarządzenia wprowadzające opłatę regulacyjną nakazują za każdy wypisany na recepcie lek skasować 30 czeskich koron (około 4,20 zł). Każdego preparatu można sprzedać tylko trzy sztuki, a recepta ma tylko dwie pozycje. "To niby dodatkowe dochody, ale w zamian podniesiono stawkę DTH (odpowiednik polskiego VAT - przyp. red.) - tłumaczy zarządzająca apteką Mariola Żwakowa. - Trudno powiedzieć, jak to odbije się na naszych finansach. Możliwe, że na koniec roku wielu aptekarzy stwierdzi, że nie wyszło im to na dobre".
Jej zdaniem, już teraz można zaobserwować większą sprzedaż chociażby leków przeciwbólowych sprzedawanych bez recepty. Wcześniej wiele specyfików, również na inne dolegliwości (na przykład aspiryna), z przepisu lekarza było tańsze. Dlatego gromadzono zapasy i - jak szacuje się w Czechach - rocznie wyrzucano do kosza leki warte ok. 1,4 mld dolarów.
Co dalej?
Rząd Mirka Topolanka zapowiada, że w połowie roku przyjrzy się skutkom reformy i zadecyduje, co dalej. Pojawiają się głosy, że być może z opłat zostaną zwolnione dzieci do 15 roku życia i emeryci, a opłata przetrwa, bo takie rozwiązanie byłaby skłonna zaakceptować opozycyjna lewica. Są jednak i inne opinie. Vera Krzyżankowa, która nie zdecydowała się na zamontowanie w swoim szpitalu specjalnych automatów do pobierania opłat, spodziewa się, że czeska regulacja podzieli los słowackiej. "Tam po kilku miesiącach wycofano się z tego rozwiązania" - twierdzi szefowa cieszyńskiego szpitala.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Krzysztof Bąk