Walka ministra z lekarzami nie usprawni systemu

  • Sławomir Badurek
opublikowano: 27-06-2013, 14:30

Sła­wo­mir Ba­du­rek zwraca uwagę, że Bartosz Arłukowicz chce zmieniać KEL, bo brakuje mu innych pomysłów na aktywność.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna

Kiedy Bartosz Arłukowicz obejmował tekę ministra zdrowia, uważano, że jego atutem będzie dobry kontakt ze środowiskiem lekarskim. Przemawiało za tym nie tylko medialne obycie zwycięzcy „Agenta” i aktywnego członka komisji hazardowej, ale również całkiem jeszcze świeże doświadczenie klinicysty. Wydawało się naturalne, że młody szef resortu, niebędący ani politycznym wygą, ani autorytetem lekarskim, będzie wręcz parł do kontaktów z lekarzami i nie powtórzy błędu poprzedniczki, która unikała bezpośredniej konfrontacji poglądów z przedstawicielami swojej profesji. Nic więc dziwnego, że mimo pozostawienia przez Ewę Kopacz systemu w fatalnym stanie oraz rosnącego napięcia, spowodowanego wejściem w życie ustawy refundacyjnej, Bartosz Arłukowicz mógł liczyć na spory kredyt zaufania w swoim środowisku. I przejmując stery na Miodowej, z tego kredytu skorzystał. W grudniu 2011 roku udało mu się namówić Naczelną Radę Lekarską do zawieszenia protestu pieczątkowego w zamian za zapewnienie, że wspólny resortowo-samorządowy zespół wypracuje kompromisowy wzór umowy uprawniającej do wypisywania leków refundowanych. Decyzja NRL spotkała się wówczas z ostrą krytyką izb okręgowych.

O tym, że to ich przedstawiciele mieli rację, przekonał odbywający się dwa miesiące później Krajowy Zjazd Lekarzy. Arłukowicz przyjął zaproszenie i zabrał głos, obiecując stworzenie konkurencji dla NFZ. I za to otrzymał brawa. Gwizdy pojawiły się, gdy minister nie chciał odpowiadać na pytania m.in. o odpowiedzialność resortu za brak aktywności wspomnianego zespołu. Chwilę później chyłkiem, najwcześniej z zaproszonych gości, opuścił salę obrad. Analogicznych zachowań było więcej. Gdyby Bartosz Arłukowicz miał szczerze podsumować kontakty ze środowiskiem lekarskim podczas półtorarocznego ministrowania, mógłby stwierdzić: „uniki to moja specjalność”. Ostatnim przykładem tej strategii było zignorowanie zaproszenia na Światowy Kongres Polonii Medycznej. Powoływanie się przy tym na konflikt interesów, związany z obecnością wśród sponsorów Kongresu firm farmaceutycznych, z którymi „on negocjuje”, to kuriozum. Gdyby rzeczywiście Bartosz Arłukowicz był tak purytański, jak twierdzi, musiałby zrezygnować z patronowania licznym konferencjom medycznym, bo przecież ich sponsorami także są koncerny prowadzące negocjacje w jego resorcie. Dla mnie tłumaczenie ministra to tylko wykręt. Niestety, nader niefortunny, bo nieprzyjęcie zaproszenia było policzkiem wymierzonym lekarskim polonusom, przybyłym do Krakowa z niemal całego świata.

Paradoksalnie, niebędący lekarzem przeciętny Kowalski może odnieść wrażenie, że Arłukowicz z koleżankami i kolegami po fachu rozmawia nieustannie. Bo minister kontaktuje się z lekarzami najgłośniej, jak można, czyli przez media. Ściśle rzecz biorąc, są to monologi Bartosza Arłukowicza wygłaszane za pośrednictwem wybranych gazet, stacji telewizyjnych i radiowych, a sprowadzające się do wytykania lekarzom błędów i instruowania, co mają robić. Klasyczny przykład to „List do Przyjaciół Lekarzy”, opublikowany nie w „Gazecie Lekarskiej” lub jednym z licznych lekarskich portali internetowych, ale w ogólnopolskim dzienniku. Gros wspomnianego wystąpienia to próba udowodnienia karkołomnej tezy, że problemy lekarzy z etyką są przynajmniej tak samo ważne jak fatalna organizacja systemu i jego rażące niedofinansowanie.

Z drugiej strony jest całkiem spora grupa osób, które święcie wierzą, że „wszystkiemu winni są niedouczeni i pazerni lekarze”. Aby się o tym przekonać, wystarczy poczytać komentarze pod praktycznie dowolnym artykułem na temat ochrony zdrowia. Mam świadomość, że część z tych „laurek” powstaje z inicjatywy redakcji, by podgrzać atmosferę, zachęcić do dyskusji, a nade wszystko kolejnych kliknięć, ale większość to autentyki. Bartosz Arłukowicz może więc liczyć na wiernych fanów zawsze wtedy, gdy udzieli publicznej reprymendy „przyjaciołom lekarzom”. Tylko czy w najmniejszym stopniu polepszy to funkcjonowanie ochrony zdrowia? Moim zdaniem, sam minister też w to nie wierzy. Tyle że brakuje mu innych pomysłów na aktywność. Skoro nie udało się przeprowadzić najpotrzebniejszych zmian, czyli określić rzeczywistego zakresu świadczeń gwarantowanych i wprowadzić konkurencji wśród płatników, pozostaje walka o poprawę morale lekarzy. Nie dość, że można liczyć na poklask wśród licznej rzeszy sfrustrowanych, to jeszcze nie trzeba się specjalnie wysilać. W grupie zawodowej, dorównującej liczebnością takim ośrodkom jak Rzeszów czy Olsztyn, zawsze będzie można znaleźć nieuków, łapowników lub alkoholików i co za tym idzie bez końca publicznie wypominać środowisku niezdolność do samooczyszczenia czy grać na emocjach powiedzeniami jak to, że „by podać pacjentowi szklankę wody, nie trzeba zmieniać systemu”. „Szklanka wody zamiast zlikwidowania kolejek. Apel o lekarską wrażliwość zamiast likwidowania kolejek, limitów świadczeń i uznaniowości w systemie. Tym jednym słowem minister zdrowia powiedział, że nie będzie żadnych zmian w systemie”. Tak na portalu Fundacji MY PACJENCI podsumowano ostatnie działania pana ministra.

None
None

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Sławomir Badurek

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.