Terapia dla stacji dializ

Anna Gwozdowska
opublikowano: 01-12-2004, 00:00

Dotarcie do prawdy o sytuacji w polskich stacjach dializ jest trudne. Obraz zaciemniają fatalna sytuacja finansowa publicznych szpitali, w których działają oddziały dializoterapii, oraz obawa przed uzależnieniem się od prywatnych firm, które coraz częściej przejmują obsługę stacji.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Przez prawie dwa miesiące urzędy wojewódzkie w Poznaniu i Szczecinie oraz Narodowy Fundusz Zdrowia nie podejmowały wiążącej decyzji w sprawie stacji dializ w szpitalu w Gryficach, wydzierżawionej od 1 października tego roku firmie Fresenius Medical Care (FMC). Wokół tej prywatyzacji panowała atmosfera pełna podejrzeń i niechęci. Tymczasem stacja przyjmowała pacjentów, mimo że z powodu błędu urzędników nie uznano jej rejestracji i nie otrzymywała refundacji z NFZ.
Gryficki pat
Urzędnicy zachodniopomorskiego oddziału funduszu tłumaczyli, że dopóki wymogi formalne nie zostaną dopełnione przez UW w Poznaniu, gdzie FMC ma swoją siedzibę, płatnik nie dokona cesji praw i obowiązków, wynikających z umowy ze szpitalem w Gryficach. W tej sytuacji Jarosław Stańczyk, dyrektor FMC w Polsce myślał nawet o domaganiu się od NFZ odszkodowania na drodze sądowej. Przychód miesięczny stacji dializującej 44 pacjentów, czyli tylu, ilu leczy się obecnie w gryfickiej placówce, wynosi - według J. Stańczyka - około 212 tys. zł. Jego zdaniem, FMC, producent sztucznych nerek, prowadzący w Polsce również siedem stacji dializ, spełnił wszystkie warunki umowy. Zgodnie z oczekiwaniami dyrektora szpitala w Gryficach, Krzysztofa Kozaka, wyposażył stację w nowoczesny sprzęt, osiem nerek 4008 S i przejął personel starej stacji. Mimo to związki zawodowe rozpętały wokół szpitala i jego dyrektora burzę. Regionalna NSZZ ?Solidarność" oskarżała nawet dyrektora o korupcję. W przeprowadzonym na terenie szpitala referendum pracownicy poparli jednak dyrektora.
Sprawa ostatecznie wyjaśniła się dopiero pod koniec listopada. Z powodu błędów Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, Ministerstwo Zdrowia unieważniło rejestrację NZOZ-u w Gryficach. "Złożyłem nowy wniosek i tym razem Urząd Wojewódzki w Poznaniu, zgodnie z procedurami, poprosił o opinię Zachodniopomorski Urząd Wojewódzki, który - po dokonaniu kontroli w naszej stacji - stwierdził, że wszystko jest w porządku, wydał pozytywną opinię i otrzymałem wpis do rejestru" - wyjaśnia J. Stańczyk. Dyrektor FMC ma nadzieję, że teraz również NFZ ureguluje z jego firmą rachunki.
Kto tu decyduje?
Być może konflikt w Gryficach zostałby już dawno zażegnany, gdyby urzędnicy mogli w podobnych sytuacjach powołać się na jasną politykę dotyczącą przekształceń w służbie zdrowia, a takiej - jak zapewnia profesor Stanisław Czekalski, konsultant krajowy ds. nefrologii - po prostu nie ma. "Atmosfera wokół prywatyzacji stacji dializ oczyści się wtedy, kiedy resort zdrowia sporządzi listę publicznych stacji, które nie mogą być prywatyzowane, ale muszą być wspierane finansowo" - tłumaczy prof. S. Czekalski. Taka lista ma według profesora powstać dopiero w 2005 roku. "Jednocześnie tworzenie zupełnie nowych stacji musi być kontrolowane przez konsultantów wojewódzkich ds. nefrologii. Ich opinia powinna być decydująca" - dodaje prof. S. Czekalski.
Tymczasem, według J. Stańczyka, w każdym miejscu w Polsce prywatyzacja przebiega zupełnie inaczej, a urzędnicy powołują się na inne przepisy. ?A z drugiej strony państwo nie ma pieniędzy, aby stacje publiczne doposażyć i utrzymać" - mówi J. Stańczyk.
Najczęstsze grzechy publicznych stacji dializ to złe warunki sanitarno-epidemiologiczne, przestarzały, często nie nadający się do użytku sprzęt i kłopoty finansowe. Urzędnicy NFZ bronią się argumentując, że wartość i liczba świadczeń z zakresu hemodializy nadąża za potrzebami pacjentów. "W ciągu ostatnich czterech lat nakłady funduszu na to leczenie wzrosły o prawie 50 proc., z 450 mln zł do 650 mln zł, a liczba dializ zwiększyła się o 45 proc., z 1 miliona do 1,5 mln" - argumentuje Michał Kamiński, wiceprezes NFZ ds. medycznych. Pozostaje pytanie, jak wykorzystywane są te pieniądze. Według tych samych urzędników, kilkadziesiąt stacji dializ w całym kraju "naciągnęło" w tym roku fundusz na 8 mln zł.
Znikające pieniądze
Świadczeniodawcy narzekają na stawki za dializowanie, mimo że kontrakty z NFZ przynoszą spore pieniądze. Według Bernadety Ignasiak, rzecznika prasowego wielkopolskiego oddziału NFZ, kontrakt na hemodializę może wynosić nawet 12 mln zł rocznie. Na przykład Poznański Ośrodek Specjalistycznych Usług Medycznych ma z NFZ umowę na 4,1 mln zł na hemodializy z erytropoetyną i transportem.
Jednak w publicznych szpitalach, co przyznaje prof. S. Czekalski, te pieniądze się rozmywają. Jak wykazała ogólnopolska kontrola NFZ, finanse "nie idą" za pacjentem. "Cały absurd sytuacji polega na tym, że kontrakt na realizowanie usług medycznych podpisuje dyrektor szpitala i on dysponuje pieniędzmi - uważa prof. S. Czekalski. - Jeśli szef stacji dializ wyliczy mu, za ile jest w stanie leczyć chorych i suma ta przewyższa propozycję funduszu, to dyrektor i tak zgadza się na tę niższą stawkę za dializy, ponieważ fundusz grozi, że nie podpisze kontraktu dla całego szpitala". W ten sposób szpital dostaje na dializy mniej pieniędzy niż wynoszą realne koszty procedur, w dodatku, jak podkreśla prof. S. Czekalski, pieniędzmi tymi dysponuje dyrektor szpitala, a nie szef stacji dializ. "I robi z nimi, co chce. Kilka lat temu wymusiliśmy na ministerstwie wydanie zarządzenia, aby dyrektorzy szpitali oddawali te środki na dializę do dyspozycji stacji. Nikt tego zarządzenia nie respektował" - mówi prof. S. Czekalski.
Dla kogo profity?
Prywatyzacja samej stacji dializ powoduje, że ta część pieniędzy z kontraktu z NFZ przestaje płynąć na konto szpitala. To nie podoba się zarówno dyrektorom, jak i związkom zawodowym, dlatego prywatyzacja postępuje wolno i z oporami. W Polsce działa ok. 40 prywatnych firm prowadzących stacje dializ, z tego trzy duże to międzynarodowe koncerny, które są producentami sprzętu do dializoterapii.
Prywatne firmy obsługują obecnie 2100 dializowanych pacjentów rocznie i stanowią 25 proc. całego rynku dializ w Polsce. Mimo że świadczą wysokiej jakości usługi, są przyjmowane na rynku ochrony zdrowia z dużą rezerwą. Przeważa opinia, że po opanowaniu więcej niż 50 proc. rynku zaczną dyktować płatnikowi wysokie ceny usług. "Rynek dializ jest łakomym kąskiem dla producentów sprzętu. Na podstawie doświadczeń choćby z Węgier wiadomo, że po sprywatyzowaniu rynku zaczęto stawiać warunki przekraczające możliwości płatników" - twierdzi Małgorzata Koszur, rzecznik zachodniopomorskiego oddziału NFZ. Maciej Kowalski, dyrektor Euromedic Polska, firmy, która prowadzi w Polsce 13 stacji, nie zgadza się z takimi opiniami. "Jak pokazuje doświadczenie, to prywatne stacje dializ nie są równorzędnym partnerem w negocjacjach z funduszem. To nam narzucane są warunki kontraktów, w tym także ceny" - argumentuje M. Kowalski.
Na razie fakty przeczą wizji zagrożenia rynku dializ monopolizacją, jednak polityka cenowa funduszu może spowodować, że w prywatnym segmencie tego rynku zostaną tylko najwięksi. "Wszystkie stacje, zarówno publiczne, jak i prywatne mają w całym kraju taką samą stawkę. Otrzymują 290 zł za hemodializę bez erytropoetyny i 370 zł za hemodializę z erytropoetyną" - informuje B. Ignasiak. Proponowana stawka musi pokryć również koszty transportu pacjenta do stacji.
Prof. Stanisław Czekalski uważa, że stawka za dializę powinna wynosić 440 zł. "To minimum zabezpieczające chorego" - podkreśla profesor. Maciej Kowalski z Euromedic dodaje, iż stawka jest na tyle niska, że mogą się z niej utrzymać tylko firmy o sporym zapleczu kapitałowym albo, paradoksalnie, podmioty publiczne. "Stację publiczną jest trudno zamknąć ze względów społeczno-politycznych, niezależnie od dobra pacjenta, chyba że wybucha taka afera jak w Kutnie - argumentuje M. Kowalski. - Prywatną, szczególnie jeśli nie ma zaplecza kapitałowego, jest łatwiej doprowadzić do upadku". Przykładem może być Dial-Vita, firma, która upadła i zamknęła stacje w Głogowie, Kwidzyniu i Miastku. "Nie wytrzymywali finansowo - tłumaczy M. Kowalski. - Jeśli ktoś wykonuje 5 tys. dializ rocznie, a nie tak jak my 200 tys. dializ, to uzyskuje od dostawców mniej korzystną cenę leków i maszyn".
Nie taki diabeł straszny
Jerzy Miller, prezes NFZ, nie chciał ujawnić, jaki odsetek wśród stacji dializ, w których wykryto ostatnio nieprawidłowości, stanowiły podmioty publiczne, a jaki prywatne. "Za jakiś czas na to pytanie odpowiem, może po wyborach. Chciałbym, aby służba zdrowia była pozbawiona innego niż medyczne oddziaływania - wyjaśnił Pulsowi Medycyny J. Miller. - Przyjąłem zasadę, że nie różnicuję służby zdrowia z punktu widzenia formy własności".
Jednak to sytuacja w publicznej stacji dializ w Kutnie sprowokowała niedawną ogólnopolską kontrolę. Większość spośród 177 stacji skontrolowanych przez NFZ stanowiły podmioty publiczne, a w 40 proc. sprawdzanych podmiotów stwierdzono nieprawidłowości związane z niepodawaniem erytropoetyny.
Jak pokazuje przykład Kutna, o prywatyzacji zaczyna się mówić dopiero wtedy, kiedy nie ma już innego wyjścia. Radni powiatu kutnowskiego bardzo szybko zdecydowali o prywatyzacji stacji, mimo że wcześniej, jak przyznaje rzecznik rady, bali się takiej decyzji. "Dopiero po kontroli NFZ nie było innego wyjścia i rada zdecydowała się utworzyć w miejsce szpitalnej stacji niepubliczny ZOZ, ponieważ szpital nie był już w stanie odzyskać kontraktu z funduszem" - wyjaśniła Mariola Baranowska, rzecznik powiatu w Kutnie. Według niej, radni od dawna myśleli o przekształceniu całego szpitala w spółkę ze 100 proc. udziałem powiatu, ale opór personelu placówki uniemożliwił przeprowadzenie restrukturyzacji. Radni postanowili utworzyć w szpitalu niepubliczny ZOZ dopiero wtedy, kiedy NFZ zerwał kontrakt ze szpitalem, ponieważ przez pół roku dializowani pacjenci nie otrzymywali refundowanej przez fundusz erytropoetyny, a w zamian przetaczano im krew. Ostatecznie przetarg na prowadzenie stacji dializ w Kutnie wygrała firma Avitum, należąca do niemieckiej grupy B. Braun.
Avitum ma otworzyć stację 13 grudnia, ponieważ, jak przyznaje M. Baranowska, najważniejszym warunkiem konkursu było jak najszybsze uruchomienie centrum. Nie wiadomo jednak, czy Avitum dogada się z funduszem, czy może powtórzą się kłopoty gryfickiej filii FMC. Tym bardziej, że Avitum jest w funduszu na cenzurowanym. Z powodu utrudnień w dostępie do dokumentacji prowadzonej przez Avitum stacji w Zgierzu, łódzki oddział funduszu złożył na tę firmę doniesienie do prokuratury.
Według Beaty Aszkielaniec, rzecznika łódzkiego oddziału NFZ, jest za wcześnie, aby deklarować, kto dostanie kontrakt na dializowanie chorych z Kutna. "Dopiero przystąpiliśmy do rozmów z oferentami na 2005 rok, konkurs trwa" - powiedziała B. Aszkielaniec.




Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Anna Gwozdowska

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.