Negocjacje płac bez konkluzji
31 stycznia br. skończył działalność międzyresortowy zespół ds. systemowego uregulowania standardów zatrudnienia i wynagradzania pracowników w ochronie zdrowia. Obecnie Ministerstwo Zdrowia przygotowuje raport końcowy z prac tego zespołu. Specjalnie dla Pulsu Medycyny komentują członkowie zespołu: Maria Ochman, przewodnicząca Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność" i Andrzej Włodarczyk, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Podwyżki w ochronie zdrowia powinny być realizowane, ale nie mogą ani zamrozić systemu opieki zdrowotnej, ani łamać obowiązujących aktów prawnych czy blokować inwestycji - takie jest stanowisko Konfederacji Pracodawców Polskich, która uczestniczy w pracach międzyresortowego zespołu ds. zatrudniania i wynagradzania w ochronie zdrowia. Zdaniem ekspertów KPP, dotychczas nie wypracowano konkretnych propozycji ustawy dotyczącej wynagradzania i zatrudnienia w publicznej ochronie zdrowia. Uważają, iż na podwyżki musi być przeznaczona dodatkowa pula pieniędzy, a nie - jak przy realizacji tzw. ustawy podwyżkowej - środki pochodzące z NFZ (przez co finansowanie świadczeń zdrowotnych w 2007 r. będzie niższe). Obecnie nie ma możliwości wprowadzenia ustawowo minimalnej płacy na poszczególnych stanowiskach medycznych. Z tego względu konfederacja uważa, że należy zrównać prawa podmiotów publicznych z podmiotami niepublicznymi.
Punktowa alternatywa
Maria Ochman, przewodnicząca Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność":
NSZZ "Solidarność" interesuje nie tylko kwestia wzrostu płac, ale także wiele innych uregulowań dotyczących czasu pracy, urlopów szkoleniowych, urlopów dla podratowania zdrowia dla pracowników pracujących w tzw. szczególnych warunkach czy wreszcie programów osłonowych dla pracowników zwalnianych z przekształcanych bądź likwidowanych placówek ochrony zdrowia. Niestety, w Ministerstwie Zdrowia jest duży opór przed próbą usystematyzowania tych problemów w ustawie. To jest rzeczywiście trudne, ale wszystkie sprawy pracownicze są trudne.
Nie ma szans na układ ponadzakładowy, bo związki pracodawców w ochronie zdrowia są rozdrobnione i niereprezentatywne. Ale nawet gdyby pracodawcy chcieli i mogli podpisać takie układy, to narzędzia do ich realizacji są w rękach rządu i Narodowego Funduszu Zdrowia, ponieważ to rząd i NFZ decydują o tym, jaka będzie wysokość środków w systemie. Trudno oczekiwać od pracodawcy, że podpisze układ zbiorowy, który będzie gwarantował lepsze warunki płacowe w sytuacji, kiedy nie wie, jaki podpisze kontrakt z NFZ za 10 miesięcy. To jest tylko przykład na to, że wprawdzie państwo nie kształtuje stosunków prawa pracy, ale ma ogromny wpływ na narzędzia ekonomiczne. I dlatego upieramy się, że musi być ustawa i rząd powinien przyjąć tę odpowiedzialność.
Po wielu miesiącach dyskusji pojawiła się ostatnio propozycja, aby odejść od filozofii ustalenia płacy minimalnej dla ochrony zdrowia - zdaniem prawników, byłoby to niezgodne z Konstytucją RP - i zaproponowano, by płace przeliczać w punktach. Ale na razie ten pomysł ma jedynie postać propozycji werbalnej, bo Ministerstwo Zdrowia nie przedstawiło na piśmie żadnych szczegółów, jak to miałoby wyglądać. A diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Istotne jest, w jaki sposób płace będą wzrastały i kto będzie gwarantem wzrostu itd. Jeśli ta propozycja, podobnie jak w przypadku wskaźnika wzrostu wynagrodzeń w sferze budżetowej, będzie miała charakter obligatoryjny, to zgadzamy się, że jest to jakaś próba rozwiązania kompromisowego.
Zespół ds. wynagradzania w ochronie zdrowia miał pracować do końca października 2006 roku. Minister Anna Gręziak wraz z przedstawicielami strony rządowej przygotowała wtedy raport z jego prac, pomijając zupełnie stronę społeczną, ani nie zapraszając nas do sformułowania tego raportu, ani nie informując o jego kształcie finalnym. Z raportu A. Gręziak wynikało jednoznacznie, że nie ma możliwości stworzenia takiego aktu normatywnego i w ocenie pani minister dialog wygasł. Cieszę się, że premier Jarosław Kaczyński nie przyjął tego raportu i przedłużył czas pracy zespołu do końca stycznia 2007 r. z nadzieją, że znajdzie się rozwiązanie, które nie naruszy ustawy zasadniczej, nie spotka się z krytyką Trybunału Konstytucyjnego i pozwoli regulować płace w ochronie zdrowia w sposób cywilizowany, a nie od protestu do protestu.
A zatem czekamy obecnie na propozycję kolejnego raportu końcowego MZ. Pomysł punktowego zapisywania wysokości wynagrodzeń może być rzeczywiście alternatywą. Zapewne zajmie się nim już inny zespół, złożony z ekspertów, prawników i finansistów, i to on przygotuje projekt rozwiązania, który zostanie przedstawiony do konsultacji społecznych.
Jedni decydenci potrzebują więcej czasu, żeby pewne rzeczy zrozumieć, drudzy uważają, że liczą się tylko branże siłowe. Inni z kolei dopiero wtedy zaczynają myśleć, kiedy rzeczywiście jest realne zagrożenie protestem. I w tym jest cały problem. W naszym kraju rzadkie są okresy tzw. spokoju społecznego. Jeśli tak rzadko się zdarzają, to należałoby je wykorzystać tak, aby konkretnymi działaniami przekonać stronę społeczną, że dialog w Polsce jest możliwy. Pisanie kolejnych ustaw incydentalnych, pod wpływem strajków jest bowiem z góry skazane na porażkę.
Brak woli politycznej
Andrzej Włodarczyk, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej:
Kiedy powstawał Krajowy Komitet Porozumiewawczy na Rzecz Wzrostu Wynagrodzeń w Służbie Zdrowia, odbyło się spotkanie przedstawicieli wszystkich związków i korporacji zawodowych działających w ochronie zdrowia. Uczestniczyli w nim także eksperci, m.in. Marek Balicki, były minister zdrowia i dr Katarzyna Tymowska. Zastanawialiśmy się, jak - nie robiąc rewolucji w systemie - można wprowadzić podwyżki. Ekonomiści i część polityków mówili już wtedy, że jedynym możliwym sposobem jest wycena kosztów pracy i uwzględnienie ich w procedurze medycznej. Bazując na tej ocenie, przygotowaliśmy odpowiedni projekt i przesłaliśmy go ówczesnemu premierowi Kazimierzowi Marcinkiewiczowi.
Później, na pierwszym spotkaniu zespołu negocjacyjnego ds. wynagrodzeń w ochronie zdrowia, powtórzyłem propozycję wprowadzenia punktowej wyceny kosztów pracy w ramach procedury. Niestety, poparli nas wówczas tylko pracodawcy. Związki zawodowe skoncentrowały się na formule ponadzakładowego kodeksu wynagrodzeń, czegoś na wzór Karty Nauczyciela. Dyskusja na ten temat trwała pół roku i nie przyniosła spodziewanego przez związki zawodowe efektu. Na jednym z ostatnich spotkań zaproponowałem więc, że skoro rzeczywiście nie da się tego wprowadzić ustawą dla zawodów regulowanych, to może by się zastanowić nad ustaleniem minimalnej stawki dla poszczególnych zawodów w ochronie zdrowia, podobnie jak to się dzieje w przypadku zawodów prawniczych. Kiedy okazało się, że jest to niemożliwe, Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" zgłosiła projekt wyliczenia kosztów pracy w punktach i uwzględnianie tej wyceny w procedurach - czyli projekt dokładnie taki sam, jaki my zgłaszaliśmy rok temu.
Niestety, odnoszę wrażenie, że politycy nie mają nic do zaproponowania, nie wiedzą, jak zmierzyć się z tym tematem, licząc, że jakoś to będzie. Wprawdzie wiceminister zdrowia Bolesław Piecha zadeklarował przyjęcie tej ostatniej propozycji, ale na razie są to tylko mgliste obietnice. A zatem na wiosnę żadnych podwyżek nie będzie. OZZL szykuje protesty. Co zrobią inni, tego nie wiem. My jako korporacja zawodowa nie będziemy organizować strajków, ale postulaty popieramy i tam, gdzie będziemy mogli pomóc koleżankom i kolegom, to pomożemy.
Obecnie nie widzę woli politycznej, by w ochronie zdrowia podnieść pensje. To prawda, że takich podwyżek płac w ochronie zdrowia jak ostatnie, nie było wcześniej, ale wynagrodzenia są nadal skandaliczne. Tymczasem minister zdrowia odsuwa temat, mówiąc, że sprawa wzrostu wynagrodzeń nie należy do jego kompetencji, bo zgodnie z ustawą o negocjacyjnym sposobie podnoszenia wynagrodzeń teraz pensje powinni podnosić dyrektorzy zakładów pracy. Niestety, nie mówi się już o tym, że w tym roku ustawa ta ogranicza możliwości dyrektorów do 3,5 proc. Jeśli nie chcemy, żeby zrealizowała się przytaczana jakże często anegdota "Przychodzi baba do lekarza, a lekarz w Londynie", rząd powinien jednak coś zrobić.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Redakcja