Lekarz, polityk, menedżer, czyli kto na "gorący fotel" ministra zdrowia?
Minister zdrowia powinien być wytrawnym znawcą systemu ochrony zdrowia. Dobrze by było, żeby wywodził się ze środowiska medycznego — wtedy najlepiej będzie wiedział, z czym ono się mierzy. Jeszcze lepiej, gdyby miał doświadczenie w zarządzaniu lecznicą, a jakby mógł dodatkowo liczyć na wsparcie ze strony obozu rządzącego, to może jeszcze nie byłby przepis na sukces, ale przynajmniej promyk nadziei, że ma szansę na realizację swojej wizji zdrowia. Czy taki kandydat istnieje?

Dwa tygodnie po wyborach i wciąż niewiele wiemy o tym, jak będzie wyglądał przyszły rząd. Zupełnie nie widać, w czyje ręce “wpadnie” ochrona zdrowia. I to określenie wydaje się trafne, bo wygląda na to, że od tego resortu partie polityczne odganiają się jak od namolnej muchy.
A gdyby tak senator Wojciech Konieczny?
Początkowo pojawiały się informacje, że ochrona zdrowia kusi Lewicę, ale obecnie już takich głosów nie słychać. Gdyby jednak ta partia miała dostać ten resort, to przynajmniej przedstawiciele szpitali powiatowych sugerują, że na tym stanowisku chętnie by wydzieli Wojciecha Koniecznego, obecnego senatora Lewicy, wiceprzewodniczącego senackiej Komisji Zdrowia, dyrektora Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie, który dodatkowo jest neurologiem z 25-letnim stażem pracy.
– To byłby bardzo dobry kandydat, szeroko zorientowany w sytuacji tego segmentu. Mający doświadczenie w zarządzaniu szpitalem, znający realia pracy lekarza specjalisty i rozumiejący problemy, z jakimi mierzą się pacjenci. Z jego zaangażowania, chociażby w działalność senackiej Komisji Zdrowia, widać, że ma konkretne propozycje odnośnie poprawy jakości opieki medycznej — komentuje Władysław Perchaluk, prezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego.
Nasz rozmówca przyznaje, że niezależnie kto dostanie fotel szefa MZ, będzie miał gigantycznie trudne zadanie, i to nie na rok, ale na całą kadencję.
Kandydatura Wojciecha Koniecznego budzi także entuzjazm wśród neurologów, którzy zauważają, że może być on motorem zmian systemowych w tej dziedzinie medycyny. Przypomnijmy, że od lat neurolodzy apelują do rządu o uznanie neurologii za specjalizację strategiczną w polskim systemie ochrony zdrowia (obok kardiologii i onkologii), co miałoby zwiększyć nakłady na diagnostykę i leczenie pacjentów z chorobami układu nerwowego.
Przez moment na “giełdzie nazwisk” pojawiała się też parlamentarna debiutantka Joanna Wicha z Partii Razem, członkini Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Jej środowisko z pewnością byłoby zadowolone, gdyby to ona otrzymała nominację na ministra zdrowia, albo przynajmniej na jednego z jego zastępców. Czy to realna kandydatura? Ze względu na brak doświadczenia politycznego wydaje się, że nie. Do tej pory stanowisko to trafiało głównie w ręce doświadczonych polityków, lekarzy, menedżerów ochrony zdrowia. Ale nie byłoby to też całkowitym zaskoczeniem, wszak mamy i przykład pielęgniarki w randze ministra. Funkcję sekretarza stanu pełniła pielęgniarka i posłanka PiS Józefa Szczurek-Żelazko.
Jak jednak “Puls Medycyny” wysondował w środowisku Lewicy, małe jest prawdopodobieństwo, że to ugrupowanie faktycznie weźmie ten resort.
Może więc Koalicja Obywatelska?
Jeżeli nie Lewica, to może Koalicja Obywatelska przejmie odpowiedzialność za zdrowie Polaków? Z tego środowiska na ministra zdrowia typowani są m.in. Bartosz Arłukowicz, Tomasz Grodzki i Beata Małecka-Libera.
Bartosz Arłukowicz i Tomasz Grodzki zaprzeczają, żeby byli chętni na objęcie tego stanowiska. Arłukowicz pełnił już tę funkcję w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Kierował resortem w latach 2011–2015 (de facto był trzecim najdłużej urzędującym ministrem zdrowia - po Ewie Kopacz i Ryszardzie Żochowskim). W tym czasie wprowadzono m.in. kartę DILO, szybką ścieżkę onkologiczną i rządowy program in vitro. W Parlamencie Europejskim Arłukowicz był przewodniczącym komisji specjalnej ds. walki z rakiem.
Z kolei Grodzki ma za sobą 4-letnią kadencję marszałka Senatu RP, więc - jak twierdzą obserwatorzy sceny politycznej - mało prawdopodobne, aby zadowoliła go teka ministra.
Naturalnym kandydatem na stołek ministra zdrowia z tej opcji politycznej wydaje się obecna senator Beata Małecka-Libera, przewodnicząca senackiej Komisji Zdrowia, była wiceminister zdrowia i pełnomocnik rządu ds. projektu ustawy o zdrowiu publicznym, laryngolog z II stopniem specjalizacji. Z jej wyboru z pewnością byliby bardzo zadowoleni dziennikarze, przynajmniej branżowi, gdyż senator dała się poznać jako osoba bardzo otwarta na dyskusje z naszym środowiskiem.
Trzecia Droga raczej nie prowadzi do Ministerstwa Zdrowia
Z kolei z kręgów Trzeciej Drogi wiele osób wskazuje na Władysława Kosiniaka-Kamysza z Polskiego Stronnictwa Ludowego, który też jest lekarzem. Aspiracje tego polityka, podobnie jak w przypadku marszałka Grodzkiego, z pewnością sięgają zdecydowanie wyżej niż stołek ministra.
A szkoda, bo w czasie kampanii wyborczej lider PSL głośno mówił, że zdrowie musi być priorytetem dla rządzących.
— Jako lekarz wiem o tym dobrze, w pandemii pracowałem jako wolontariusz w szpitalu i widziałem, w jak fatalnej sytuacji są polskie szpitale i służba zdrowia — zaznaczał podczas spotkań wyborczych.
Ten doświadczony polityk, z silną pozycją w przyszłym rządzie, miałby pole do popisu, a resort zdrowia pod jego kierownictwem z pewnością mógłby realnie zreformować system ochrony zdrowia. Pewne wydaje się, że zwiększyłyby się i nakłady na ten sektor. Jego kandydatura wydaje się jednak również mało realna.
Minister zdrowia to stanowisko polityczne dla osób obecnych w polityce
A kogo na fotelu szefa resortu widzieliby farmakoekonomiści i menedżerowie sytemu opieki zdrowotnej?
– Nowy minister zdrowia musi mieć dalekosiężną wizję systemu ochrony zdrowia i kompetencje do budowania dialogu, być odważny, zdeterminowany. Jednocześnie musi być to wdrożeniowiec, ponieważ w moim odczuciu wizja systemu została już „wydyskutowana” i uzgodniona – stwierdza dr n. ekon. Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego, której nazwisko również pojawia się na gorącej giełdzie kandydatów na przyszłego ministra zdrowia.
I dodaje, że w obecnych warunkach ważne jest, aby nowy minister miał silne poparcie polityczne, bo tylko to pozwoli na skuteczną współpracę międzyresortową. — Do wdrożenia zmian w systemie ochrony zdrowia potrzebna jest drużyna, a nie jeden zawodnik — konkluduje dr Gałązka-Sobotka.
Ważniejszy niż zaplecze polityczne jest autorytet i zaufanie społeczne?
W trakcie kuluarowych rozmów z naszymi ekspertami pojawiały się głosy, że w obecnej sytuacji olbrzymich wyzwań, jakie stoją przed przyszłym ministrem zdrowia, na to stanowisko może być wybrany jednak ktoś spoza polityki, osoba ciesząca się autorytetem i zaufaniem społecznym. Ktoś, komu trudno będzie się szybko “rzucić do gardła”.
W tym kontekście pada m.in. nazwisko prof. Macieja Banacha, uznanego na arenie międzynarodowej kardiologa i lipidologa, a przy tym byłego dyrektora Instytutu „Centrum Zdrowia Matki Polki” (2014-2021), który debiutował już w strukturach ministerialnych - w latach 2010-2012 był podsekretarzem stanu w ówczesnym Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Kogo on sam widziałby na tym stanowisku?
— Biorąc pod uwagę, że jesteśmy w dobie postpandemicznej, mamy mnóstwo problemów związanych m.in. z dostępnością do specjalistów, świadczeń medycznych i leków czy tych wynikających z zadłużenia szpitali, to nowym ministrem zdrowia nie może być spadochroniarz, czyli osoba przypadkowa. Musi być to ktoś, kto ma doświadczenie administracyjne, a jednocześnie jest koncyliacyjny i potrafi rozmawiać ze środowiskiem. Moim zdaniem pomysł obsadzania na tym stanowisku osoby niezwiązanej z system opieki zdrowia, czego przykładem był np. Adam Niedzielski, kompletnie nie wypalił. Obecnie potrzebny jest ekspert znający problemy polskiego systemu — tłumaczy prof. Banach.
Niezależnie, z jakiego kręgu wyłoni się minister zdrowia, będzie musiał zmierzyć się nie tylko z permanentnym kryzysem ochrony zdrowia, potęgowanym przez braki lekowe w Europie i toczące się konflikty zbrojne. Dodatkowo będzie musiał odpowiedzieć na hojnie składane obietnice, jakie złożono pacjentom w trakcie kampanii wyborczej. Przypomnijmy kilka z nich. Opozycja mówiła o zwiększeniu nakładów na ochronę zdrowia, poprawie dostępności do świadczeń i sytuacji finansowej szpitali, skróceniu kolejek w ochronie zdrowia, liberalizacji prawa aborcyjnego.
Źródło: Puls Medycyny