Małe zbrodnie małżeńskie
Wielkie problemy same nas zmuszają, by je od razu rozwiązać. Drobne nieporozumienia zwykle bagatelizujemy, przecież zdarzają się najbardziej zgranym parom. Ale właśnie te niepozorne konflikty, jak kropla, która drąży skałę, mogą zniszczyć najmocniejszy związek.
Jak świat światem, kobiety skarżą się, że mężczyźni ich nie słuchają. Mężczyźni za to twierdzą, że kobiety przymuszają ich do rozmowy. "Musimy porozmawiać" — ten zwrot w ustach żony sprawia, że mężowie dostają gęsiej skórki. Czyżby mężczyźni nie lubili rozmawiać? Ależ skąd! Wystarczy posłuchać, jak rwą się do głosu na przyjęciach i zebraniach. Może zatem jest prawdą, że nie lubią rozmawiać o emocjach, jak wszyscy Marsjanie? Może. Ale większe znaczenie ma to, że małżeńskie rozmowy to często jedno wielkie nieporozumienie. Wzajemne oskarżenia i pretensje narastają, a żadna strona nie sprawdza, czy u ich podstaw nie leżą fałszywe przesłanki.
Niedawno przyszła do mnie para po trzydziestce. Są małżeństwem od trzech lat, bardzo się kochają, chcą spędzić razem resztę życia, ale bez przerwy się kłócą. Zaczyna się już od progu. On wchodzi, ona wcześniej wraca z pracy. Jak było? Co robiłeś? Czemu nie zadzwoniłeś? Jak się czujesz? W krzyżowym ogniu pytań on podgrzewa się coraz bardziej, zaraz wybuchnie: "odczep się, nie zamierzam ci się spowiadać." Potem założy słuchawki, żeby nie słyszeć tego, co ona mówi, i zatopi się w komputerze. A ona? — Nie rozumiem, co go tak złości. Pytam, bo się nim interesuję. Sama bym chciała, żeby i on mnie czasem zapytał, jak mi było w pracy, jak się czuję. Ale na to już nawet nie liczę.
Mąż zapytany, co w pytaniach żony go tak złości, odpowiada: "Czuję się nieustannie kontrolowany. Ona chce wszystko wiedzieć. Co robię, co będę zaraz robił, co myślę i o czym nie myślę. Już od progu czuję się podejrzany. Jakby nie żona mnie witała, lecz prokurator. Jakby mnie cały czas sprawdzała, czy jestem w porządku".
— Czy z czymś panu kojarzy się ta sytuacja? — pytam.
— Jasne. Tak samo matka mnie wypytywała, kiedy wracałem ze szkoły. Czy nie dostałem pały, czy nie byłem na wagarach. Tysiące pytań. Jestem dorosły i nie zamierzam się ze wszystkiego spowiadać.
Żona słucha zdziwiona. Dotąd nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Zadawała dużo konkretnych pytań, żeby łatwiej mu było odpowiedzieć: tak, nie, i po krzyku, bo wie, że on nie lubi mówić.
— Nie lubi pan mówić? — ryzykuję kolejne pytanie.
— Czy ja wiem? Czasem bym jej chętnie opowiedział, co w pracy albo z moimi rodzicami. Ale wiem, jak to się skończy, szkoda zaczynać. Zaraz będzie mnie krytykować, że powinienem to zrobić inaczej, że niepotrzebnie powiedziałem szefowi, że powinienem być bardziej rozważny… Tysiące dobrych rad i pouczeń.
— Staram ci się pomóc. Ja bym chciała, żebyś choć czasem mi doradził. Ale nie. Ze wszystkim jestem sama. Jakby cię nic nie obchodziły moje sprawy.
I tak dalej.
Każda rozmowa tej pary prowadzi do awantury. Nie dlatego, że on jest z Marsa, a ona z Wenus. Znam pary, gdzie to on ciągle pyta, a ona mu się wymyka. Gdzie on czuje, że nic jej nie obchodzą jego sprawy, a ona czuje się przez niego kontrolowana. Rzecz nie w tym, kto jest z jakiej planety, ale w tym, że obydwoje z równym zapałem popełniają zbrodnię niezrozumienia.
Pary, które do mnie trafiają, zwykle znają się jak łyse konie. Już tyle razem przeżyły. A mimo to bardzo często się nie rozumieją. Jak to możliwe? Zwyczajnie. Coś mnie złości, więc reaguję złością, a nie zapytam o intencje partnera. Ani nie powiem mu, co tak naprawdę mnie wkurza. Partner więc nie wie i dalej robi to samo. I tak powstają utarte schematy komunikacji. Powtarzamy je w kółko bez sensu, zamiast odkryć, o co w nich chodzi.
Gdy coś mi nie pasuje w zachowaniu partnera, mogę złościć się lub obrażać. Zwykle z którejś z tych opcji korzystamy. Ale jest jeszcze trzecie wyjście. Zapytać o jego intencje. Poinformować o tym, co mi przeszkadza. Zacząć rozmawiać, nim powstanie utarta ścieżka reakcji, które nikomu nie służą. Brak pytań, o co chodzi partnerowi, przypisywanie mu z góry złych intencji, nieinformowanie go o swoich potrzebach i oczekiwaniach, lecz rozliczanie z tego, że ich nie spełnia — te małe zbrodnie małżeńskie zniszczyły już niejeden związek. Kropla po kropli. l
Hanna Samson: Małżeńskie rozmowy to często jedno wielkie nieporozumienie. Wzajemne oskarżenia
i pretensje narastają, a żadna strona nie sprawdza, czy u ich podstaw nie leżą
fałszywe przesłanki.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Hanna Samson