Przede wszystkim nie szkodzić pacjentom
Przede wszystkim nie szkodzić pacjentom
Trwałość zasad etyki lekarskiej zawartych w przysiędze Hipokratesa oraz współczesne uwarunkowania sprzyjające ich wypaczaniu to tylko jeden z wątków rozmowy, jaką „Puls Medycyny” przeprowadził z prof. Bogdanem Chazanem, byłym dyrektorem Szpitala Specjalistycznego im. Świętej Rodziny w Warszawie.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy przez media przetoczyła się burzliwa dyskusja dotycząca problemów na styku światopoglądu i medycyny. Pan profesor stał się jej głównym bohaterem...
Mój przypadek stał się czymś w rodzaju symbolu, na kanwie którego toczy się dyskusja o prawach pacjenta, prawach lekarza, o prawie do życia, a także o dystrybucji środków publicznych na ochronę zdrowia. Mam nadzieję, że skutki tej publicznej dyskusji będą dobre dla naszych pacjentów.
Czy spodziewa się pan, że duża część polskich lekarzy podpisze Deklarację wiary?
Wśród osób, które podpisały Deklarację wiary jest co najmniej kilkudziesięciu profesorów medycyny, także wielu wybitnych ginekologów. Kiedy jednak słyszymy groźby ze strony resortu zdrowia, prymitywne kpiny z ust pana ministra Neumanna i pana ministra Arłukowicza skierowane do tych, którzy podpisali deklarację (porównywanie encykliki z encyklopedią, oskarżanie o leczenie za pomocą święconej wody), można przewidzieć, że duża liczba lekarzy podzielających zasady zawarte w deklaracji, zrezygnuje z jej podpisania. Każdy ma pracę, rodzinę, chce mieć zatrudnienie. A studenci medycyny chcą swoje studia ukończyć... Dodajmy do tego zabieranie kontraktów, o którym mówili urzędnicy. Albo wypowiadana przez rzecznika odpowiedzialności zawodowej NIL wizja odbierania prawa wykonywania zawodu. Ktoś inny mówił o karze więzienia do lat pięciu... Mnie to przypomina atmosferę PRL-u. To taka współczesna forma komunistycznego terroru. Nie ma tolerancji dla myślących inaczej, niż życzy sobie grupa trzymająca władzę, zaczynają się represje. Tymczasem 70 proc. naszego społeczeństwa to katolicy. Można przyjąć, że taki sam odsetek katolików jest wśród lekarzy. Najwyższy czas, by upomnieli się o swoje prawa lekarze, a także pacjenci.
Czy w Polsce można zostać ginekologiem nie przeprowadziwszy aborcji?
W swoim czasie aborcja znajdowała się wśród procedur, które obowiązywały lekarza specjalistę w czasie stażu specjalizacyjnego. Kiedy byłem konsultantem krajowym, wykonywanie tej procedury zostało usunięte z programu studiów specjalizacyjnych i do dzisiaj, na szczęście, nikt tego nie przywrócił. Uważam, że lekarz nie powinien pełnić funkcji sędziego rozstrzygającego o życiu i śmierci, nie powinien nikogo zabijać, w tym także nienarodzonych dzieci, ponieważ jest to sprzeczne z prawem naturalnym. Przecież w przysiędze Hipokratesa, która powstała w IV wieku przed naszą erą, jest mowa o tym, że lekarz nie powinien dokonywać aborcji. Już wtedy istniała wrażliwość lekarzy na te kwestie, nie z powodu wiary chrześcijańskiej (której jeszcze przecież nie było), tylko z powodu wyczucia dobra i zła. Można przypuszczać, że wówczas toczyły się podobne dyskusje jak dzisiaj, po których jakieś gremium lekarskie uznało, że aborcja nie jest dopuszczalna i lekarz nie powinien podawać kobiecie środka poronnego. To, że przysięga dotrwała do dzisiejszych czasów, świadczy o tym, że dla kolejnych pokoleń była czymś istotnym. W większości szpitali w Polsce lekarze przyznający się do chrześcijańskiego systemu wartości są zmuszani do postępowania wbrew sumieniu. Używa się wobec nich nacisku, gróźb, ostracyzmu środowiskowego.
Jak ma się dzisiaj zachować lekarz, do którego przychodzi kobieta i domaga się przeprowadzenia aborcji, zgodnie z ustawą? Jakie są skutki jego ewentualnej odmowy?
Skutki takiej odmowy zostały właśnie przećwiczone na mnie, ku przestrodze dla innych. Drugiego dnia po odwołaniu mnie ze stanowiska dyrektora Szpitala im. Świętej Rodziny została do tego szpitala, w asyście kamer, przysłana pacjentka w celu przeprowadzenia aborcji. To nie był zbieg okoliczności. Komuś chodziło o udowodnienie, że w każdym szpitalu będzie się zabijać dzieci, choćby dwoje w ciągu roku, bo tyle statystycznie przypada na jeden szpital.
Za pomocą strachu rządzi się nad wyraz skutecznie. Przedtem w szpitalu zarządzono jednocześnie pięć kontroli: Urzędu m.st. Warszawy, Rzecznika Praw Pacjenta, rzecznika odpowiedzialności zawodowej, Narodowego Funduszu Zdrowia i prokuratury. Lewacki polityk stwierdził, że „będę siedział”, kolega lekarz, rzecznik odpowiedzialności zawodowej uważał, że możliwe jest odebranie mi prawa wykonywania zawodu, NFZ ukarał szpital karą 70 000 zł, prokuratura nic jeszcze nie powiedziała. Żeby pokazać, jakie są proporcje, powiem tylko, że w Polsce notujemy 15 przypadków śmierci kobiet podczas ciąży, porodu i połogu, są przypadki zgonów dzieci podczas ciąży i porodu (6 na 1000). Zdarza się, że nie wszystko jest wykonywane jak należy. Ale nie pamiętam takich akcji medialnych z powodu na przykład śmierci człowieka w szpitalu, nawet zawinionej. W moim przypadku akcja medialna i aktywność przeróżnych urzędów i instytucji były nadzwyczajne. Ponieważ jedno dziecko nie zostało zabite!
Odpowiadając na pytanie pana redaktora: można odmówić w Polsce różnych usług medycznych, na ogół bez poważniejszych konsekwencji, ale nie można odmówić zabicia chorego, nieurodzonego jeszcze dziecka. Przyszło nam żyć w takich czasach, za panowania systemu, który zgadza się, by zabijać bez sądu słabych i chorych, a czasem nawet zdrowych. Ten system trzeba zmienić.
Jak pan ocenia działanie samorządu lekarskiego w sprawie klauzuli sumienia?
Samorząd lekarski wspiera klauzulę sumienia, która jest po to, aby jej przestrzegać. Znam stanowisko Naczelnej Rady Lekarskiej, że zapisanie w ustawie o wykonywaniu zawodu lekarza obowiązku skierowania pacjentki do innego lekarza, który przeprowadzi zabiegi aborcji, jest sprzeczne z klauzulą sumienia, ponieważ oznacza współuczestniczenie w tej procedurze. Dlatego samorząd zaskarżył tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego.
Może lekarze powinni szukać takich pracodawców, którzy nie będą im zlecać stosowania procedur medycznych niezgodnych z ich sumieniem?
Profesor Andrzej Zoll przedstawił pogląd, że szpital może odmówić wykonywania pewnych procedur, powołując się na swoją tradycję i zwyczaje panujące w konkretnym szpitalu. Na ten temat mówi także rezolucja Rady Europy nr 1380, że nie tylko lekarze, ale całe instytucje nie mogą być zmuszane do ich wykonywania. W Polsce przeprowadza się około 800 aborcji rocznie, a szpitali jest około 450, czyli statystycznie wypada jedna lub dwie aborcje rocznie na każdy oddział ginekologiczny. Nie widzę sensu w zmuszaniu każdego szpitala, aby wykonał jedną aborcję rocznie. Ale nie widzę obecnie możliwości, aby było inaczej, by NFZ podpisał ze szpitalem umowę w zakresie położnictwa i ginekologii z wyłączeniem aborcji. Nie widzę też organu założycielskiego, który odważyłby się wystąpić do NFZ w tej sprawie. Strach zamyka usta, odbiera rozum. Jest tylko jedno wyjście. Aby sumienia lekarzy i położnych nie były łamane, należy wybrać inne władze samorządów, a potem odpowiednich posłów.
Czy słyszał pan o innych, podobnych przypadkach lekarzy, którzy podpisali Deklarację wiary lub stosowali klauzulę sumienia i odmawiali pewnych zabiegów?
W lipcu na jednym z uniwersytetów medycznych było postępowanie konkursowe i zapytano lekarza kandydata, czy podpisał Deklarację wiary. Kiedy powiedział, że tak, odpadł z konkursu. Znam przychodnie, w których lekarz nieprzepisujący środków antykoncepcyjnych nie ma czego szukać. Kolegę, który był kandydatem na ordynatora, dyrektor szpitala też zapytał, czy podpisał deklarację. Jak widać, ta kwestia jest brana pod uwagę, a więc jest czynnikiem oficjalnie dyskryminującym i powoduje nierówny dostęp do wykonywania funkcji publicznych. A przecież można założyć, że znacząca część pacjentek chciałaby mieć możliwość opieki ze strony lekarzy, którzy podzielają ich system wartości i przekonania. Jeśli będziemy straszyć lekarzy w taki sposób jak dzisiaj, może się okazać, że osoby wierzące nie będą wybierać specjalizacji ginekologicznej lub nie będą do niej dopuszczane, a wówczas wierzący pacjenci stracą możliwość opieki przez takich lekarzy. To będzie dyskryminacja pacjentów, nierówny dostęp do usług medycznych opłacanych z podatków płaconych przez wszystkich i ograniczenie praw człowieka w zakresie obejmowania stanowisk kierowniczych przez lekarzy.
Deklaracja wiary odnosi się także do stosowania środków antykoncepcyjnych.
Wypisywanie recept na te środki zgodnie z procedurami może nastąpić w ramach porady w zakresie planowania rodziny. Niestety, takie poradnictwo najczęściej nie jest prowadzone, a wizyta sprowadza się do mechanicznego wypisania recepty, bez zastanowienia, bez uwzględnienia przeciwwskazań zdrowotnych. Kiedy lekarz wypisuje receptę na środek antykoncepcyjny, to nie leczy. Co więcej, naraża kobietę, że będzie stosowała środek, który zawiera substancje rakotwórcze i szkodzi jej zdrowiu. Środek antykoncepcyjny wyłącza mechanizmy cyklu miesiączkowego, zaburza funkcjonowanie organizmu nie tylko w momencie stosowania, ale i w przyszłości. To jest sprzeczne z zasadą „przede wszystkim nie szkodzić”.
Niestety, świadomość tych faktów nie jest powszechna. Łatwo sobie wyobrazić następstwa długotrwałego wyłączenia z funkcjonowania na przykład mięśni i stawów lub układu oddechowego. Lekarzom nie trzeba tego tłumaczyć. Są opinie, że publikacje na temat skutków ubocznych i działań niepożądanych wynikających ze stosowania antykoncepcji są „moderowane”.
Antykoncepcja jest przecież objęta refundacją, czyli wspierana przez państwo.
Istotnie, część środków antykoncepcyjnych jest od dawna refundowanych. A przecież w tym przypadku pieniądze na ich refundację są wykorzystywane nie po to, żeby ludzi leczyć, ale żeby niektórym z nich wygodniej się żyło. Biorąc jeszcze pod uwagę brak funduszy na opiekę zdrowotną, na profilaktykę i leczenie chorych ludzi — to jest kiepski powód, żeby wydawać publiczne pieniądze.
Ale do lekarza przychodzi pacjentka i prosi o wypisanie recepty...
To jest przejaw szerszego zjawiska, jakim jest ograniczenie roli lekarza. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak zmieniły się oczekiwania pacjentów i pracodawców. Przecież lekarz powinien promować zachowania prozdrowotne i zdrowy styl życia, pomagać pacjentom, prowadzić profilaktykę. Tymczasem jest coraz powszechniej traktowany jak ktoś, kto ma wykonywać procedury, których pacjent-klient sobie życzy. Lekarz wykonuje cięcie cesarskie na żądanie, wypisuje środek antykoncepcyjny, bo tego domaga się pacjentka, pozbawia trwale płodności za pomocą zabiegu chirurgicznego, przepisuje jakieś leki, o które jest proszony. Często wykonuje się na prośbę pacjentów zabiegi niepotrzebne, wręcz nielegalnie. Słyszymy nawet, że lekarz nie powinien mówić pacjentowi o szkodliwości palenia papierosów, ponieważ palenie to prywatna sprawa. Czyli lekarz ma być do wynajęcia, do spełniania życzeń, które niekoniecznie sprzyjają zdrowiu — ja się z tym nie zgadzam.
Co zatem ma zrobić lekarz mający tego rodzaju dylematy moralne?
Powinien kierować się dobrem pacjenta. Czyli przede wszystkim nie szkodzić. I promować zachowania prozdrowotne, nawet jeśli jest to uważane za politycznie niepoprawne. Występować także w obronie zdrowia i życia najmniejszego pacjenta — nienarodzonego dziecka, nawet wówczas, kiedy matka o nim zapomniała.

O kim mowa
Prof. dr hab. n. med. Bogdan Chazan
Od 2004 r. do lipca 2014r. dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. Świętej Rodziny SPZOZ w Warszawie. Wcześniej pełnił funkcję kierownika Kliniki Położnictwa i Ginekologii Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie oraz konsultanta krajowego ds. ginekologii i położnictwa. Członek Komitetu Nauk Demograficznych przy Wydziale I Nauk Humanistycznych i Społecznych Polskiej Akademii Nauk.
Trwałość zasad etyki lekarskiej zawartych w przysiędze Hipokratesa oraz współczesne uwarunkowania sprzyjające ich wypaczaniu to tylko jeden z wątków rozmowy, jaką „Puls Medycyny” przeprowadził z prof. Bogdanem Chazanem, byłym dyrektorem Szpitala Specjalistycznego im. Świętej Rodziny w Warszawie.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy przez media przetoczyła się burzliwa dyskusja dotycząca problemów na styku światopoglądu i medycyny. Pan profesor stał się jej głównym bohaterem...Mój przypadek stał się czymś w rodzaju symbolu, na kanwie którego toczy się dyskusja o prawach pacjenta, prawach lekarza, o prawie do życia, a także o dystrybucji środków publicznych na ochronę zdrowia. Mam nadzieję, że skutki tej publicznej dyskusji będą dobre dla naszych pacjentów. Czy spodziewa się pan, że duża część polskich lekarzy podpisze Deklarację wiary?Wśród osób, które podpisały Deklarację wiary jest co najmniej kilkudziesięciu profesorów medycyny, także wielu wybitnych ginekologów. Kiedy jednak słyszymy groźby ze strony resortu zdrowia, prymitywne kpiny z ust pana ministra Neumanna i pana ministra Arłukowicza skierowane do tych, którzy podpisali deklarację (porównywanie encykliki z encyklopedią, oskarżanie o leczenie za pomocą święconej wody), można przewidzieć, że duża liczba lekarzy podzielających zasady zawarte w deklaracji, zrezygnuje z jej podpisania. Każdy ma pracę, rodzinę, chce mieć zatrudnienie. A studenci medycyny chcą swoje studia ukończyć... Dodajmy do tego zabieranie kontraktów, o którym mówili urzędnicy. Albo wypowiadana przez rzecznika odpowiedzialności zawodowej NIL wizja odbierania prawa wykonywania zawodu. Ktoś inny mówił o karze więzienia do lat pięciu... Mnie to przypomina atmosferę PRL-u. To taka współczesna forma komunistycznego terroru. Nie ma tolerancji dla myślących inaczej, niż życzy sobie grupa trzymająca władzę, zaczynają się represje. Tymczasem 70 proc. naszego społeczeństwa to katolicy. Można przyjąć, że taki sam odsetek katolików jest wśród lekarzy. Najwyższy czas, by upomnieli się o swoje prawa lekarze, a także pacjenci.Czy w Polsce można zostać ginekologiem nie przeprowadziwszy aborcji?W swoim czasie aborcja znajdowała się wśród procedur, które obowiązywały lekarza specjalistę w czasie stażu specjalizacyjnego. Kiedy byłem konsultantem krajowym, wykonywanie tej procedury zostało usunięte z programu studiów specjalizacyjnych i do dzisiaj, na szczęście, nikt tego nie przywrócił. Uważam, że lekarz nie powinien pełnić funkcji sędziego rozstrzygającego o życiu i śmierci, nie powinien nikogo zabijać, w tym także nienarodzonych dzieci, ponieważ jest to sprzeczne z prawem naturalnym. Przecież w przysiędze Hipokratesa, która powstała w IV wieku przed naszą erą, jest mowa o tym, że lekarz nie powinien dokonywać aborcji. Już wtedy istniała wrażliwość lekarzy na te kwestie, nie z powodu wiary chrześcijańskiej (której jeszcze przecież nie było), tylko z powodu wyczucia dobra i zła. Można przypuszczać, że wówczas toczyły się podobne dyskusje jak dzisiaj, po których jakieś gremium lekarskie uznało, że aborcja nie jest dopuszczalna i lekarz nie powinien podawać kobiecie środka poronnego. To, że przysięga dotrwała do dzisiejszych czasów, świadczy o tym, że dla kolejnych pokoleń była czymś istotnym. W większości szpitali w Polsce lekarze przyznający się do chrześcijańskiego systemu wartości są zmuszani do postępowania wbrew sumieniu. Używa się wobec nich nacisku, gróźb, ostracyzmu środowiskowego.Jak ma się dzisiaj zachować lekarz, do którego przychodzi kobieta i domaga się przeprowadzenia aborcji, zgodnie z ustawą? Jakie są skutki jego ewentualnej odmowy?Skutki takiej odmowy zostały właśnie przećwiczone na mnie, ku przestrodze dla innych. Drugiego dnia po odwołaniu mnie ze stanowiska dyrektora Szpitala im. Świętej Rodziny została do tego szpitala, w asyście kamer, przysłana pacjentka w celu przeprowadzenia aborcji. To nie był zbieg okoliczności. Komuś chodziło o udowodnienie, że w każdym szpitalu będzie się zabijać dzieci, choćby dwoje w ciągu roku, bo tyle statystycznie przypada na jeden szpital. Za pomocą strachu rządzi się nad wyraz skutecznie. Przedtem w szpitalu zarządzono jednocześnie pięć kontroli: Urzędu m.st. Warszawy, Rzecznika Praw Pacjenta, rzecznika odpowiedzialności zawodowej, Narodowego Funduszu Zdrowia i prokuratury. Lewacki polityk stwierdził, że „będę siedział”, kolega lekarz, rzecznik odpowiedzialności zawodowej uważał, że możliwe jest odebranie mi prawa wykonywania zawodu, NFZ ukarał szpital karą 70 000 zł, prokuratura nic jeszcze nie powiedziała. Żeby pokazać, jakie są proporcje, powiem tylko, że w Polsce notujemy 15 przypadków śmierci kobiet podczas ciąży, porodu i połogu, są przypadki zgonów dzieci podczas ciąży i porodu (6 na 1000). Zdarza się, że nie wszystko jest wykonywane jak należy. Ale nie pamiętam takich akcji medialnych z powodu na przykład śmierci człowieka w szpitalu, nawet zawinionej. W moim przypadku akcja medialna i aktywność przeróżnych urzędów i instytucji były nadzwyczajne. Ponieważ jedno dziecko nie zostało zabite! Odpowiadając na pytanie pana redaktora: można odmówić w Polsce różnych usług medycznych, na ogół bez poważniejszych konsekwencji, ale nie można odmówić zabicia chorego, nieurodzonego jeszcze dziecka. Przyszło nam żyć w takich czasach, za panowania systemu, który zgadza się, by zabijać bez sądu słabych i chorych, a czasem nawet zdrowych. Ten system trzeba zmienić.Jak pan ocenia działanie samorządu lekarskiego w sprawie klauzuli sumienia?Samorząd lekarski wspiera klauzulę sumienia, która jest po to, aby jej przestrzegać. Znam stanowisko Naczelnej Rady Lekarskiej, że zapisanie w ustawie o wykonywaniu zawodu lekarza obowiązku skierowania pacjentki do innego lekarza, który przeprowadzi zabiegi aborcji, jest sprzeczne z klauzulą sumienia, ponieważ oznacza współuczestniczenie w tej procedurze. Dlatego samorząd zaskarżył tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego.Może lekarze powinni szukać takich pracodawców, którzy nie będą im zlecać stosowania procedur medycznych niezgodnych z ich sumieniem? Profesor Andrzej Zoll przedstawił pogląd, że szpital może odmówić wykonywania pewnych procedur, powołując się na swoją tradycję i zwyczaje panujące w konkretnym szpitalu. Na ten temat mówi także rezolucja Rady Europy nr 1380, że nie tylko lekarze, ale całe instytucje nie mogą być zmuszane do ich wykonywania. W Polsce przeprowadza się około 800 aborcji rocznie, a szpitali jest około 450, czyli statystycznie wypada jedna lub dwie aborcje rocznie na każdy oddział ginekologiczny. Nie widzę sensu w zmuszaniu każdego szpitala, aby wykonał jedną aborcję rocznie. Ale nie widzę obecnie możliwości, aby było inaczej, by NFZ podpisał ze szpitalem umowę w zakresie położnictwa i ginekologii z wyłączeniem aborcji. Nie widzę też organu założycielskiego, który odważyłby się wystąpić do NFZ w tej sprawie. Strach zamyka usta, odbiera rozum. Jest tylko jedno wyjście. Aby sumienia lekarzy i położnych nie były łamane, należy wybrać inne władze samorządów, a potem odpowiednich posłów.Czy słyszał pan o innych, podobnych przypadkach lekarzy, którzy podpisali Deklarację wiary lub stosowali klauzulę sumienia i odmawiali pewnych zabiegów?W lipcu na jednym z uniwersytetów medycznych było postępowanie konkursowe i zapytano lekarza kandydata, czy podpisał Deklarację wiary. Kiedy powiedział, że tak, odpadł z konkursu. Znam przychodnie, w których lekarz nieprzepisujący środków antykoncepcyjnych nie ma czego szukać. Kolegę, który był kandydatem na ordynatora, dyrektor szpitala też zapytał, czy podpisał deklarację. Jak widać, ta kwestia jest brana pod uwagę, a więc jest czynnikiem oficjalnie dyskryminującym i powoduje nierówny dostęp do wykonywania funkcji publicznych. A przecież można założyć, że znacząca część pacjentek chciałaby mieć możliwość opieki ze strony lekarzy, którzy podzielają ich system wartości i przekonania. Jeśli będziemy straszyć lekarzy w taki sposób jak dzisiaj, może się okazać, że osoby wierzące nie będą wybierać specjalizacji ginekologicznej lub nie będą do niej dopuszczane, a wówczas wierzący pacjenci stracą możliwość opieki przez takich lekarzy. To będzie dyskryminacja pacjentów, nierówny dostęp do usług medycznych opłacanych z podatków płaconych przez wszystkich i ograniczenie praw człowieka w zakresie obejmowania stanowisk kierowniczych przez lekarzy.Deklaracja wiary odnosi się także do stosowania środków antykoncepcyjnych. Wypisywanie recept na te środki zgodnie z procedurami może nastąpić w ramach porady w zakresie planowania rodziny. Niestety, takie poradnictwo najczęściej nie jest prowadzone, a wizyta sprowadza się do mechanicznego wypisania recepty, bez zastanowienia, bez uwzględnienia przeciwwskazań zdrowotnych. Kiedy lekarz wypisuje receptę na środek antykoncepcyjny, to nie leczy. Co więcej, naraża kobietę, że będzie stosowała środek, który zawiera substancje rakotwórcze i szkodzi jej zdrowiu. Środek antykoncepcyjny wyłącza mechanizmy cyklu miesiączkowego, zaburza funkcjonowanie organizmu nie tylko w momencie stosowania, ale i w przyszłości. To jest sprzeczne z zasadą „przede wszystkim nie szkodzić”. Niestety, świadomość tych faktów nie jest powszechna. Łatwo sobie wyobrazić następstwa długotrwałego wyłączenia z funkcjonowania na przykład mięśni i stawów lub układu oddechowego. Lekarzom nie trzeba tego tłumaczyć. Są opinie, że publikacje na temat skutków ubocznych i działań niepożądanych wynikających ze stosowania antykoncepcji są „moderowane”.Antykoncepcja jest przecież objęta refundacją, czyli wspierana przez państwo.Istotnie, część środków antykoncepcyjnych jest od dawna refundowanych. A przecież w tym przypadku pieniądze na ich refundację są wykorzystywane nie po to, żeby ludzi leczyć, ale żeby niektórym z nich wygodniej się żyło. Biorąc jeszcze pod uwagę brak funduszy na opiekę zdrowotną, na profilaktykę i leczenie chorych ludzi — to jest kiepski powód, żeby wydawać publiczne pieniądze. Ale do lekarza przychodzi pacjentka i prosi o wypisanie recepty...To jest przejaw szerszego zjawiska, jakim jest ograniczenie roli lekarza. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak zmieniły się oczekiwania pacjentów i pracodawców. Przecież lekarz powinien promować zachowania prozdrowotne i zdrowy styl życia, pomagać pacjentom, prowadzić profilaktykę. Tymczasem jest coraz powszechniej traktowany jak ktoś, kto ma wykonywać procedury, których pacjent-klient sobie życzy. Lekarz wykonuje cięcie cesarskie na żądanie, wypisuje środek antykoncepcyjny, bo tego domaga się pacjentka, pozbawia trwale płodności za pomocą zabiegu chirurgicznego, przepisuje jakieś leki, o które jest proszony. Często wykonuje się na prośbę pacjentów zabiegi niepotrzebne, wręcz nielegalnie. Słyszymy nawet, że lekarz nie powinien mówić pacjentowi o szkodliwości palenia papierosów, ponieważ palenie to prywatna sprawa. Czyli lekarz ma być do wynajęcia, do spełniania życzeń, które niekoniecznie sprzyjają zdrowiu — ja się z tym nie zgadzam.Co zatem ma zrobić lekarz mający tego rodzaju dylematy moralne?Powinien kierować się dobrem pacjenta. Czyli przede wszystkim nie szkodzić. I promować zachowania prozdrowotne, nawet jeśli jest to uważane za politycznie niepoprawne. Występować także w obronie zdrowia i życia najmniejszego pacjenta — nienarodzonego dziecka, nawet wówczas, kiedy matka o nim zapomniała.
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach