Lekarz rodzinny: blaski i cienie zawodu
Połowa lekarzy pierwszego kontaktu to lekarze rodzinni, ale w wielu przypadkach zatrudnieni na etatach. Tymczasem najlepszym modelem jest sytuacja, w której lekarz rodzinny sam organizuje sobie praktykę. Przeszkodą jest między innymi wysoki koszt takiego przedsięwzięcia. Uruchomienie gabinetu to wydatek rzędu co najmniej kilkuset tysięcy złotych, a na przychód można liczyć dopiero, kiedy znajdzie się pacjentów.
"Udowodniono, iż w krajach rozwiniętych tylko 50 proc. pacjentów z chorobami przewlekłymi wypełnia zalecenia dotyczące stosowania leków. Na przykład w depresji tylko 40 proc. chorych zażywa leki tak, jak zalecił lekarz. Leki hipotensyjne są odstawiane przez połowę chorych w ciągu roku od wprowadzenia terapii, a 70 proc. osób z cukrzycą typu 2 nie oznacza glikemii w domu" - wyliczał podczas kongresu dr hab. Witold Lukas, prof. UM, konsultant krajowy w dziedzinie medycyny rodzinnej.
(...)
Drugi dzień kongresu zdominowała dyskusja pod hasłem "Zdrowie a ekonomia". Trudno było uniknąć rozmowy o sytuacji lekarzy rodzinnych w Polsce. Choć w rozwoju medycyny rodzinnej nastąpił swego rodzaju regres - dziś pacjent podobnie jak przed reformą może swobodnie wędrować po całym systemie, a wymóg skierowania do specjalisty nie jest żadną przeszkodą - zapotrzebowanie na lekarzy rodzinnych jest nadal ogromne. Jednak trudno otworzyć praktykę.
Cały artykuł na ten temat znajduje się w Pulsie Medycyny nr 7(190) z 8 kwietnia 2009 r.
Aktualna oferta prenumeraty Pulsu Medycyny
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Jolanta Grzelak-Hodor