Redaktor do ministra, czyli kobieta do kobiety

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 15-10-2008, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Czy kobieta na stanowisku ministra zdrowia powinna szczególnie uważać na to, co mówi o kobietach, co robi dla kobiet i jak je traktuje? A niby dlaczego? Czy w swych działaniach minister kobieta w szczególny sposób ma dbać o pacjentki kobiety, nie daj Boże jeszcze, kosztem pacjentów mężczyzn? Dla ministra nie ma solidarności płci! To błędny kierunek myślenia. Minister kobieta w środkowoeuropejskim kraju na dorobku powinna działać jak minister... mężczyzna. Żadnych kobiecych sentymentów i fanaberii. Priorytetem jest reforma, bilansowanie środków w budżecie, racjonalizowanie wydatków itp. A gdzie pacjent, o pacjentce nie wspominając?

Przyglądam się poczynaniom Ewy Kopacz z coraz większym zdumieniem. Czy sama wymyśliła akcję z rejestrowaniem kobiet w ciąży? Pomysł na szczęście upadł. Czy sama doszła do wniosku, że znieczulenie przy porodzie wykracza poza opis czynności w ramach współczesnej, a nie średniowiecznej procedury, za którą płaci szpitalowi Narodowy Fundusz Zdrowia, a w związku z tym należy żądać od rodzącej dodatkowych opłat? To przecież lekarz, a nie fundusz czy minister, decyduje wspólnie z rodzącą kobietą o przebiegu porodu. Są wytyczne towarzystw naukowych, które pomagają mu w podjęciu decyzji w każdym indywidualnym przypadku. I jeśli lekarz decyduje o cięciu cesarskim lub podaniu znieczulenia, jego decyzja nie powinna oznaczać dodatkowych kosztów dla pacjentki.

Prof. Romuald Dębski z Kliniki Położnictwa i Ginekologii CMKP w Warszawie uważa, że w trudnej sytuacji finansowej opieki zdrowotnej znieczulenie porodowe bez wskazań medycznych jest działaniem ponadstandardowym, a sam ból nie jest powodem do ponoszenia kosztów z budżetu państwa. "Przecież wiadomo, że poród boli i jeśli ktoś nie chce zaakceptować takiej sytuacji, to ma dziewięć miesięcy, żeby zebrać 500 zł" - powiedział Pulsowi Medycyny. Z kolei dr Grzegorz Południewski, ginekolog-położnik z Warszawy, mówi krótko: skoro pani minister uważa, że nie ma wystarczającej ilości pieniędzy i w związku z tym nie chce wprowadzać europejskich standardów, to co tu komentować. "W końcu to także te kobiety pracują na budżet, którym teraz rozporządza pani minister i nie wolno jej o tym zapominać" - podkreśla dr Południewski.

Może przy okazji dyskusji o znieczuleniach podczas porodu pora skończyć z hipokryzją o bezpłatnym leczeniu w szpitalu, który ma kontrakt z publicznym płatnikiem? Może warto podyskutować, co jest medycznie wskazane, a co nie. Jak tę subtelną różnicę rozumie dyrektor odpowiadający za finanse szpitala? Jakie jest podejście NFZ? Niech minister zdrowia jasno określi, jakie "dobrowolne" opłaty dopuszcza na oddziałach położniczych finansowanych z publicznych pieniędzy - tworzy przecież koszyk świadczeń gwarantowanych. Minister kobieta, na dodatek lekarz wie przecież najlepiej, o czym mówię.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Magda Sowińska; [email protected]

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.