Istotą nowoczesnej kardiologii jest kompleksowe działanie
Istotą nowoczesnej kardiologii jest kompleksowe działanie
O celach Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, kompleksowej opiece nad pacjentami po zawale serca, współpracy kardiologów i lekarzy rodzinnych „Puls Medycyny” rozmawia z prof. dr. hab. n. med. Zbigniewem Kalarusem, kierownikiem Katedry Kardiologii, Wrodzonych Wad Serca i Elektroterapii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, Oddziału Klinicznego Kardiologii SUM, prezesem Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Przejął pan stery w Polskim Towarzystwie Kardiologicznym po profesor Janinie Stępińskiej, kobiecie z dużą charyzmą. To spore wyzwanie. Jak się pan czuje po kilku miesiącach kierowania największym towarzystwem medycznym w Polsce?
Czuję się dobrze. A mówiąc poważnie, w Polskim Towarzystwie Kardiologicznym obowiązuje zasada, że gdy pracuje zarząd danej kadencji, to jest już wybrany prezes-elekt, który wchodzi w skład aktualnego zarządu. Chodzi o to, aby zachować ciągłość działań, by nie zaczynać wszystkiego od nowa wraz z początkiem kolejnej kadencji. Kiedy pani profesor Janina Stępińska pełniła funkcję prezesa, ja byłem prezesem-elektem, brałem udział w pracach ówczesnego zarządu. Teraz w znacznej mierze kontynuujemy działania poprzednich władz PTK. Jestem głęboko przekonany, że gros z tego, co obecnie się dzieje w Towarzystwie, znajdzie ciąg dalszy, gdy funkcję prezesa obejmie obecny prezes-elekt prof. Piotr Hoffman z Instytutu Kardiologii w Aninie. Taka forma organizacji pracy bardzo dobrze się sprawdza w przypadku takiej instytucji jak towarzystwo naukowe.
Jakie działania poprzedniego zarządu kontynuowane są pod pana prezesurą? Co jest głównym celem pana kadencji?
W statucie PTK jest zapisane, że główny cel Towarzystwa to edukacja. Nie tylko środowiska medycznego, ale w ogóle społeczeństwa w zakresie schorzeń sercowo-naczyniowych. Jednym z działań, które służy edukacji, na razie środowiska medycznego, jest platforma PTK. Idea stworzenia takiej platformy powstała, kiedy funkcję prezesa sprawował prof. Waldemar Banasiak (2009-2011), a została sfinalizowana za kadencji prof. Stępińskiej. Platforma edukacyjna dla lekarzy funkcjonuje, jest dostępna dla członków PTK. Teraz chcemy edukować pacjentów, stworzyć ogólnie dostępną platformę im dedykowaną.
Uważam, że to bardzo ważne. O skuteczności leczenia decydują trafna diagnoza i właściwa terapia, ale równie istotna jest świadomość chorych o konieczności terapii, jej celowości i możliwościach, jakie stwarza współczesna kardiologia. Prace nad tą platformą są bardzo zaawansowane i mam nadzieję, że latem uruchomimy pierwszy jej fragment poświęcony chorym po zawale serca.
Dlaczego właśnie chorzy po zawale serca? Przecież zawały mamy „pod kontrolą”, przynajmniej w pierwszej fazie leczenia.
Rocznie w Polsce dochodzi do ok. 70-80 tys. zawałów mięśnia sercowego. W naszym kraju żyje kilkaset tysięcy osób z klinicznym rozpoznaniem „stan po przebytym zawale”. To jest ogromna populacja. Ci pacjenci wymagają odpowiedniego leczenia do końca życia. Poprzez odpowiednią edukację chcemy poprawić skuteczność stosowania przez nich zasad profilaktyki wtórnej, chcemy poprawić skuteczność przyjmowania leków, a także poszerzyć ich wiedzę na temat ewentualnych dalszych możliwości leczenia po kilku czy kilkunastu latach od zawału.
Z obserwacji wiemy, że pacjent, który przebył zawał, gdy minie trochę czasu i poczuje się lepiej, coraz gorzej i rzadziej się kontroluje, zaczyna obniżać dawki leków czy w ogóle niektóre leki odstawia. Chcemy poprawić wiedzę na temat skutków takiego postępowania, a to na pewno przełoży się na lepsze wyniki leczenia.
Działa platforma dla kardiologów, wkrótce będzie dla pacjentów. A co z lekarzami pierwszego kontaktu, którzy są ogniwem między specjalistami a pacjentami?
Wspólnie z Polskim Towarzystwem Medycyny Rodzinnej zamierzamy opracować dokument ekspercki dotyczący opieki nad chorymi po zawale serca. Ma to być kompendium wiedzy na temat zasad postępowania z tymi chorymi. Będzie ono skierowane do kardiologów, internistów, lekarzy rodzinnych. Rozpoczęliśmy już prace nad nim i sądzę, że do jesieni, czyli do kolejnego Kongresu PTK (18-20 września 2014 r. — przyp. red.) taki dokument przedstawimy. Chcemy w nim pokazać, jak powinien wyglądać optymalny model opieki w zakresie rehabilitacji, prewencji wtórnej, farmakoterapii, elektroterapii, rewaskularyzacji w okresie poszpitalnym.
Jestem zdania, że tylko kompleksowe działanie polegające na dotarciu do wszystkich lekarzy, którzy opiekują się chorymi po zawale, a także uświadomienie samych pacjentów pozwoli na zoptymalizowanie postępowania medycznego, co w ciągu kilku lat powinno dać poprawę odległych wyników leczenia.
Tak wyobrażam sobie działanie towarzystwa naukowego, którego głównym celem jest edukacja. Oczywiście ten cel realizujemy także poprzez nasze kongresy, konferencje.
Jaki będzie temat przewodni wrześniowego, XVIII Międzynarodowego Kongresu PTK?
To będzie opieka nad chorym po zawale serca, przede wszystkim ze względów epidemiologicznych, o których wspomniałem wcześniej. Deklarowałem, że jest to temat wiodący kadencji, w której mam zaszczyt i przyjemność pełnić funkcję prezesa PTK.
Polska kardiologia interwencyjna należy do najlepszych w Europie. Specjaliści z innych dziedzin — nie ma co ukrywać — trochę zazdroszczą kardiologom sukcesów, ale także dużego wsparcia finansowego państwowego płatnika.
Nie jest tak, że do kardiologii płynie rzeka pieniędzy. Na przestrzeni ostatnich kilku lat mieliśmy niemało takich sytuacji, że płatności za poszczególne grupy pacjentów były obniżone. Trzeba też pamiętać, że leczenie chorych kardiologicznych jest z jednej strony często bardzo złożone, z drugiej po prostu drogie.
Z perspektywy szpitala, w którym pracuję od wielu lat, mogę powiedzieć, że finansowanie, jakie otrzymujemy, pozwala na stosowanie optymalnych metod leczenia, ale ono na pewno nie jest przeszacowane. Pogląd, że jak kardiologia jest przyzwoicie finansowane, to trzeba jej trochę odebrać, jest z gruntu zły. Potrzebne jest wsparcie tych dziedzin, które mają gorzej, ale nie kosztem kardiologii czy innych lepiej finansowanych działów medycyny.
Żeby nie zaprzepaścić dotychczasowych osiągnięć, kardiologia interwencyjna nadal będzie potrzebowała dużych nakładów, choćby na nowoczesne technologie, zwłaszcza że jej działania coraz częściej wykraczają poza leczenie ostrych zespołów wieńcowych. Mam na myśli np. chorych z niewydolnością serca, których jest i będzie coraz więcej ze względu na starzenie się społeczeństwa.
Kardiologia interwencyjna bardzo dynamicznie się rozwija i rzeczywiście zaczyna rozszerzać swoją działalność o leczenie wad zastawkowych, od dawna też zajmuje się przeciekami wewnątrzsercowymi. Chorzy z niewydolnością serca również wymagają działań z zakresu kardiologii inwazyjnej, ale u nich ogromne znaczenie ma także elektroterapia, czyli stosowanie np. automatycznych kardiowerterów-defibrylatorów w celu redukcji ryzyka nagłego zgonu sercowego, czy stymulacji resynchronizującej, która optymalizuje czynność elektryczną i skurczową uszkodzonego serca.
Posłużę się znów przykładem pacjenta po zawale, który wychodzi ze szpitala po zabiegach kardiologii interwencyjnej. Jego serce jest jednak uszkodzone, choć oczywiście w mniejszym stopniu, niż gdybyśmy nie mieli możliwości zastosowania nowoczesnych metod inwazyjnych. U znacznej części takich chorych rozwinie się po pewnym czasie niewydolność serca i będą oni wymagali całościowego postępowania — z zakresu farmakoterapii, rehabilitacji, prewencji, również kardiologii inwazyjnej i elektroterapii. To wszystko stanowi jeden wielki kompleks służący naszym chorym. Moim zdaniem, takie kompleksowe działanie jest istotą nowoczesnej kardiologii.
Kolejny problem kardiologiczny to coraz powszechniejsze arytmie, w tym najczęstsze wśród nich: migotanie przedsionków. Szacuje się, że dotyczy ono już ponad 400 tys. Polaków.
Liczba chorych z migotaniem przedsionków jest zdecydowanie większa niż 400 tys. Szacuje się, że ta choroba dotyka od 1 do 2 proc. populacji, czyli od 400 do 800 tys. osób, myślę, że bliżej 800 tys. Każdego roku odnotowujemy kilkanaście tysięcy udarów mózgu związanych z migotaniem przedsionków.
PTK od lat prowadzi edukację środowisk medycznych w zakresie stosowania profilaktyki przeciwzakrzepowej, która zmniejsza ryzyko wystąpienia niedokrwiennego udaru mózgu. To jest ważny element naszych działań edukacyjnych. Kilkanaście procent przypadków migotania przedsionków jest kompletnie asymptomatycznych. Ci chorzy nie mają żadnych objawów, a ryzyko udaru mózgu podobne jak u chorych objawowych. To dotyczy przede wszystkim chorych w podeszłym wieku i chorych na cukrzycę. Do nas należy ich wyszukanie.
Podkreśla pan wagę kompleksowego leczenia, ale nie mniej ważne są innowacyjne techniki. Jak ocenia pan dostęp Polaków do najnowszych terapii?
W moim odczuciu ta dostępność jest zbyt mała. Mamy wiele dowodów naukowych na to, że nowoczesne technologie poprawiają odległe wyniki leczenia. Niestety, znaczną część z nich możemy stosować w ograniczonym zakresie. Brak jest radykalnego wdrażania innowacyjnych technik zarówno zabiegowych, jak i lekowych. Nie porównuję Polski z najbogatszymi krajami w Europie, ale z państwami ościennymi. Tam nowe metody lecznicze wprowadzane są o wiele łatwiej, szybciej. My tego też bardzo potrzebujemy dla naszych pacjentów.
Czy może pan wskazać procedury, które powinny być jak najszybciej wprowadzone?
Wolałbym nie wskazywać takich procedur, bo jeśli o jakiejś zapomnę, ktoś poczuje się pominięty. Rozmawiamy z Narodowym Funduszem Zdrowia i Ministerstwem Zdrowia na wiele tematów. Wspomnę tylko, że niedawno udało się wprowadzić nową procedurę dla chorych z ciężką niewydolnością serca. Staramy się o refundację tzw. nowych leków przeciwzakrzepowych w profilaktyce udaru mózgu u chorych z migotaniem przedsionków, a także nowych leków antyagregacyjnych. Chcielibyśmy, aby zwiększył się dostęp do stosowania technik kardiologii inwazyjnej w leczeniu niektórych wad zastawkowych serca. Są pacjenci, którzy bardzo ich potrzebują, a dostęp do nich jest ograniczony.
O jakiej nowej procedurze w leczeniu chorych z niewydolnością serca pan wspomniał?
Dotyczy ona kompleksowego leczenia chorych z ciężką, zaawansowaną skurczową niewydolnością serca, wymagających inwazyjnego monitorowania w ramach intensywnej terapii kardiologicznej. Takich chorych jest coraz więcej i dobrze się stało, że taka nowa procedura została wprowadzona.
Kolejna, która będzie wprowadzona, to zastosowanie hipotermii leczniczej u chorych, którzy w przebiegu zawału serca doznali zatrzymania krążenia i trafili do szpitala jako pacjenci nieprzytomni. W ich przypadku, oprócz standardowego postępowania, możemy zastosować hipotermię.
To są nowe, bardzo cenne procedury, a chcielibyśmy więcej takich o udokumentowanym naukowo, korzystnym wpływie na rokowanie pacjentów. Tylko o takie procedury występujemy do NFZ.
Kolejki do kardiologów są bardzo długie, pacjenci czekają na wizytę nawet kilka miesięcy. Czy nie uważa pan, że lekarze pierwszego kontaktu powinni przejąć część obowiązków specjalistów?
Jednym z celów opracowania stanowiska ekspertów dotyczącego postępowania w przypadku chorych po zawale, o którym mówiłem wcześniej, jest próba określenia, jacy pacjenci, gdzie i przez kogo mają być dalej leczeni. Jest to zdeterminowane przez stopień uszkodzenia serca i obecność schorzeń współistniejących. Nie każdy chory musi być w pod stałą opieką poradni kardiologicznej, częścią mogą się zajmować lekarze rodzinni. Będziemy się starali wskazać, którzy pacjenci są chorymi wysokiego ryzyka zdarzeń sercowo-naczyniowych. W ich przypadku lepiej, żeby pozostali oni pod opieką poradni kardiologicznej. Są jednak także chorzy, u których przebieg choroby jest niepowikłany i nimi mogą zajmować się lekarze rodzinni. W przypadku pojawienia się jakichkolwiek komplikacji ci pacjenci powinni mieć „krótką ścieżkę” do szybkiej konsultacji kardiologicznej.
Przygotowywany wspólnie z lekarzami rodzinnymi dokument będzie zawierał m.in. optymalny model opieki ambulatoryjnej nad chorymi kardiologicznymi.
W czym w tej chwili tkwi problem? Czy lekarze rodzinni obawiają się leczenia chorych kardiologicznych?
Mam wiele kontaktów z lekarzami rodzinnymi, uważam, że ich wiedza z zakresu kardiologii jest naprawdę duża. Problem jest raczej natury administracyjnej, organizacyjnej. Każdy chory, który przebył zawał, siłą rzeczy chce trafić do kardiologa. Tymczasem taki pacjent nie musi być pod specjalistyczną opieką kardiologiczną na zawsze. Jeśli dalszy przebieg choroby jest niepowikłany, może być pod okresową kontrolą lekarza rodzinnego.

Prof. dr hab. n. med. Zbigniew Kalarus (ur. 1962 r.) w 1987 r. ukończył studia na Wydziale Lekarskim Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach. W 1994 r. otrzymał dyplom doktora nauk medycznych, w 2003 r. tytuł doktora habilitowanego nauk medycznych w zakresie kardiologii i elektrofizjologii klinicznej, a w 2008 r. tytuł profesora nauk medycznych. Od 2003 r. jest kierownikiem Katedry Kardiologii, Wrodzonych Wad Serca i Elektroterapii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Od początku swojej pracy zawodowej związany ze Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Od października 2013 r. pełni funkcję prezesa Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Specjalizuje się głównie w zakresie kardiologii inwazyjnej i elektrofizjologii klinicznej.
O celach Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, kompleksowej opiece nad pacjentami po zawale serca, współpracy kardiologów i lekarzy rodzinnych „Puls Medycyny” rozmawia z prof. dr. hab. n. med. Zbigniewem Kalarusem, kierownikiem Katedry Kardiologii, Wrodzonych Wad Serca i Elektroterapii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, Oddziału Klinicznego Kardiologii SUM, prezesem Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Przejął pan stery w Polskim Towarzystwie Kardiologicznym po profesor Janinie Stępińskiej, kobiecie z dużą charyzmą. To spore wyzwanie. Jak się pan czuje po kilku miesiącach kierowania największym towarzystwem medycznym w Polsce?Czuję się dobrze. A mówiąc poważnie, w Polskim Towarzystwie Kardiologicznym obowiązuje zasada, że gdy pracuje zarząd danej kadencji, to jest już wybrany prezes-elekt, który wchodzi w skład aktualnego zarządu. Chodzi o to, aby zachować ciągłość działań, by nie zaczynać wszystkiego od nowa wraz z początkiem kolejnej kadencji. Kiedy pani profesor Janina Stępińska pełniła funkcję prezesa, ja byłem prezesem-elektem, brałem udział w pracach ówczesnego zarządu. Teraz w znacznej mierze kontynuujemy działania poprzednich władz PTK. Jestem głęboko przekonany, że gros z tego, co obecnie się dzieje w Towarzystwie, znajdzie ciąg dalszy, gdy funkcję prezesa obejmie obecny prezes-elekt prof. Piotr Hoffman z Instytutu Kardiologii w Aninie. Taka forma organizacji pracy bardzo dobrze się sprawdza w przypadku takiej instytucji jak towarzystwo naukowe. Jakie działania poprzedniego zarządu kontynuowane są pod pana prezesurą? Co jest głównym celem pana kadencji?W statucie PTK jest zapisane, że główny cel Towarzystwa to edukacja. Nie tylko środowiska medycznego, ale w ogóle społeczeństwa w zakresie schorzeń sercowo-naczyniowych. Jednym z działań, które służy edukacji, na razie środowiska medycznego, jest platforma PTK. Idea stworzenia takiej platformy powstała, kiedy funkcję prezesa sprawował prof. Waldemar Banasiak (2009-2011), a została sfinalizowana za kadencji prof. Stępińskiej. Platforma edukacyjna dla lekarzy funkcjonuje, jest dostępna dla członków PTK. Teraz chcemy edukować pacjentów, stworzyć ogólnie dostępną platformę im dedykowaną. Uważam, że to bardzo ważne. O skuteczności leczenia decydują trafna diagnoza i właściwa terapia, ale równie istotna jest świadomość chorych o konieczności terapii, jej celowości i możliwościach, jakie stwarza współczesna kardiologia. Prace nad tą platformą są bardzo zaawansowane i mam nadzieję, że latem uruchomimy pierwszy jej fragment poświęcony chorym po zawale serca. Dlaczego właśnie chorzy po zawale serca? Przecież zawały mamy „pod kontrolą”, przynajmniej w pierwszej fazie leczenia. Rocznie w Polsce dochodzi do ok. 70-80 tys. zawałów mięśnia sercowego. W naszym kraju żyje kilkaset tysięcy osób z klinicznym rozpoznaniem „stan po przebytym zawale”. To jest ogromna populacja. Ci pacjenci wymagają odpowiedniego leczenia do końca życia. Poprzez odpowiednią edukację chcemy poprawić skuteczność stosowania przez nich zasad profilaktyki wtórnej, chcemy poprawić skuteczność przyjmowania leków, a także poszerzyć ich wiedzę na temat ewentualnych dalszych możliwości leczenia po kilku czy kilkunastu latach od zawału. Z obserwacji wiemy, że pacjent, który przebył zawał, gdy minie trochę czasu i poczuje się lepiej, coraz gorzej i rzadziej się kontroluje, zaczyna obniżać dawki leków czy w ogóle niektóre leki odstawia. Chcemy poprawić wiedzę na temat skutków takiego postępowania, a to na pewno przełoży się na lepsze wyniki leczenia. Działa platforma dla kardiologów, wkrótce będzie dla pacjentów. A co z lekarzami pierwszego kontaktu, którzy są ogniwem między specjalistami a pacjentami? Wspólnie z Polskim Towarzystwem Medycyny Rodzinnej zamierzamy opracować dokument ekspercki dotyczący opieki nad chorymi po zawale serca. Ma to być kompendium wiedzy na temat zasad postępowania z tymi chorymi. Będzie ono skierowane do kardiologów, internistów, lekarzy rodzinnych. Rozpoczęliśmy już prace nad nim i sądzę, że do jesieni, czyli do kolejnego Kongresu PTK (18-20 września 2014 r. — przyp. red.) taki dokument przedstawimy. Chcemy w nim pokazać, jak powinien wyglądać optymalny model opieki w zakresie rehabilitacji, prewencji wtórnej, farmakoterapii, elektroterapii, rewaskularyzacji w okresie poszpitalnym.Jestem zdania, że tylko kompleksowe działanie polegające na dotarciu do wszystkich lekarzy, którzy opiekują się chorymi po zawale, a także uświadomienie samych pacjentów pozwoli na zoptymalizowanie postępowania medycznego, co w ciągu kilku lat powinno dać poprawę odległych wyników leczenia. Tak wyobrażam sobie działanie towarzystwa naukowego, którego głównym celem jest edukacja. Oczywiście ten cel realizujemy także poprzez nasze kongresy, konferencje. Jaki będzie temat przewodni wrześniowego, XVIII Międzynarodowego Kongresu PTK? To będzie opieka nad chorym po zawale serca, przede wszystkim ze względów epidemiologicznych, o których wspomniałem wcześniej. Deklarowałem, że jest to temat wiodący kadencji, w której mam zaszczyt i przyjemność pełnić funkcję prezesa PTK.Polska kardiologia interwencyjna należy do najlepszych w Europie. Specjaliści z innych dziedzin — nie ma co ukrywać — trochę zazdroszczą kardiologom sukcesów, ale także dużego wsparcia finansowego państwowego płatnika. Nie jest tak, że do kardiologii płynie rzeka pieniędzy. Na przestrzeni ostatnich kilku lat mieliśmy niemało takich sytuacji, że płatności za poszczególne grupy pacjentów były obniżone. Trzeba też pamiętać, że leczenie chorych kardiologicznych jest z jednej strony często bardzo złożone, z drugiej po prostu drogie. Z perspektywy szpitala, w którym pracuję od wielu lat, mogę powiedzieć, że finansowanie, jakie otrzymujemy, pozwala na stosowanie optymalnych metod leczenia, ale ono na pewno nie jest przeszacowane. Pogląd, że jak kardiologia jest przyzwoicie finansowane, to trzeba jej trochę odebrać, jest z gruntu zły. Potrzebne jest wsparcie tych dziedzin, które mają gorzej, ale nie kosztem kardiologii czy innych lepiej finansowanych działów medycyny.Żeby nie zaprzepaścić dotychczasowych osiągnięć, kardiologia interwencyjna nadal będzie potrzebowała dużych nakładów, choćby na nowoczesne technologie, zwłaszcza że jej działania coraz częściej wykraczają poza leczenie ostrych zespołów wieńcowych. Mam na myśli np. chorych z niewydolnością serca, których jest i będzie coraz więcej ze względu na starzenie się społeczeństwa.Kardiologia interwencyjna bardzo dynamicznie się rozwija i rzeczywiście zaczyna rozszerzać swoją działalność o leczenie wad zastawkowych, od dawna też zajmuje się przeciekami wewnątrzsercowymi. Chorzy z niewydolnością serca również wymagają działań z zakresu kardiologii inwazyjnej, ale u nich ogromne znaczenie ma także elektroterapia, czyli stosowanie np. automatycznych kardiowerterów-defibrylatorów w celu redukcji ryzyka nagłego zgonu sercowego, czy stymulacji resynchronizującej, która optymalizuje czynność elektryczną i skurczową uszkodzonego serca. Posłużę się znów przykładem pacjenta po zawale, który wychodzi ze szpitala po zabiegach kardiologii interwencyjnej. Jego serce jest jednak uszkodzone, choć oczywiście w mniejszym stopniu, niż gdybyśmy nie mieli możliwości zastosowania nowoczesnych metod inwazyjnych. U znacznej części takich chorych rozwinie się po pewnym czasie niewydolność serca i będą oni wymagali całościowego postępowania — z zakresu farmakoterapii, rehabilitacji, prewencji, również kardiologii inwazyjnej i elektroterapii. To wszystko stanowi jeden wielki kompleks służący naszym chorym. Moim zdaniem, takie kompleksowe działanie jest istotą nowoczesnej kardiologii. Kolejny problem kardiologiczny to coraz powszechniejsze arytmie, w tym najczęstsze wśród nich: migotanie przedsionków. Szacuje się, że dotyczy ono już ponad 400 tys. Polaków. Liczba chorych z migotaniem przedsionków jest zdecydowanie większa niż 400 tys. Szacuje się, że ta choroba dotyka od 1 do 2 proc. populacji, czyli od 400 do 800 tys. osób, myślę, że bliżej 800 tys. Każdego roku odnotowujemy kilkanaście tysięcy udarów mózgu związanych z migotaniem przedsionków. PTK od lat prowadzi edukację środowisk medycznych w zakresie stosowania profilaktyki przeciwzakrzepowej, która zmniejsza ryzyko wystąpienia niedokrwiennego udaru mózgu. To jest ważny element naszych działań edukacyjnych. Kilkanaście procent przypadków migotania przedsionków jest kompletnie asymptomatycznych. Ci chorzy nie mają żadnych objawów, a ryzyko udaru mózgu podobne jak u chorych objawowych. To dotyczy przede wszystkim chorych w podeszłym wieku i chorych na cukrzycę. Do nas należy ich wyszukanie. Podkreśla pan wagę kompleksowego leczenia, ale nie mniej ważne są innowacyjne techniki. Jak ocenia pan dostęp Polaków do najnowszych terapii? W moim odczuciu ta dostępność jest zbyt mała. Mamy wiele dowodów naukowych na to, że nowoczesne technologie poprawiają odległe wyniki leczenia. Niestety, znaczną część z nich możemy stosować w ograniczonym zakresie. Brak jest radykalnego wdrażania innowacyjnych technik zarówno zabiegowych, jak i lekowych. Nie porównuję Polski z najbogatszymi krajami w Europie, ale z państwami ościennymi. Tam nowe metody lecznicze wprowadzane są o wiele łatwiej, szybciej. My tego też bardzo potrzebujemy dla naszych pacjentów. Czy może pan wskazać procedury, które powinny być jak najszybciej wprowadzone?Wolałbym nie wskazywać takich procedur, bo jeśli o jakiejś zapomnę, ktoś poczuje się pominięty. Rozmawiamy z Narodowym Funduszem Zdrowia i Ministerstwem Zdrowia na wiele tematów. Wspomnę tylko, że niedawno udało się wprowadzić nową procedurę dla chorych z ciężką niewydolnością serca. Staramy się o refundację tzw. nowych leków przeciwzakrzepowych w profilaktyce udaru mózgu u chorych z migotaniem przedsionków, a także nowych leków antyagregacyjnych. Chcielibyśmy, aby zwiększył się dostęp do stosowania technik kardiologii inwazyjnej w leczeniu niektórych wad zastawkowych serca. Są pacjenci, którzy bardzo ich potrzebują, a dostęp do nich jest ograniczony. O jakiej nowej procedurze w leczeniu chorych z niewydolnością serca pan wspomniał?Dotyczy ona kompleksowego leczenia chorych z ciężką, zaawansowaną skurczową niewydolnością serca, wymagających inwazyjnego monitorowania w ramach intensywnej terapii kardiologicznej. Takich chorych jest coraz więcej i dobrze się stało, że taka nowa procedura została wprowadzona. Kolejna, która będzie wprowadzona, to zastosowanie hipotermii leczniczej u chorych, którzy w przebiegu zawału serca doznali zatrzymania krążenia i trafili do szpitala jako pacjenci nieprzytomni. W ich przypadku, oprócz standardowego postępowania, możemy zastosować hipotermię. To są nowe, bardzo cenne procedury, a chcielibyśmy więcej takich o udokumentowanym naukowo, korzystnym wpływie na rokowanie pacjentów. Tylko o takie procedury występujemy do NFZ. Kolejki do kardiologów są bardzo długie, pacjenci czekają na wizytę nawet kilka miesięcy. Czy nie uważa pan, że lekarze pierwszego kontaktu powinni przejąć część obowiązków specjalistów? Jednym z celów opracowania stanowiska ekspertów dotyczącego postępowania w przypadku chorych po zawale, o którym mówiłem wcześniej, jest próba określenia, jacy pacjenci, gdzie i przez kogo mają być dalej leczeni. Jest to zdeterminowane przez stopień uszkodzenia serca i obecność schorzeń współistniejących. Nie każdy chory musi być w pod stałą opieką poradni kardiologicznej, częścią mogą się zajmować lekarze rodzinni. Będziemy się starali wskazać, którzy pacjenci są chorymi wysokiego ryzyka zdarzeń sercowo-naczyniowych. W ich przypadku lepiej, żeby pozostali oni pod opieką poradni kardiologicznej. Są jednak także chorzy, u których przebieg choroby jest niepowikłany i nimi mogą zajmować się lekarze rodzinni. W przypadku pojawienia się jakichkolwiek komplikacji ci pacjenci powinni mieć „krótką ścieżkę” do szybkiej konsultacji kardiologicznej. Przygotowywany wspólnie z lekarzami rodzinnymi dokument będzie zawierał m.in. optymalny model opieki ambulatoryjnej nad chorymi kardiologicznymi. W czym w tej chwili tkwi problem? Czy lekarze rodzinni obawiają się leczenia chorych kardiologicznych?Mam wiele kontaktów z lekarzami rodzinnymi, uważam, że ich wiedza z zakresu kardiologii jest naprawdę duża. Problem jest raczej natury administracyjnej, organizacyjnej. Każdy chory, który przebył zawał, siłą rzeczy chce trafić do kardiologa. Tymczasem taki pacjent nie musi być pod specjalistyczną opieką kardiologiczną na zawsze. Jeśli dalszy przebieg choroby jest niepowikłany, może być pod okresową kontrolą lekarza rodzinnego.
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach