Wiedza pacjentów o lekach
Pacjentowi należy się pełna informacja o lekach, pod warunkiem, że ją zrozumie. A to można zrobić tylko w jeden sposób: pisać dobre ulotki.W Polsce problem polega na tym, że wiele osób nie chce mieć pełnej informacji, bo jak przeczytają o działaniach niepożądanych, to boją się zażywać lek. Inna sprawa, że niezwykle trudno jest napisać dobrą informację dla pacjenta, tak żeby było to dla niego zrozumiałe - uważa dr. Józef Mészáros z Zakładu Farmakologii Doświadczalnej i Klinicznej Akademii Medycznej w Warszawie.
- Generalnie na świecie jest tendencja do poszerzania dostępu pacjentów do fachowej informacji medycznej. Jednak najpierw trzeba rozróżnić dwa terminy: co innego informacja naukowa o lekach i dostęp do niej, co innego promocja leków. Informacja o leku, czyli to, co jest zawarte w Charakterystyce Produktu Leczniczego, powinno być - moim zdaniem - możliwie szeroko dostępne. Jeszcze do niedawna było tak, że z większości źródeł w Internecie zawierających charakterystyki mogli korzystać tylko lekarze i farmaceuci, w tej chwili na świecie jest to coraz częściej informacja zupełnie otwarta.
- Kto na przykład zdecydował się na takie rozwiązanie?
- Brytyjczycy. Ich strona internetowa eMC (electronic Medical Compendium), zawierająca charakterystyki leków, jest w tej chwili otwarta dla każdego. Jeszcze kilka lat temu korzystając z niej musiałem podawać numer prawa wykonywania zawodu. Teraz jest to dostępne dla wszystkich, zgodnie z zasadą "the right to know". Pacjent ma prawo wiedzieć wszystko, co dotyczy leku. No, może większość danych, bo wszystkiego nie da się przekazać; dla niektórych spraw konieczne jest jednak specjalistyczne przygotowanie.
- Czy wyobraża pan sobie wprowadzenie takiego rozwiązania w Polsce?
- W Polsce problem polega na tym, że wiele osób nie chce mieć pełnej informacji, bo jak przeczytają o działaniach niepożądanych, to boją się zażywać ten lek. Inna sprawa, że niezwykle trudno jest napisać dobrą informację dla pacjenta, tak żeby było to dla niego zrozumiałe. Wyszli z tego obronną ręką Amerykanie, którzy mają bardzo dobre ulotki. US Pharmakopea zawiera oddzielny tom z ulotkami dla pacjentów i one są na ogół pisane bardzo dobrze, bardzo prostym językiem. Są tam pewne uproszczenia, które nas farmakologów często rażą, ale pewnie nie ma innego wyjścia.
- A jak ocenia pan jakość polskich materiałów o lekach adresowanych do pacjentów?
- Nie najlepiej. Jest przepis europejski, który mówi, jak ma wyglądać ulotka, ale wypełnienie tej formuły treścią zależy od autora. A w polskich ulotkach trafiają się takie hybrydy, gdzie połowa słów jest dla pacjenta niezrozumiała. Piszą to na ogół ludzie, którzy nie mają do tego specjalnego przygotowania, przypadkowi pracownicy firm farmaceutycznych. W niektórych krajach jest taki system, że przygotowaną ulotkę leku dają do przeczytania kilku osobom niefachowym i wypytują ich, czy zrozumieli treść. U nas o czymś takim nie ma mowy, dlatego sprawa jest bardzo skomplikowana. Osobiście jestem za bardzo szerokim dostępem do informacji, ponieważ pacjentowi należy się dokładna wiedza o tym, co zażywa. Natomiast musi on umieć zrobić z tego jakiś użytek.
- Czy jest pan zwolennikiem liberalizacji przepisów dotyczących reklamowania leków Rx?
- Absolutnie nie. Nie jestem zachwycony nawet reklamami leków OTC. Uważam, że w Polsce powinny być lepiej kontrolowane pod kątem tego, czy są rzetelne. Dlatego jestem absolutnym przeciwnikiem reklamowania leków Rx. Produkty te wolno reklamować w USA, ale tam pilnuje tego Food and Drug Administration i robi to bardzo dobrze. U nas kontrolą reklamy teoretycznie zajmuje się Główny Inspektorat Farmaceutyczny, ale przeciw nieuczciwym reklamom powinien interweniować z własnej inicjatywy, a nie dlatego, że zadzwoniło do niego iluś tam oburzonych ludzi (do tego często z konkurencji). Chociaż z moich ostatnich doświadczeń wynika, że sytuacja jednak stopniowo się poprawia.
W USA mają jeszcze jedną rzecz pozytywną, której my nie mamy: bardzo silne organizacje konsumenckie, które wydają opracowania dotyczące korzyści i szkód powodowanych przez niektóre leki. One podnoszą wrzask, jak tylko pokaże się coś wątpliwego. Oni np. zażądali od FDA natychmiastowego wycofania niektórych leków na odchudzanie. Public Citizen walczy np. o wycofanie Xenicalu, który może powodować potencjalne groźne zmiany w jelicie (informacja o tym pochodzi z Public Citizen za pośrednictwem internetowej strony Worst Pills, Best Pills). U nas ruchu konsumenckiego, zwłaszcza dotyczącego leków, praktycznie nie ma w ogóle. Przy czym chodzi mi o autentyczny ruch konsumencki, reprezentowany przez profesjonalistów w określonej dziedzinie, a nie o reklamowanie medycyny alternatywnej czy metod nie opartych na rzetelnych badaniach.
- Jak zatem edukować pacjentów?
- Pacjentowi należy się pełna informacja o lekach, pod warunkiem, że ją zrozumie. A to można zrobić tylko w jeden sposób: pisać dobre ulotki. I kontrolować, jak są pisane (nie tylko pod względem formalnej zgodności z charakterystyką). Druga sprawa to powiększanie świadomości zdrowotnej Polaków przez media. W tej chwili w prasie dla laików są wypisywane takie bzdury, że szkoda czasu na ich czytanie. Promocja zdrowia, promocja zdrowych zachowań - jak najbardziej "tak", ale to jest zupełnie inna sprawa niż promocja leków.
Dajmy chorym większą wiedzę medyczną
Komentuje Tomasz Teluk, dyrektor Instytutu Globalizacji, przedstawiciel koalicji "Wiedza dla zdrowia":
Koalicja "Wiedza dla zdrowia" opowiada się za zniesieniem zakazu publicznej reklamy produktów leczniczych na receptę, bo tylko dzięki temu pacjent stanie się aktywną stroną terapii. Opowiadamy się za udostępnieniem w jak największym zakresie wiedzy medycznej dla obywateli. Im większa wiedza medyczna pacjentów, tym społeczeństwo jest zdrowsze, tym mniejsze wydatki na opiekę zdrowotną państwa, tym mniej korupcji. Badania, które prowadzono w USA wykazały, że gdy zniesiono zakaz kierowania informacji medycznej bezpośrednio do pacjenta w 1997 roku, aż 65 mln Amerykanów zainteresowało się swoim stanem zdrowia w wyniku informacji uzyskanych z radia, prasy i telewizji. Pełny dostęp do informacji medycznej spowodował, że poprawił się stan zdrowia społeczeństwa amerykańskiego.
Zdaję sobie sprawę, że w Europie sytuacja jest zupełnie inna. W Unii Europejskiej obowiązuje dyrektywa zakazująca kierowania reklamy leków na receptę bezpośrednio do pacjentów. Tutaj rynek farmaceutyczny jest o wiele bardziej regulowany. Jednak zmiany idące w kierunku większej liberalizacji dokonują się powoli także w Europie. W Komisji Zdrowia w Brukseli powstał niedawno pomysł stworzenia dwóch publicznych baz: o schorzeniach i o lekach. Dostęp do nich byłby nieograniczony. Zawierałyby one niekomercyjne informacje o preparatach medycznych i o schorzeniach. Byłyby tworzone przez konsorcjum składające się z ekspertów ds. zdrowia, przedstawicieli firm farmaceutycznych, lekarzy.
Osobiście nie widzę nic złego w reklamie leków Rx. Obecna nierównowaga (można reklamować tylko leki OTC) nie jest dla pacjentów korzystna. Dlaczego informacji o lekach Rx polski pacjent nie może znaleźć w Internecie? W nim coraz więcej osób szuka informacji o nowych terapiach. Dlaczego internauci chorzy na choroby przewlekłe czy zakaźne mają być gorsi od szukających w sieci artykułów prasowych o kursach walut? Ta medyczna ?cenzura" informacyjna w dobie Internetu jest zresztą hipokryzją. Każdy, kto zna angielski, może się połączyć z serwerem dowolnej firmy farmaceutycznej w USA i przeczytać o wszystkich nowoczesnych lekach.
Badania wykazują, że pacjenci nie chcą już monopolu lekarzy, którzy traktują pacjentów jako konsumentów farmaceutyków. Społeczeństwo chce wiedzy medycznej z wielu źródeł, także rzetelnej wiedzy pochodzącej z mediów. Tymczasem to, co proponują kolorowe pisma, to nie jest wiedza medyczna, tylko pseudomedyczna. Jest absurdem, że legalnie działająca firma farmaceutyczna, która wydaje na badania i rozwój miliardy dolarów i odpowiada pod względem prawnym przed sądem, nie może kierować informacji medycznej o lekach do pacjenta, a ktoś, kto założy instytut leczenia przez nakładanie rąk, może bezkarnie upowszechniać te informacje w kolorowych czasopismach.
Uważamy, że trzeba wzmocnić najsłabsze ogniwo systemu ochrony zdrowia, którym jest pacjent. To on musi być motorem zmian, musi domagać się swego. Tylko we współpracy ze świadomym pacjentem można przebudować system ochrony zdrowia. Edukujmy pacjentów, dajmy im jak największą wiedzę medyczną.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Beata Lisowska