Bombowe zarobki dyrektorów
Jest niedorzecznością porównywać wynagrodzenie lekarza obejmujące pracę na dyżurach ze średnią krajową odnoszącą się do wymiaru etatu. Nie mniej istotne jest ignorowanie faktu, że większość lekarzy pracuje na kontraktach, a zatem ich wynagrodzenie brutto to zupełnie co innego niż wypłata z tytułu umowy o pracę. Na przykład z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że zatrudniony na kontrakcie specjalista zarabiał w czerwcu br. 8557 zł z dyżurami. Po uwzględnieniu składek ZUS, II filara, składki zdrowotnej, zaliczek na podatek oraz braku wynagrodzenia przez obowiązkowy miesiąc bezpłatnego urlopu podana wyżej suma stopnieje do 5220 zł miesięcznie netto (korzystałem z kalkulatora na stronie www.infor.pl). Gdyby chodziło o etat, byłoby to jakieś 3-3,5 tys. zł. Czy to tak dużo?
Jak mogliśmy przeczytać, „zarobki brutto kadry zarządzającej mieściły się w przedziale 10-15 tys. zł, teraz zbliżają się do 20 tys. zł". Nie mam nic przeciwko temu, by szefowie szpitali dobrze zarabiali. Ważne są jednak proporcje. Dyrektorzy największych amerykańskich centrów medycznych są wynagradzani na poziomie około stu tysięcy dolarów rocznie. To naprawdę sporo. Tyle że zarobki specjalistów są przynajmniej półtora raza większe! I to bynajmniej nie dzięki temu, że zaharowują się na dyżurach i łapią etaty, gdzie się da. To są właśnie właściwe proporcje. Ale nie tylko z powodu braku ich zachowania, zarobki szpitalnej kadry zarządzającej wydają się rażąco wysokie. Nie chciałbym nikogo urazić, ale wielu dyrektorów to menedżerowie z bożej łaski, a precyzyjnie rzecz ujmując - z łaski ich politycznych mocodawców (vide struktura własnościowa szpitali).
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: lek. Sławomir Badurek