Polscy kardiolodzy nie wstydzą się Europy

Monika Wysocka; Zdjęcia: Mieczysław Włodarski
opublikowano: 29-09-2004, 00:00

Koniec z pokornym przyjmowaniem decyzji zarządu. Na Walne Zgromadzenie Członków, które odbywało się jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem kongresu zjechała się ich rekordowa liczba - prawie 600 osób. Nudne zazwyczaj i łatwo przewidywalne wybory władz PTK nieoczekiwanie potoczyły się własnym życiem.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna

?To było niesamowite. Okazało się, że sala ma też swoich kandydatów. I co najlepsze - to właśnie te propozycje udało się przeforsować. Pierwszy raz to nie była poddańcza akceptacja propozycji Zarządu Głównego, a nasz świadomy wybór" - mówi doc. Mirosław Gil z Kliniki Kardiologii Inwazyjnej Szpitala MSWiA w Warszawie. I nie jest to odosobnione zdanie. ?To pierwszy zjazd, podczas którego w końcu uznaliśmy, że PTK nie jest Zarządu Głównego, tylko nasz, i wybraliśmy sobie takiego szefa, jakiego my chcieliśmy, a nie jakiego nam proponowano. Te wybory i wszystko, co działo się potem, to dowód na to, że nie tylko weszliśmy do Europy, ale i zbliżyliśmy się do europejskiego sposobu myślenia" - ocenia inny członek PTK, pragnący zachować anonimowość.
Adam Torbicki szefem,
Mirosław Dłużniewski elektem
Od tego zjazdu szefem PTK jest prof. Adam Torbicki z Kliniki Chorób Wewnętrznych Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie - choć wybrany wcześniej, to już zwiastujący zmiany w PTK: człowiek z nowym spojrzeniem, pełen werwy i pomysłów. Nowoczesny i europejski. ?Wiele sobie po nim obiecujemy: jest skuteczny w działaniu i chętny do współpracy, nie zamyka się na siebie" - mówią o nim w środowisku.
Po nim kierownictwo tym największym towarzystwem lekarskim w Polsce przejmie prof. Mirosław Dłużniewski z Wojewódzkiego Szpitala Bródnowskiego w Warszawie.
?Wybierzcie go, on umie słuchać i słucha ludzi" - agitował prof. Marian Zembala. I w tym krótkim zdaniu zawarł chyba sedno sprawy. ?Mirek Dłużniewski pokazał nam, że najważniejsi są dla niego ludzie. A my potrzebujemy wreszcie kogoś, kto będzie się z nami liczył" - podkreślał młody lekarz.
Mirosław Dłużniewski, tuż po wyborze na prezesa-elekta powiedział: ?Kochani, PTK już jest w Europie, teraz spróbujmy je zbliżyć do normalnego lekarza. Pozwólmy mu zrobić specjalizację i dać szansę korzystania z tego, co oferuje Europa". A już mniej oficjalnie zwierzył się Pulsowi Medycyny: ?Mam z tego dużo osobistej frajdy. A wniosek jest prosty: ludzie dostrzegają tych, którzy ich dostrzegają. Nowoczesny zarząd musi mieć dobre kontakty ze środowiskiem". I choć atmosfera tego dnia była nerwowa, to powiew nowego dobrze nastroił chyba wszystkich na pozostałe dni kongresu.
Reflektory, flesze i ordery
Wydarzeniem, choć nieco innego typu, była też ceremonia otwarcia, którą w największej sali Teatru Wielkiego zainaugurował Janusz Olejniczak uroczystym polonezem Fryderyka Chopina. Z okazji okrągłego jubileuszu PTK patronat nad kongresem objął prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, który jednak nie dotarł osobiście. W jego imieniu ?wyrazy uznania za starania nad poprawą losu pacjentów" przekazał Dariusz Szymczycha z Kancelarii Prezydenta, który publicznie ogłosił, że choć jest zdrowy, to spędzając wieczór w takim gronie nie obawiałby się zachorować.
W imieniu mieszkańców Warszawy gości powitał prezydent miasta Lech Kaczyński, który mocno podkreślał, że pomimo powagi historii, nad którą rozwodził się prof. Andrzej Cieśliński, dziś już były prezes PTK, stolica jest miastem bardzo przyjaznym i wesołym, i zachęcał do poznania jej także od tej strony.
Wyjątkowo ciepło zostało odebrane wystąpienie ministra zdrowia Marka Balickiego, którego nazwisko, z emocji, wypadło z pamięci zapowiadającemu go prof. A. Cieślińskiemu. ?Po raz pierwszy minister zdrowia odezwał się do nas jak do ludzi, mówił jak partner. Mając świadomość, że wiele naszych oddziałów wisi na włosku, nie obiecuje gruszek na wierzbie - wie, że naprawa musi potrwać, ale przynajmniej określił nam co chce zrobić" - mówiono potem w kuluarach.
Prawdziwą gwiazdą był jednak prof. Michał Tendera, pierwszy polski prezes Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego, który dostał owacje na stojąco. ?To fantastyczne uwieńczenie 50-lecia PTK" - zauważył M. Dłużniewski, a po nim każdy kolejny mówca podkreślał wagę tego wydarzenia.
Podczas uroczystości otwarcia przyznano też ordery i odznaczenia zasłużonym członkom PTK, nagrody pieniężne za wybitne prace naukowe, przyjęto nowych członków do ?Klubu 300", nadano także trzy tytuły honorowych członków PTK - prof. Eugene Braunwaldowi, prof. Antoniemu Dziatkowiakowi oraz prof. Zygmuntowi Sadowskiemu. Wyróżniono też firmy farmaceutyczne, z którymi najlepiej układa się współpraca. Przyjacielem polskiej kardiologii została Polpharma, a Partnerem - Servier.
Po zapowiedzianym przez Grażynę Torbicką koncercie na dwoje skrzypiec i fortepian (Krzysztof Jakowicz, Kuba Jakowicz, Waldemar Malicki), uczestnicy ceremonii udali się na zasłużony koktajl.
Długopisy jak świeże bułeczki
Tegoroczny zjazd został uznany za jeden z najlepszych organizacyjnie, jakie dotychczas się odbyły. Na ten sukces pracowało oczywiście wielu. Wolontariusze poubierani w granatowe koszulki z logo PTK byli wszechobecni - na salach wykładowych, korytarzach obu teatrów i hoteli, w punktach informacyjnych. ?To były pielęgniarki i ich dzieci, młodzi lekarze, studenci, ludzie z trzech zespołów (naszej kliniki, prof. G. Opolskiego i prof. A. Torbickiego), wśród nich moi najbliżsi współpracownicy (dr M. Kuch, dr A. Mamcarz, dr W. Braksator, prof. P. Pruszczyk) i wielu innych ludzi. Robili to społecznie, poświęcając swój prywatny czas jeszcze na wiele tygodni przed rozpoczęciem zjazdu" - podkreśla prof. M. Dłużniewski, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego.
Na tę świetną organizację złożył się m. in. pomysł wystawienia dwóch olbrzymich namiotów na parkingu przed Teatrem Wielkim. Tam można było zjeść śniadanie przed poranną sesją o 8.30 i przekąsić coś w przerwie. ?Dzięki temu ludzie nie rozchodzili się po mieście w poszukiwaniu jedzenia. Poza tym Warszawa nie jest tanim miastem, nie chcieliśmy, żeby to miało znaczenie przy podejmowaniu decyzji o uczestnictwie" - mówi M. Dłużniewski.
Z zapełnianiem żołądków lekarze nie mieliby chyba jednak kłopotów: korytarze teatrów, w których odbywały się wykłady były tak gęsto zastawione stoiskami wystawców (firm farmaceutycznych, wydawnictw medycznych itp.), że miejscami trudno się było między nimi przecisnąć. A wobec takiej konkurencji prześcigano się wręcz w sposobach przyciągania ?klientów". Kanapeczki, łakocie, kawa, soki, a nawet wino serwowane w dowolnych ilościach sprawiły, że głodny raczej nikt nie chodził. Do materiałów merytorycznych, broszurek i książek wszędzie dołączano gadżety. Najskromniejsze z nich - długopisy, bez względu na oferowaną ilość, rozchodziły się jak świeże bułeczki. Widok obładowanego prezentami lekarza był powszechny, choć natrętność niektórych w ich zdobywaniu - niestety żenująca.
Dydaktyka z filozofią
Na szczęście, ta oprawa to tylko dodatek do zjazdu, na którym wciąż najważniejsze są wykłady i spotkania merytoryczne. A te w tym roku były na prawdziwie światowym poziomie. ?Dobrze prowadzone, dobrze przygotowane, doskonale dobrane tematy" - to najczęściej powtarzana ocena. Mnóstwo rzeczy praktycznych, połączonych z obecnością prawdziwych sław. Właściwie każdy mógł znaleźć coś dla siebie: były sesje dydaktyczne, wykłady filozoficzne i humanistyczne, najnowsze doniesienia naukowe, spory nad sposobem leczenia. Na niektóre wykłady ściągnęły takie tłumy, że zarówno panie w eleganckich garsonkach, jak i panowie w modnych garniturach siadali gdzie tylko było można, nie wyłączając schodów.
Dużym zainteresowaniem cieszyły się sesje kardiochirurgów. ?To były dobre debaty, przy pełnej sali, z żywą dyskusją" - ocenia prof. Andrzej Bochenek. Szeroko komentowana była także sesja z udziałem prof. Alana Carpentiera, prof. W. Sitkowskiego i prof. M. Edelmana, podczas której odważnie mówiono o lekarskim życiu z innej strony - nie tylko o zyskach w postaci wiedzy i kontaktów z firmami farmaceutycznymi, ale też o aspektach etyczno-filozoficznych.
Niemal na zakończenie, bo w piątkowy wieczór, odbyło się szczególnie wyczekiwane spotkanie towarzyskie dla wszystkich uczestników kongresu. Liczba przybyłych zaskoczyła chyba nawet samych organizatorów: w Ogrodach Pałacu w Wilanowie pojawiło się ponad 4 tysiące osób. Oficjalną część tego spotkania, przywołując na scenę kolejno ?wszystkich świętych" z zarządu PTK, prowadził mało oficjalnie Wojciech Mann. A ponieważ Maryla Rodowicz też nie należy do sztywniaków, atmosfera wieczoru szybciutko się rozgrzewała, nawet jeśli temperatura powietrza nie była najwyższa. Kiedy na scenie pojawił się latynoski zespół, nie trzeba już było nikogo namawiać do zabawy - zrobiło się naprawdę gorąco.
Oprócz tego w Wilanowie było też wiele miniatrakcji: teatr mimów, iluminacje świetlne, postacie ?przemykające" na szczudłach i oczywiście mnóstwo dobrego jedzenia i wina. O atmosferze niech świadczy fakt, że zabawa, zaplanowana do pierwszej w nocy, przeciągnęła się do trzeciej nad ranem.


VIII Międzynarodowy Jubileuszowy Kongres Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego (Warszawa, 15-18 września br.) był dla środowiska wielkim wydarzeniem. Także dlatego, że dokonano rewolucji we władzach Towarzystwa.



Po prostu święto!
Doc. Piotr Hoffman, Klinika Wad Wrodzonych Serca Instytutu Kardiologii w Warszawie, Przewodniczący Sekcji Echokardiografii PTK:

To był bardzo dobry kongres, znakomite zwieńczenie 50 lat działalności PTK. Ostatnie lata rzeczywiście są ogromnym przyspieszeniem polskiej kardiologii. Przykładem jest choćby prezesostwo prof. Michała Tendery w Europejskim Towarzystwie Kardiologicznym - dla nas ogromny zaszczyt. Ale oprócz prof. M. Tendery 16 innych kardiologów działa w zarządach różnych towarzystw europejskich. Możemy tam promować nasze rozwiązania, nasze wyniki, nasze metody badań. W tym roku w Atenach odbędzie się 8 zjazd EuroEcho i Polska zgłosiła do jego programu największą liczbę abstraktów. Dzięki aktywności wszystkich polskich kardiologów, możemy potem na takich zjazdach jak ten gościć najwybitniejszych lekarzy z całego świata.
Tegoroczny zjazd wyróżnił się na tle innych poziomem sesji abstraktowych. Były naprawdę mocne merytoryczne, a jakość dyskusji, prowadzonej swobodnie z ekspertami po angielsku, imponująca. Coraz bardziej jesteśmy w Europie. Mamy się z czego cieszyć.
Również towarzysko to było świetne spotkanie - mogliśmy podyskutować o sprawach zawodowych, poplotkować. A do tego piękne miejsca, znakomita organizacja. Prawdziwe święto dla polskiej kardiologii.

Nie było wpadek
Dr Marek Kuch, Klinika Kardiologii Szpitala Bródnowskiego w Warszawie:

Wrażenia mam doskonałe, jeszcze jestem w euforii. Osobiście zjazd bardzo mi się podobał, ale jako jeden z głównych jego organizatorów mogę mieć spłaszczone spojrzenie.
Pierwsze zaskoczenie to liczba uczestników, która przeszła nasze oczekiwania - niemal 6 tys. osób. Oprócz kardiologów zjawili się także lekarze innych specjalności: interniści, kardiodiabetolodzy, kardionefrolodzy, lekarze pierwszego kontaktu. To bardzo cieszy. Sądzę, że przyciągał ludzi merytoryczny układ programu.
Z przyjemnością muszę przyznać, że nie było żadnej wpadki, którą moglibyśmy określić jako dużą.
Ten kongres był także bardzo udany towarzysko, wiem, że podobał się zwłaszcza piątkowy wieczór. I co ważne, nie przeszkodziło to nikomu aktywnie uczestniczyć w sesjach w dniu następnym.

Niesiemy kaganek oświaty
Doc. Mirosław Gil, Klinika Kardiologii Inwazyjnej Szpitala MSWiA w Warszawie:

Wydarzenia wyborcze pokazały, że jest chęć pracy i że to może być atrakcyjne. Choć była doskonała organizacja i świetne przygotowanie merytoryczne, osobiście mam uczucie niedosytu, niedocenienia części naukowej, gdzie ludzie mówią o swoich dokonaniach, wymieniają doświadczenia. Edukacja odbywa się kosztem prawdziwej nauki. Coraz bardziej to wszystko się komercjalizuje. Taki zjazd to rodzaj wsparcia, jakie lekarz otrzymuje ze strony towarzystwa naukowego, obopólne zadowolenie: obecność tłumu podkreśla wagę towarzystwa, ale żeby ludzie chcieli przyjeżdżać, coś trzeba im zaoferować. W tej chwili jest ogromne zapotrzebowanie na naukę zawodu, wdrażanie wszystkiego, co niesie nowoczesna medycyna. A rolą towarzystwa naukowego jest nieść kaganek oświaty. Dawniej, gdy postęp był wolniejszy, gdy nie było wyścigu nowych techonologii, więcej było gadających głów, chwalenia się osiągnięciami. Mnie się to podobało.
Ale muszę przyznać, że i tak było bardzo ciekawie. Sprawdził się też aspekt prokorporacyjny - to właśnie tu, na kongresach mamy czasem jedyną możliwość spotkać kolegów ze studiów, co jest bardzo przyjemne.

Brawa
dla organizatorów
Prof. Andrzej Bochenek, I Klinika Kardiochirurgii ląskiej Akademii Medycznej:

W moim odczuciu to jeden z najlepiej zorganizowanych kongresów. Pojawiło się na nim wszystko to, co nowego wydarzyło się w ostatnim czasie na świecie. Merytorycznie stał na bardzo wysokim poziomie, oprócz tego zgromadził wiele sław. Zajmuję się głównie sesjami kardiochirurgicznymi i muszę przyznać, że były one bardzo dobrze przygotowane. Odbyło się kilka wspaniałych debat, np. o tym, jak zajmować się chorymi z objawami niedokrwienia serca, czy operować w krążeniu pozaustrojowym, czy wyprzedzać objawy i operować chorych z wadą zastawki aortalnej. To sprawy, które nieczęsto porusza się na zjazdach. Dobór tematów był bardzo różnorodny i myślę, że każdy mógł znaleźć tu coś dla siebie. Ogromna w tym zasługa organizatorów.



Liczby nie kłamią
Kongres w liczbach:
o -przybyło ok. 6 tys. uczestników
o -wystawiało się 97 firm i wydawnictw naukowych
o -odbyło się ok. 100 sesji
o -przesłano 1126 prac (z czego połowę pokazano)
o -było 172 doniesień ustnych
o -zaprezentowano 400 plakatów
o -przyjechało ponad 40 gości zagranicznych
o -wydawano 1500 posiłków dziennie


Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Monika Wysocka; Zdjęcia: Mieczysław Włodarski

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.