Styl życia warunkuje stan zdrowia

Rozmawiała Ewa Szarkowska
opublikowano: 08-04-2009, 00:00

Dziennie umiera w Polsce ok. 1000 osób, w tym nieco mniej niż 500 na choroby układu krążenia, 240-250 na nowotwory złośliwe, a 70 z powodu wypadków, urazów i zatruć. To są główne przyczyny zgonów Polaków i tym zgonom w dużym stopniu można zapobiegać przez zdrowy styl życia i profilaktykę - uważa prof. Mirosław Wysocki, p.o. dyrektora Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Państwowy Zakład Higieny powstał 90 lat temu w zupełnie innych czasach i uwarunkowaniach. Czy w XXI wieku taka placówka jest rzeczywiście nadal potrzebna?

PZH powstał przede wszystkim jako centralne laboratorium epidemiologiczne, którego zadaniem było opanowanie zagrażającej Polsce i Europie epidemii chorób zakaźnych, idącej z terenów objętych rewolucją radziecką. Teraz, 90 lat później, rzeczywistość jest oczywiście inna, w sytuacji zdrowotnej naszego kraju nie ma już tego typu zagrożeń, choć nadal nie należy lekceważyć możliwości wystąpienia epidemii - Unia Europejska powołała kilka lat temu w Sztokholmie centrum monitorujące zagrożenia chorobami zakaźnymi (ECDC), z którym ściśle współpracujemy. W tym kontekście NIZP-PZH jako instytucja monitorująca i diagnozująca sytuację epidemiologiczną kraju jest nadal bardzo potrzebna. Wciąż pojawiają się nowe wyzwania m.in. w zakresie chorób zakaźnych, wymagające monitoringu i poszerzania kalendarza szczepień ochronnych. W dzisiejszych czasach pacjent będący we wczesnym stadium gorączki krwotocznej w ciągu kilkunastu godzin może przemieścić się z Afryki do Polski i prawdopodobnie nigdzie po drodze nie zostanie zatrzymany na lotnisku, chyba że będzie już naprawdę w bardzo złym stanie. Nie jesteśmy jeszcze w pełni przygotowani do skutecznego zapobiegania takim sytuacjom. Kolejna sprawa to stałe zagrożenie bioterroryzmem.

Jednak kluczowym zadaniem naszej instytucji pozostaje działalność ekspercka, wspierająca aktywność rządu i Ministerstwa Zdrowia w zabezpieczeniu zdrowia publicznego. Co kilka lat wydajemy raport o sytuacji zdrowotnej Polaków. Opisujemy w nim stan faktyczny, zwracamy uwagę na zagrożenia i wskazujemy kierunki niezbędnych działań.

Ostatni raport PZH na temat sytuacji zdrowotnej Polaków został opublikowany w końcu 2008 roku. Czy nie obawia się pan, że podzieli los innych opracowań odstawionych na półkę?

Takie raporty robimy od ponad 20 lat. Rzeczywiście, na samym początku w latach osiemdziesiątych głównym bólem głowy urzędników z resortu zdrowia było to, żeby ten raport gdzieś schować i go nie upubliczniać. Teraz jest inaczej. Nasz raport dociera do decydentów. Jest czytany przez ministra zdrowia, wiceministrów, dyrektorów departamentów MZ i prezentowany na różnego rodzaju konferencjach. Piszą o nim także dziennikarze.

Decydenci i opinia publiczna wiedzą już, że efektem promocji zdrowego stylu życia i szerokiego wprowadzenia kardiologii interwencyjnej jest widoczny spadek umieralności z powodu chorób serca i układu krążenia. Wiedzą, jakie nowotwory powodują najwięcej zgonów i na czym polegają działania prewencyjne w tym obszarze. Niektórzy pamiętają, że w wyniku zapoczątkowanej dzięki badaniom PZH i warszawskiej AM w latach siedemdziesiątych akcji edukacyjnej chorych na cukrzycę Polaków obecnie wielu z nich doskonale radzi sobie z tą chorobą i z zapobieganiem jej ostrym i przewlekłym powikłaniom.

Nasz raport to bardzo ważne narzędzie nie tylko dla ministerstwa, ale także dla samorządów terytorialnych. Wskazując, jakie są lokalne zagrożenia na poziomie województwa, podpowiada, jakie podjąć działania, żeby to zmienić.

Profesor Witold Zatoński powiedział, że marzy o tym, by proporcje nakładów na lecznictwo zachowawcze i profilaktykę w Polsce kiedyś się odwróciły, żeby tak duże pieniądze, jakie w tej chwili wydaje się na leczenie Polaków, były wydawane na promocję zdrowego stylu życia i wczesne wykrywanie chorób.

Zgadzam się z profesorem Zatońskim, ale na dzisiaj jest to tylko marzenie, które może być realizowane przez stopniowy wzrost wydatków na promocję zdrowia i wczesną diagnostykę, czyli racjonalne inwestowanie w zdrowie społeczeństwa. Nie jest natomiast możliwe ograniczanie wydatków na leczenie.
Dziennie umiera w Polsce ok. 1000 osób, w tym nieco mniej niż 500 na choroby układu krążenia, 240-250 na nowotwory złośliwe, a 70 z powodu wypadków, urazów i zatruć. To są główne przyczyny zgonów Polaków i tym zgonom w dużym stopniu można zapobiegać przez zdrowy styl życia i profilaktykę.

Zgodnie z paradygmatem Marca Lalonde'a, opublikowanym w 1974 roku, zdrowie to obszary związane z dziedziczeniem genetycznym, środowiskiem, stylem życia i organizacją opieki medycznej. I tylko kilkanaście procent tego obszaru zależy od działania medycyny naprawczej. Ponad 20-procentowy wpływ na nasze zdrowie ma środowisko, w którym żyjemy. Natomiast w 50 procentach stan zdrowia człowieka zależy od stylu życia. I dlatego w kategoriach ekonomicznych i etycznych rzeczywiście bardziej opłaca się wydawać więcej pieniędzy na promocję zdrowia i profilaktykę, w tym szczepienia ochronne i badania skryningowe.

Warto podkreślić, że w Polsce istnieje już Narodowy Program Zdrowia, ukierunkowany na promowanie zdrowego stylu życia, wczesne zapobieganie chorobom i opiekę nad szczególnymi grupami, np. ludźmi starymi. To jest też narzędzie, za pomocą którego gminy, powiaty czy województwa mogą ubiegać się o fundusze europejskie. Tylko ten program trzeba jak najszybciej wdrożyć.

Czy zgodzi się pan z opinią, że w Polsce brakuje łatwo dostępnego i wiarygodnego systemu zawierającego pełne dane epidemiologiczne?

W Polsce rzeczywiście brakuje uniwersalnego systemu informatycznego, który zawierałby dane wszystkich pacjentów, korzystających z państwowej opieki zdrowotnej, czyli słynnego np. RUM-u. Natomiast nie do końca zgadzam się, że nie ma danych o sytuacji zdrowotnej w naszym kraju, bo one są zgromadzone w naszym raporcie. Wydaje się, że informacje, którymi obecnie dysponujemy w odniesieniu do chorób zakaźnych oraz do najważniejszych społecznie chorób przewlekłych, są zupełnie wystarczające.

Ale dane te gromadzi kilka instytucji i są one rozbieżne. Główny Urząd Statystyczny ma zupełnie inne dane niż PZH, a Narodowy Fundusz Zdrowia jeszcze inne.

To nie jest tak, że one są zupełnie inne, choć rzeczywiście obserwuje się pewne niezgodności. Ponadto co 10 lat jest przeprowadzany spis powszechny i dane z tego spisu są wykorzystywane także przez NIZP-PZH. Mając na uwadze i tak niski poziom finansowania systemu ochrony zdrowia, nawet w porównaniu do krajów sąsiednich, np. Czech czy Węgier, nie inwestowałbym wielkich pieniędzy w budowanie systemu, który miałby integrować wszystkie informacje i gwałtownie poprawiać ich jakość. Po pierwsze, ta jakość nie jest taka zła. Po drugie, my jako instytut już to robimy za niesłychanie małe pieniądze. Co kilka lat próbujemy te dane integrować i opisać w naszych raportach.

Na podstawie zgromadzonych przez PZH informacji powstał projekt ustawy o sieci szpitali. Wylądował jednak w koszu. Wygląda na to, że wykonaliście kawał dobrej, ale nikomu niepotrzebnej roboty. Jest pan rozczarowany?

Nie jest to źródłem mojej frustracji, bo my nie decydujemy, tylko doradzamy. Wydawało nam się, że niezależnie od proponowanego modelu ochrony zdrowia, powinna istnieć sieć kluczowych szpitali, które są dopasowane do potrzeb zdrowotnych populacji w poszczególnych regionach i pozostają pod szczególną opieką Ministerstwa Zdrowia, bo to zapewnia bezpieczeństwo zdrowotne obywateli. Oczywiście przy zachowaniu pełnej dyscypliny menedżerskiej i finansowej placówek z sieci. Zaopatrzyliśmy więc Ministerstwo Zdrowia w dane, które wskazywały na celowość takiego rozwiązania. Posłowie zdecydowali inaczej. Nadal jednak uważam, że ta praca była potrzebna i wnioski z tych danych, np. dotyczących nadmiaru liczby łóżek ?ostrych" w szpitalach, a braku łóżek dla osób chorych przewlekle, zostaną jednak wyciągnięte. Chociażby przez organy założycielskie przy opracowywaniu restrukturyzacji i dalszej strategii rozwoju szpitali.


W 50 procentach stan zdrowia człowieka zależy od jego stylu życia

Puls Medycyny rozmawia z prof. Mirosławem Wysockim,

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Rozmawiała Ewa Szarkowska

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.