Tak dla przyspieszenia legislacyjnego w zdrowiu

Ewa Szarkowska
opublikowano: 11-05-2011, 00:00

Tak jak cała ochrona zdrowia, tak i gospodarka lekowa nie do końca może podlegać warunkom wolnego rynku- mówi w rozmowie z Pulsem Medycyny dr n. med. Maciej Piróg społeczny doradca prezydenta RP.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Parlament przyjął cztery ustawy z pakietu zdrowotnego: o działalności leczniczej, o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta oraz o informatyzacji systemu w ochronie zdrowia. Będzie namawiał pan prezydenta, żeby je podpisał?

- Pan prezydent z założenia chce podpisywać wszystkie ustawy zdrowotne. Nie ukrywam jednak, że wraz z upływem czasu jestem coraz bardziej zadowolony, że przyspieszenie legislacyjne w zdrowiu, zapowiadane przez rząd, nie doszło do skutku…

Rzeczywiście, rząd zapowiadał, że w listopadzie 2010 r. wszystkie ustawy będą już u prezydenta.

- I dobrze, że tak się nie stało. Czas, który upłynął, pozwolił na dokonanie kilku zmian, moim zdaniem zasadniczych, które pozwoliły na to, żeby móc teraz doradzać panu prezydentowi, by te ustawy podpisał. Za szczególnie istotną dla systemu uważam ustawę o działalności leczniczej, zastępującą ustawę o ZOZ-ach. Szkoda, że pojawiła się tak późno. To, co się obecnie dzieje, powinno nastąpić 12 lat temu.

To zaskakująca teza…

- Od ustawy o ZOZ-ach należało odejść całkowicie już w 1999 r., kiedy minister zdrowia jednym ruchem przekształcił wszystkie jednostki budżetowe w samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej. Obecna organizacja zakładów opieki zdrowotnej, która nie poddaje się żadnym czytelnym regułom ekonomicznym, to absolutny anachronizm, nieprzystający do pozostałych segmentów w ochronie zdrowia.

Ale w nowej ustawie wciąż można znaleźć elementy co najmniej dyskusyjne…

- Oczywiście. Należy sobie jednak zadać pytanie, skoro nie ma gotowości, żeby aż tak dalece te projekty zmieniać, czy w takim razie lepiej, żeby ustawa o działalności leczniczej była (nawet z ewentualnymi punktami do dyskusji), czy nie? Sam przeżywałem taką sytuację w roku 1999, kiedy mówiło się, że wprowadzenie kas chorych nie jest do końca przygotowane. Teraz okazuje się, że ustawa o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym była znacznie lepiej przygotowana niż wiele późniejszych. Dlatego na tak postawione pytanie odpowiadam: Tak. Lepiej, żeby ta ustawa była. Zdaję sobie sprawę, że trzeba będzie ją monitorować w skali regionalnej, tak aby reagować w sytuacjach, kiedy rzeczywiście pojawi się zagrożenie upadku szpitala, który w danym miejscu jest niezbędny do realizacji potrzeb zdrowotnych lokalnej społeczności.

Popiera pan likwidację stażu podyplomowego i wprowadzenie modułowego systemu specjalizacji, ale był pan przeciwny likwidacji LEP-u. Dlaczego?

- Nie widzę zagrożeń wynikających z likwidacji stażu podyplomowego w dotychczasowym kształcie. Jednocześnie widzę potrzebę upraktycznienia studiów medycznych, czyli położenia nacisku na przygotowanie kliniczne, niekoniecznie tylko w szpitalach klinicznych. Uważałem jednak, że likwidacja LEP-u byłaby fatalnym rozwiązaniem. Za priorytet uznałem obronę jakiejś formy egzaminu kończącego studia medyczne, który po pierwsze weryfikuje wiedzę, jaką posiadł student medycyny, po drugie – stanowi pewnego rodzaju ranking poziomu nauczania uczelni. Egzamin jest też obiektywnym narzędziem szeregującym lekarzy, którzy chcą się specjalizować za pieniądze publiczne w ramach rezydentury. Ostatecznie, w wyniku debaty publicznej z udziałem pana prezydenta, w projekcie nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty pojawił się zapis o Lekarskim Egzaminie Końcowym.

Najwięcej kontrowersji, także konstytucyjnych, wzbudzała od początku ustawa refundacyjna. W ostatniej chwili Senat wprowadził do niej sporo poprawek, w tym kilka bardzo istotnych. Stało się to po mediacjach na linii premier - prezydent.

- Trzy punkty, na które zwrócił uwagę prezydent w piśmie do premiera, budziły wątpliwości konstytucyjne. Ustąpienie w tym zakresie było zatem absolutnie konieczne, żeby ustawa mogła być podpisana przez prezydenta i wejść w życie. Chodziło o wycofanie się z 3-procentowego podatku od obrotu lekiem refundowanym oraz wprowadzenie zmian w zakresie penalizacji aptekarzy, tzn. miarkowania kary i odwoławczej drogi sądowej. I tak się stało. Myślę, że to pozwoli prezydentowi tę ustawę podpisać. Miałem także wątpliwość, która niestety wynikła bardzo późno, a związana jest z obawami lekarzy odnoszącymi się do obowiązku podpisywania umów z NFZ w zakresie wypisywania leków refundowanych i ponoszenia odpowiedzialności za błędy w wypisanych receptach czy wypisanie leków osobom nieuprawnionym...

Lekarze grożą nawet obywatelskim protestem, polegającym na niepodpisywaniu umów z NFZ uprawniających do wystawiania recept na leki refundowane.

- Myślę, że te obawy zostały także rozwiane w związku ze zmianami w procesie legislacyjnym, których dokonał Senat. Ustawa po licznych poprawkach jest dużo lepsza i bezpieczniejsza dla wszystkich.

Dlaczego uważa pan, że ustawa refundacyjna powinna wejść w życie?

- W ciągu ostatnich 20 lat wprowadzenie uregulowań, które zawiera ustawa refundacyjna, było marzeniem każdego urzędującego ministra zdrowia. Także tych, którzy w tej chwili jako posłowie opozycji krytykują jej zapisy. Oni też chcieli wprowadzić takie rozwiązania, ale się nie udało. Ta ustawa jest bardzo potrzebna, żeby uporządkować w Polsce system refundacji leków.

Przeciwnicy ustawy twierdzą, że narusza zasadę wolnego rynku.

- Ustawa jest krytykowana w punktach, które są bardzo bolesne, ale o to chodziło. Tak jak cała ochrona zdrowia, tak i gospodarka lekowa nie do końca może podlegać warunkom wolnego rynku. Powinien to być rynek regulowany, zwłaszcza w segmencie leków refundowanych. Przy wciąż rosnących wydatkach na refundację i ograniczonych środkach publicznych nałożenie takiego kagańca jest potrzebne.

Dlaczego jednak 17 proc. budżetu NFZ ma przeznaczać na refundację leków, a nie więcej?

- W końcu trzeba ustalić jakąś liczbę, nawet jeśli jest ona obarczona błędem związanym z uśrednieniem. Ta liczba musi być jednak realna.

Dla wielu osób sztywne marże i ceny na leki refundowane to nic innego jak monopol państwowy.

- Pewnie, że można to określić jako monopol państwowy, ale czym leki różnią się na przykład od papierosów, żeby nie ustalać dla nich jednolitych cen, szczególnie że są refundowane z pieniędzy publicznych, czyli nas wszystkich. To jest nawet bardziej uzasadnione w przypadku leków niż papierosów.

Jak wejście w życie przyjętych przez parlament ustaw z pakietu zdrowotnego wpłynie na pracę menedżerów ochrony zdrowia i personelu medycznego? Czy to oznacza dla nich nową jakość?

- Trzeba będzie się przystosować, a wiadomo, że to zawsze trochę boli i wzbudza niepokój. Myślę jednak, że bardzo szybko się przystosujemy i będzie tak, jak z LEP-em, którego najpierw nie chciano, a w tej chwili protestowano, żeby go nie likwidować. Na pewno taka całościowa regulacja jest potrzebna w opiece zdrowotnej w Polsce. Konieczna jest jeszcze ustawa o jakości i gradacji finansowania w zależności od jakości świadczonych usług oraz ustalenie sposobu liczenia kosztów leczenia.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Ewa Szarkowska

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.