Pakowanie walizek

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 10-01-2005, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Teza o nadmiarze lekarzy w Polsce została wylansowana za rządów premiera Mazowieckiego. Przerost zatrudnienia był jedną z głównych wskazywanych wówczas przyczyn fatalnej sytuacji w ochronie zdrowia. Teza była bardzo wygodna dla polityków, dlatego jak mantrę powtarzali ją przedstawiciele kolejnych rządów. Diagnozę rozpowszechniano, mimo że statystyki mówiły coś zupełnie innego. Pod względem liczby lekarzy na dziesięć tysięcy mieszkańców wlekliśmy się w ogonie Europy. Z państw zachodnich wyprzedzaliśmy tylko Wielką Brytanię, co dla mącących w głowach polityków było jak woda na młyn. Nie brano oczywiście pod uwagę takiego ?drobiazgu", jak nieuwzględnianie w brytyjskich statystykach lekarzy, którzy mają dyplom, ale zawodu nie wykonują, a także rekordowej w europejskiej skali liczby specjalistów z zagranicy, zatrudnianych w krajach Wspólnoty na krótkich, tj. kilkutygodniowych lub kilkumiesięcznych kontraktach.
Wydumana teza o nadmiarze lekarzy posłużyła jako alibi dla rozmaitych działań, mających na celu przerzedzenie szeregów. Były to nie tylko zwolnienia, ale i ?wygaszanie" etatów po przechodzących na emerytury lub renty oraz podejmujących zatrudnienie w sektorze farmaceutycznym i ubezpieczeniowym. Otwarcie w latach 90. dodatkowej furtki w postaci płatnych studiów medycznych sprawiło, że z punktu widzenia statystyki od lat stoimy praktycznie w miejscu.
Trwałość tego układu stoi jednak pod znakiem zapytania. Według danych z izb lekarskich, chęć podjęcia pracy za granicą zgłosiło, od czasu naszego wstąpienia do UE, około dwóch tysięcy lekarzy. Część z nich już podjęła pracę, inni dopiero się o to starają. Jeśli wsłuchać się w wypowiedzi dobiegające z resortu zdrowia i Naczelnej Izby Lekarskiej, możemy być spokojni - nasi lekarze nie zaczęli gremialnie pakować walizek, a te dwa tysiące chętnych do wyjazdu to kropla w morzu naszych kadrowych możliwości.
Dziwi mnie bardzo ta dezynwoltura. Po pierwsze dlatego, że najliczniejszą grupą podejmującą pracę za granicą są specjaliści z kilkunastoletnim doświadczeniem zawodowym. Luki spowodowanej ich wyjazdem nie da się zapełnić od razu. Po drugie, napływające z izb lekarskich dane są, moim zdaniem, niepełne. Naiwnością jest wierzyć, że glejt z samorządu to dla wyjeżdżających i ich nowych pracodawców najważniejszy dokument. Tym bardziej przy kontraktach podpisywanych na czas określony. Po trzecie wreszcie, wyciąganie hurraoptymistycznych wniosków w osiem miesięcy po naszym wstąpieniu do Unii, na dodatek w sytuacji, gdy nie widać realnych szans wyjścia naszej służby zdrowia na prostą, przypomina chwalenie dnia przed zachodem słońca.
Próbując oszacować, ilu lekarzy wyjedzie z Polski, należy oczywiście uwzględnić możliwości ich zatrudnienia na obszarze dawnej Piętnastki, a także konkurencję fachowców z innych państw o podobnej do naszej i niższej stopie życiowej. W mojej ocenie, jest wysoce prawdopodobne, że liczba wyjeżdżających lekarzy będzie w najbliższych latach zbliżona do liczby absolwentów wydziałów lekarskich naszych uczelni. To niewesołe wieści dla starzejącego się i coraz bardziej schorowanego polskiego społeczeństwa.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: lek. Sławomir Badurek

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.