Siedem kardiologicznych grzechów głównych [WYWIAD]
Jak wynika z doświadczenia wielu krajów, najefektywniejszą metodą modyfikacji zachowań pro- i antyzdrowotnych jest racjonalna polityka podatkowa. Chodzi głównie o wysokie opodatkowanie produktów niezdrowych, ale też większą dostępność cenową produktów zdrowych, np. warzyw i owoców — stwierdza prof. Piotr Jankowski w rozmowie na temat ryzyka chorób sercowo-naczyniowych, ich rozpowszechnienia oraz roli kardiologii prewencyjnej w kształtowaniu zdrowego stylu życia.

Rozpowszechnienie chorób układu krążenia jest w Polsce bardzo duże. W jakich liczbach się ono wyraża?
Rzeczywiście, schorzenia sercowo-naczyniowe są w Polsce nie tylko pierwszą przyczyną zgonów, ale też jedną z najważniejszych przyczyn chorobowości i inwalidztwa. Ocenia się, że na nadciśnienie tętnicze choruje ok. 13 mln Polaków, na chorobę wieńcową — 2 mln, przy czym ok. 80 tys. każdego roku doznaje zawału serca, a ponad 60 tys. — udaru mózgu. Szacunkowo, niewydolność serca (NS) dotyka ponad 1,2 mln osób, ale przypuszczalnie jest to liczba zaniżona ze względu na niedoszacowanie częstości występowania NS z zachowaną frakcją wyrzutową lewej komory. Nie dysponujemy też wynikami dobrych badań epidemiologicznych, oceniających częstość występowania migotania przedsionków w populacji generalnej, ale w przybliżeniu chorych może być 600-800 tys.
Należy przy tym wspomnieć, że u podłoża chorób układu krążenia leżą m.in.: hipercholesterolemia, na którą cierpi ok. 20 mln Polaków, cukrzyca, która dotyka ok. 3 mln, a także palenie papierosów, po które sięga ponad 8 mln osób w naszym kraju. Co więcej, coraz bardziej narasta epidemia otyłości.
Wspomniał pan o czynnikach ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. Jakie są największe „grzechy” Polaków?
Powiem krótko: niezdrowy czy też niewystarczająco zdrowy styl życia. Mogę wymienić siedem najważniejszych czynników, które odpowiadają za 90 proc. wszystkich chorób serca: siedzący tryb życia, niezdrowy sposób odżywiania, palenie tytoniu, nadciśnienie tętnicze, hipercholesterolemia, cukrzyca i otyłość. Trzeci wymieniony czynnik obejmuje nie tylko tradycyjne papierosy, ale też papierosy elektroniczne i podgrzewacze tytoniu, których stosowanie — nie łudźmy się! — również zwiększa ryzyko wystąpienia chorób układu krążenia, w tym zawałów serca i udarów mózgu, a tym samym związanych z nimi zgonów. Na pocieszenie dodam, że wszystkie wymienione czynniki podlegają modyfikacji, a przy wystarczającej determinacji i konsekwencji ich wpływ można całkowicie wyeliminować.
Zacznijmy od diety. Co powinno przeważać na naszych talerzach?
Tradycyjna polska kuchnia nie służy sercu, ale też innym narządom. Jako społeczeństwo jemy za mało warzyw i owoców, niskotłuszczowego nabiału, a także chudego, białego mięsa. Za dużo w naszej diecie jest za to słodyczy pod każdą postacią, w tym napojów słodzonych, tłustych potraw, zwłaszcza tłuszczów nasyconych pochodzenia zwierzęcego, a także produktów wysoko przetworzonych z dużą ilością soli i konserwantów. Oficjalne wytyczne nie zakazują spożywania czerwonego mięsa, ale zalecają jego ograniczenie do ok. 500 g tygodniowo, co oznacza, że można sobie na nie pozwolić dwa razy w tygodniu. Należy przy tym podkreślić, że u zdrowych osób nie zaleca się stosowania diet eliminacyjnych.
A co z przysłowiową lampką czerwonego wina, która zgodnie z obiegową opinią ma chronić serce?
To całkowite nieporozumienie! Od dawna wiadomo, że każda ilość jakiegokolwiek alkoholu jest szkodliwa. Przede wszystkim alkohol etylowy (etanol) jest kancerogenem. Jest też podstawową przyczyną marskości wątroby. Nie chroni przy tym w żadnym stopniu przed chorobami sercowo-naczyniowymi. Wręcz przeciwnie — nawet w małych dawkach może zwiększać ryzyko udaru krwotocznego mózgu czy zaburzeń rytmu serca, w tym migotania przedsionków. Światowe wytyczne sugerują ograniczenie spożycia alkoholu do mniej niż 100 ml etanolu na tydzień, przy czym lepiej spożywać go nie w czasie jednej sesji, tylko kilku, najlepiej w trakcie posiłków. W tym zakresie mieści się lampka czerwonego wina do kolacji, ale jako kardiolodzy nie zalecamy jej w celach prozdrowotnych czy kardioprotekcyjnych, ponieważ nie ma to wystarczającego uzasadnienia w wynikach badań naukowych.
Proszę chociaż zrehabilitować picie kawy…
Kawa — jak najbardziej! Nie ma dowodów, by była ona szkodliwa dla zdrowia. Z niektórych badań wynika, że nawet do 6 filiżanek kawy dziennie nie ma negatywnego wpływu na serce i układ krążenia. Na wszelki wypadek warto jednak ograniczyć się do 3-4 filiżanek dziennie.
A jak wygląda aktywność fizyczna Polaków?
Niestety, dysponujemy badaniami naukowymi wskazującymi na to, że w ciągu ostatnich 20 lat aktywność fizyczna Polaków stopniowo się zmniejsza. Dotyczy to zarówno poziomu rekreacyjnej, jak i zawodowej aktywności fizycznej. Coraz częściej nasza praca polega na siedzeniu przy komputerze, zdarza się, że nawet nie ruszamy się z domu. Wynika to zarówno z mechanizacji pracy, jak i przechodzenia na tryb zdalny. Wysiłek energetyczny związany z przemieszczaniem się obniża też fakt, że chętniej korzystamy z samochodów czy komunikacji miejskiej zamiast chodzenia czy jazdy na rowerze. To samo dotyczy aktywności rekreacyjnej. Obecnie czas wolny zwykle spędzamy przed komputerem, telewizorem czy też korzystając ze smartfona, a nie w ruchu.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Prof. Piotr Jankowski: skuteczna edukacja wymaga uporu, ale to nie syzyfowa praca
Jakie są najnowsze zalecenia dotyczące czasu i formy aktywności fizycznej w kontekście zdrowia serca?
Rekomenduje się, aby poświęcić co najmniej 150 minut tygodniowo na aktywność fizyczną o umiarkowanej intensywności lub 75 minut tygodniowo na aktywność fizyczną o dużej intensywności. Najlepiej, aby te sesje były rozłożone równomiernie w czasie, a nie skumulowane w ciągu jednego dnia. Wybierając aktywność o umiarkowanej intensywności, wystarczy poświęcić każdego dnia niespełna 30 minut na szybki marsz czy inne niespecjalnie męczące ćwiczenia. Wykazano, że stosowanie krokomierzy zwiększa codzienną aktywność fizyczną. Według ostatnio publikowanych analiz, korzyści kardioprotekcyjne rosną stopniowo wraz ze zwiększaniem dziennej liczby kroków do ok. 20 tys. na dobę.
Wiadomo, że sercu nie służą lęk, depresja czy inne zaburzenia zdrowia psychicznego. Tymczasem nasze życie jest coraz bardziej stresujące. Martwimy się tym, co dzieje się w Ukrainie, gnębi nas wysoka inflacja czy nadmiar pracy i innych obowiązków…
Oczywiście, przewlekły stres, a także związane z tym stany lękowe czy depresyjne nie tylko wpływają na jakość życia i funkcjonowanie pacjenta w społeczeństwie, ale również znacząco zwiększają ryzyko sercowo-naczyniowe. Wiemy, że osoby z depresją ponad dwukrotnie częściej doznają zawału serca. Z kolei przewlekłe odczuwanie lęku lub napięcia zwiększa o ponad 40 proc. ryzyko zachorowania na choroby układu krążenia, w tym zawał serca, nadciśnienie tętnicze czy zaburzenia rytmu. Z tego względu ważne jest znalezienie sposobów na redukcję codziennego stresu, jak również leczenie, zarówno niefarmakologiczne, jak i farmakologiczne, wynikających z niego zaburzeń psychicznych.
Jednocześnie warto zaznaczyć, że różnego rodzaju problemy zdrowotne, w tym choroby kardiologiczne, powodują nasilenie napięcia psychicznego, stresu, lęku, stanów depresyjnych. W ten sposób w wielu przypadkach tworzy się błędne koło: jedna choroba nasila drugą. Co więcej, zaburzenia psychiczne mogą utrudniać rozpoznanie chorób serca, a choroby serca mogą maskować objawy depresji. W takich przypadkach warto ściśle współpracować ze specjalistą z zakresu psychiatrii.
Podsumowując, co można zrobić, aby Polacy żyli zdrowiej, a tym samym rzadziej zapadali na choroby sercowo-naczyniowe?
Przede wszystkim edukacja zdrowotna powinna zacząć się już od najmłodszych lat, najlepiej od przedszkola. Do tego potrzebne jest jednak odpowiednie przygotowanie kadr, modyfikacja programów nauczania, w tym poświęcenie większej ilości czasu na omawianie zagadnień związanych ze zdrowiem. Od lat postulujemy wprowadzenie do programów nauczania lekcji o zdrowiu. Oczywiście, najważniejsze informacje mogą być zawarte także w programie innych lekcji.
Równie ważna jest edukacja osób dorosłych, zwłaszcza rodziców, ponieważ nawyki się dziedziczy. Dzieci zwykle powielają styl życia rodziców. Z tego względu skuteczna mogłaby okazać się konsekwentna, wieloletnia kampania edukacyjna, skierowana do różnych grup społecznych i wiekowych. W tym aspekcie ważne są również bodźce podatkowe, które — jak wynika z doświadczenia wielu krajów — są najefektywniejszą metodą modyfikacji zachowań pro- i antyzdrowotnych. Myślę o opodatkowaniu produktów niezdrowych, ale też większą dostępność cenową m.in. warzyw i owoców.
Przypomnijmy, że obecnie zarówno sposób odżywiania się dzieci i młodzieży, jak i aktywność fizyczna w tej grupie populacyjnej są alarmujące. Z badań przeprowadzonych w polskich szkołach podstawowych wynika, że już w wieku 8-9 lat dzieci mają za mało ruchu, a następnie z każdym rokiem jest go coraz mniej, zwłaszcza wśród dziewcząt. Do tego należy dołożyć nieregularne spożywanie posiłków oraz niezdrowe wybory żywieniowe. W efekcie mamy do czynienia z epidemią otyłości już w najmłodszych grupach wiekowych, przez co w przyszłości możemy spodziewać się jeszcze większego rozpowszechnienia cukrzycy, hipercholesterolemii, nadciśnienia tętniczego, a w rezultacie chorób serca. W związku z tym niebagatelną rolę odgrywają badania przesiewowe. Już u dzieci i młodzieży należy oceniać regularnie przyrost masy ciała, ciśnienie tętnicze czy — zwłaszcza przy obecności obciążenia rodzinnego — stężenie glukozy i cholesterolu we krwi.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Coraz więcej osób korzysta z programu profilaktyki chorób układu krążenia
Źródło: Puls Medycyny