Sponsoring może prowadzić do korupcji
Sytuacja firm farmaceutycznych w Polsce i ich relacje z jednostkami w ochronie zdrowia, w tym ze szpitalami i lekarzami indywidualnymi, przez ostatnich kilkanaście lat przechodzi ewolucję. Kiedyś rzeczywiście była to całkowita wolnoamerykanka. Jeszcze nie tak dawno sponsoring polegał na tym, że próbowano w sposób całkowicie niesubtelny kupować lekarzy albo personel szpitala, aby sprzedać konkretne leki lub sprzęt medyczny. Z reguły polegało to na zapraszaniu na różnego rodzaju pseudowyjazdy szkoleniowe, na przykład na tydzień w Alpy, gdzie były dwie godziny wykładów, a potem pięć dni jazdy na nartach na koszt organizatora. To nie było nielegalne. Warto przypomnieć, że mieliśmy kiedyś sytuację, że świeżo wybrany minister zdrowia właśnie wracał na to stanowisko ze sponsorowanego wyjazdu alpejskiego na narty. W tej chwili nikt by się oficjalnie do tego nie przyznał, ale wtedy było to tolerowane i nikt nie widział w tym nic złego.
Od tego czasu wiele się zmieniło. Po pierwsze, same firmy farmaceutyczne, szczególnie międzynarodowe, mające kodeksy etyczne funkcjonujące w firmach-matkach, zaczęły przyglądać się tego typu działalności i wprowadzać pewne ograniczenia. Również wśród lekarzy pojawia się rodzaj pewnej samoregulacji. Ale całe środowisko medyczne musi na to popatrzeć w ten sposób, aby doszło do przełomu.
Jeżeli wśród wielu menedżerów polskich szpitali istnieje ugruntowane przeświadczenie, że zupełnie normalny jest tak głęboko idący sponsoring, który polega na tym, że firma finansuje tej placówce wszystko, to jest to patologia. Moim zdaniem, granica pomiędzy korupcją a sponsoringiem normalnie stosowanym jest bowiem wyraźna. Oczywiście firmy farmaceutyczne mają prawo stosować pewne metody marketingowe, by propagować swoje leki, mogą też odgrywać pożyteczną rolę, pomagając w dokształcaniu lekarzy. Ale nie może się to wiązać z sytuacją, w jakiej stawia się lekarza czy kierownika placówki medycznej, że jest sponsoring, ale wynikają z niego pewne zobowiązania, np. że będzie preferowany taki, a nie inny dostawca leków albo będzie wypisywany lek konkretnego producenta itd. Taki układ jest patologiczny i potencjalnie korupcjogenny.
Nie może być tak, że w związku z tragiczną sytuacją finansową i organizacyjną szpitala bierzemy pieniądze od samego diabła, jeżeli tylko je da, tłumacząc, że dobro pacjenta jest ponad wszystko.
Z perspektywy moich doświadczeń, jako byłego menedżera placówki ochrony zdrowia w Australii, mogę powiedzieć, że w wielu naszych placówkach ochrony zdrowia mamy do czynienia z olbrzymim marnotrawstwem. Dyrektorzy powinni więc skoncentrować się na bardziej efektywnym wydawaniu pieniędzy, którymi dysponują. Nie twierdzę, że oszczędności należy szukać w pensjach dla pracowników. Są bowiem różnego rodzaju inne działania, dzięki którym można znaleźć dodatkowe pieniądze. Nie można jednak szukać dodatkowych źródeł finansowania w sponsoringu, sugerować firmie, że przydałby się nam komputer, rzutnik albo czajnik. Nawet jeśli nie ma tu bezpośrednio korupcyjnych zachowań, stawiamy siebie w sytuacji potencjalnego konfliktu interesów. Przyjęcie tego typu daru od sponsora tak naprawdę powinno powodować wykluczenie go z dostaw leków lub środków medycznych, żeby uniknąć potem oskarżenia o korupcję.
Wiele organizacji na świecie limituje granice możliwości otrzymywania różnego rodzaju prezentów, np. w przypadku urzędników Banku Światowego jest to kwota 50 dolarów. Są to też wyznaczane pewne limity w skali roku, a jeśli niewzięcie drogiego prezentu groziłoby konsekwencjami dyplomatycznymi, zgłasza się go do rejestru i trzyma w magazynie, ewentualnie można go wykupić po cenie rynkowej dla siebie. Kiedyś proponowałem polskim izbom lekarskim, żeby same spróbowały określić, do jakiej wysokości lekarz może przyjąć prezent w dowód wdzięczności od pacjenta. Bo kwiaty są w porządku, bombonierka też, butelka alkoholu też. Ale jeśli jest to whisky za 5 tys. zł albo samochód? Bez takiej regulacji możemy bardzo daleko przesuwać granicę wdzięczności pacjenta, to tylko kwestia tego, czy jest bogaty.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Jacek Wojciechowicz,; ekspert Fundacji im. Stefana Batorego