Zakażenia wirusami a nowotwory

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 06-11-2002, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Sprowadzenie uczelni medycznych do rangi szkół zawodowych przez oderwanie od uniwersytetów medycyny, tej najbardziej humanistycznej nauki i sztuki, przynosi już negatywne skutki we właściwym rozumieniu nawet takich pojęć, jak przyczyna choroby, możliwość czy prawdopodobieństwo zachorowania. Wiadomo na przykład, że bakterie i wirusy są przyczyną chorób zakaźnych, których rozpoznanie ma od dawna ustalone kryteria, łącznie z tak bardzo podkreślaną obecnie rolą stanu obronno-odpornościowego organizmu. Nikt też nie może kwestionować faktu, że zarażenie, czyli stwierdzenie mikrobów w organizmie, u części osób nie daje jeszcze podstaw do rozpoznania choroby wobec braku powodowanych przez nie specyficznych objawów i dolegliwości. A mimo to usiłuje się udowodnić, że bakterie i wirusy są przyczyną raka lub miażdżycy naczyń z ich chorobowymi następstwami - przez wykazanie uczestnictwa wielu identycznych cząstek i cząsteczek zarówno w patomechanizmie chorób zakaźnych, jak i niezakaźnych.
Wręcz śmiesznym byłoby kwestionowanie tego faktu, skoro takie same atomy tworzą całe nasze ciało, a tym samym jego cząsteczki i tkanki. To tylko postęp technologii sprawił, że wiele tych molekuł można oznaczać automatycznie we krwi i tkankach za pomocą dostarczonej przez przemysł aparatury, której budowa i oprogramowanie opierają się na osiągnięciach mechaniki kwantowej i termodynamiki z ubiegłego wieku, nadal niedocenianych przez medyków w interpretacji chorób. Tymczasem coraz częściej używana w praktyce lekarskiej technika magnetycznego rezonansu jądrowego nie tylko pozwala na badanie poszczególnych cząsteczek, jak w epoce medycyny molekularnej, ale - i to jest rozstrzygające - oprócz masy atomowej uwzględnia równocześnie ich stan energetyczny, a w konsekwencji zmusza wreszcie do termodynamicznego myślenia również w medycynie. Temu właśnie poświęcam moją wypowiedź, by przywrócić lekarzom możliwość interpretacji etiopatogenezy chorób zgodnie ze stanem współczesnej wiedzy ogólnej.

Stany wewnętrzne układów i ich otoczenie

Zwolennicy wirusowej teorii nowotworów sami często przyznają, że oprócz wirusów i dodatkowych, bo znanych z praktyki, czynników (np. wiek, rasa, płeć, klimat) - zawsze działać musi bliżej nieokreślony czynnik, naukowo nazywany czasem kofaktorem, co w termodynamice medycznej określa po prostu działanie dysypatogenne. Choroby nowotworowe tym różnią się od innych schorzeń, że ich wystarczającą przyczyną jest uniwersalne zjawisko samoorganizacji tzw. struktur dysypatywnych, którymi okazały się nowotwory.
Wielokomórkowy organizm człowieka dla swego istnienia i możliwości wykonywania pracy wewnętrznej i zewnętrznej ma wiele wzajemnie ze sobą współistniejących i współdziałających układów wewnętrznych, poczynając od pojedynczych komórek. Równowaga dynamiczna między tymi wszystkimi układami zapewnia prawidłowe funkcjonowanie ustroju jako całości i pod pojęciem homeostazy znana jest biologom jako stan równowagi fizjologicznej. W zależności od przyczyn wewnętrznych i zewnętrznych każdy układ (np. organizm, komórka) może znajdować się w różnych stanach, mniej lub bardziej stabilnych, których zbiór nazywamy jego gałęzią termodynamiczną, a stany te dzielimy na równowagowe, bliskie i dalekie od równowagi.
Jeśli układ oddala się od swej równowagi, to z różnych powodów ogranicza swoją zdolność do wykonywania pracy zewnętrznej lub wręcz staje się niezdolny do jej wykonywania. Ważniejsze bowiem jest przetrwanie samego układu, tj. utrzymanie jego wewnętrznej struktury i funkcji. W swych stanach równowagi (zdrowia) i bliskich równowagi (choroba) układ zachowuje jeszcze zdolność do wykonywania pracy zewnętrznej i reagowania na stan i zapotrzebowanie otoczenia, ponieważ o wydolności układu decyduje zawsze jego stan wewnętrzny. Jeśli jednak wymiana materii i energii jakiegoś mikroukładu (np. komórki) z jego najbliższym otoczeniem jest nadal ograniczana, to dla swego przetrwania najpierw pozbawia się pracy dodatkowej, która nie jest potrzebna do jego istnienia. Jednak doprowadzony do stanu dalekiego od równowagi staje się bardzo łatwym obiektem do zniszczenia czy unicestwienia przez nawet małe siły działające na jego brzegach. Wówczas zagrożona np. komórka albo ulega zniszczeniu, albo może, a czasem nawet musi, dokonać samoorganizacji w nowy twór (nowotwór), lepiej zorganizowany i równocześnie rozpraszający więcej materii i energii w swym otoczeniu. Oczywiście cały organizm nie może tego dokonać w przeciwieństwie do jego komórek. Co więcej, codziennie ginie tysiące komórek i innych żywych elementów (mikroukładów), a czasem poprzez przemianę nowotworową ich śmierć jest nawet przyspieszona - tylko po to, aby całość naszego organizmu mogła funkcjonować.

Nowotworzenie

Skazany na śmierć układ biologiczny może przetrwać, jeśli potrafi się przeorganizować w również żywy układ, zdolny do samoistnienia, nawet w tych niesprzyjających warunkach otoczenia, dzięki dysypacji (rozpraszaniu) materii i energii w reszcie organizmu. To zjawisko samoorganizacji struktur dysypatywnych istnieje także w świecie fizyki, chemii i biologii, a nawet w świecie społecznym. Jest więc zjawiskiem uniwersalnym i przez to pozbawionym cech specyficzności. Co więcej, natura rozwiązuje podobne zjawiska za pomocą tych samych mechanizmów. Na przykład neoangiogeneza tym się różni od fizjologicznej angiogenezy, że pojawia się szybko i z małą ilością elementów mięśniowych w ścianie naczyń. Nowotwór rozpraszający energię dla swojego przeżycia promuje powstanie naczyń jako elementów transportowych. Ale również organizm stara się dostarczyć przez nie elementy obronne dla zniszczenia źródła dysypatywnej działalności nowego układu i dlatego na naczynia krwionośne w neogenezie można patrzyć z punktu widzenia zarówno układu, jak i otoczenia. Ludzie urodzeni w wielkich miastach chińskich i przeniesieni za swojego życia do Kalifornii (USA) odpowiadają częstością występowania i rodzajami nowotworów nie danym z ich rodzinnego kraju, ale z kraju, gdzie się osiedlili i żyją. Wyjaśnienia szukano także na poziomie mechanizmów powstawania nowotworu, w które oczywiście musi być zaangażowany kod genetyczny. Okazuje się jednak, że nowotwory dotyczące człowieka są uzależnione od jego bezpośredniego otoczenia i żeby częstość poszczególnych rodzajów nowotworów u chińskich kobiet żyjących w Kalifornii była taka jak w mieście ich urodzenia, należałoby przenieść otoczenie chińskie do Kalifornii, skoro ich kod genetyczny nie uległ zmianie.
Na przykładzie całych populacji ludzkich można stwierdzić, że nie sposób mówić o nowotworach bez równoczesnego uwzględnienia ich otoczenia. Nie wszyscy ludzie zainfekowani bakteriami lub wirusami zapadają na nowotwory, a także nie zawsze w tej samej częstości, mimo tego samego natężenia bodźców. Na tym zasadza się konieczność uświadomienia ogółowi społeczeństwa, a przede wszystkim lekarzom, że droga do zwalczania nowotworów wiedzie poprzez wyszukiwanie grup ryzyka nie na podstawie markerów lokalnych (?specyficznych"), przydatnych w pewnych okolicznościach, ale na zasadzie informacji, które pozwalają podejrzewać istnienie częstszego zagrożenia nowotworowego w pewnych grupach ludzi. Przykładem tego nowoczesnego podejścia jest zwrócenie uwagi na wspólne korzenie raka szyjki macicy i porodu przedwczesnego lub istnienia czy braku laktacji. Na przykład kobiety z zespołem podwzgórzycy pociążowej w co najmniej 20 proc. mają podejrzane zmiany kolposkopowe, a w 10 proc. zmiany cytologiczne. Problem jednak polega na tym, że niewielu chce te zespoły chorobowe rozpoznawać czy w ogóle stosować kolposkopię. Wiadomo, że niedoczynność podwzgórza prowadzi do raka szyjki macicy, a jego nadczynność do raka endometrium. I stąd pytanie, ile osób potrafi rozpoznać nadczynność podwzgórza lub jego niedoczynność?
Przestano już mówić o specyfice onkogenów, skoro się okazało, że one są naturalnymi genami. Przyjdzie czas również na to, że przestanie się mówić o zagrożeniu nowotworowym przez poszczególne wirusy, bez uwzględniania czynników ogólnych. Zaburzenia rozwojowe, zniszczenie ośrodków neuroendokrynnych czy immunologicznych prowadzi do tego, że w każdym układzie, w zależności od sprzyjających okoliczności, będzie istniała zwiększona możliwość samoorganizacji nowotworu. Rzecz polega na tym, żeby w momencie zachorowania zwracać uwagę na te czynniki, które stoją u podstaw etiologii, a nie patogenezy.

Zakażenie i zapalenie a nowotworzenie

Coraz częściej usiłuje się łączyć przyczynowo zakażenie nie tylko z zapaleniami i chorobami zakaźnymi, ale nawet z nowotworami i chorobami nowotworowymi. Tymczasem klasyczne objawy i dolegliwości zapalenia w postaci zaczerwienienia, obrzmienia, bólu, podwyższonej temperatury, upośledzonej funkcji itd. stanowią odczyn obronny. Może on być reakcją na tak różne bodźce zewnątrz- i wewnątrzpochodne, jak np. urazy mechaniczne (ciała obce, ucisk, zranienie), bodźce fizyczne (promieniowanie jonizujące i ultrafioletowe, ciepło i zimno), chemiczne (kwasy, zasady, metale ciężkie i gazy, toksyny, alergeny) i biologiczne (bakterie, wirusy, grzyby, pasożyty, owady, nowotwory), a także chorobotwórcze produkty przemiany materii (uwalniane enzymy, hormony, kompleksy immunologiczne). Zapalenie może więc powstać nie tylko w wyniku zakażenia drobnoustrojami.
I odwrotnie, w razie wydolnych mechanizmów obronno-naprawczych organizmu zakażenie się drobnoustrojami może być bezobjawowe i/lub przejściowe, bez negatywnych skutków dla człowieka. Natura przy tym wykorzystuje te same mechanizmy i struktury, a ustrój reaguje zawsze jako całość, która jest pojęciem szerszym niż tworzące ją składniki (mikroukłady) i relacje między nimi. Wydolność ustroju uzależniona jest jednak przede wszystkim od jego stanu wewnętrznego, czym najlepiej tłumaczy się odmienną podatność ludzi na każdy rodzaj zakażenia. Decyduje dobrze nam znany stan homeostazy, a jednocześnie przypomina się pojęcie ?punctum minoris resistentiae" jako miejsce organizmu, gdzie najłatwiej dochodzi do zmian patologicznych, bardziej lub mniej odległych od stanu równowagi wewnątrzustrojowej.
Wieloczynnikowe uwarunkowanie stanów zapalnych różni się zasadniczo od podobnego, ale tylko z nazwy wieloczynnikowego uwarunkowania chorób nowotworowych, ponieważ do rozpoznania tych ostatnich wystarczające jest stwierdzenie w ich przebiegu komórek nowotworowych, nawet bez jakichkolwiek oznak zapalnych. Co prawda w 1926 r. przyznano nawet Nagrodę Nobla duńskiemu patologowi J.A.G. Fibigerowi za ?odkrycie" Spiroptera carcinoma jako krętka powodującego raka u zwierząt karmionych zakażonymi tą bakterią karaluchami. Obecnie odnajdujemy echo tej pomyłki w pracach nad Helicobacter pylori czy chlamydiami.
Dlatego dla przestrogi przed podobnymi uproszczeniami przy wirusowych zakażeniach należy przypomnieć, że na 100 przypadków zakażenia Helicobacter pylori z objawami zapalenia występują wykrywalne objawy dyspeptyczne w 40 proc., wrzód trawienny - w 15 proc., a rak żołądka w 2 proc. Tylko o połowę mniej wrzodów żołądka powstaje w wyniku uszkodzenia błony śluzowej przez niesteroidowe środki przeciwzapalne. Prowadzą do tego też takie czynniki, jak stres i palenie tytoniu, a nawet przyspieszone opróżniania żołądka z pokarmów płynnych. Przy założeniu, że tylko połowa populacji jest zarażona tą bakterią, która aż w połowie takich przypadków wywołuje stany zapalne, oznacza to prawdopodobieństwo powstania i to dopiero za 10 lat jednego raka wśród 400 osób, czyli rocznie u 0,0002 proc. (!) ludzi. Ten wynik najlepiej świadczy o wielkości przyczynowo-skutkowego związku Helicobacter pylori z rakiem żołądka, a na pewno stawia pod znakiem zapytania celowość stosowania antybiotykoterapii w każdym przypadku tego zakażenia, czyli u kilku tysięcy osób dla wyeliminowania jednego raka żołądka!
Bakteryjna teoria nowotworów ma mniej zwolenników niż powodowane wirusami stany zapalne wątroby lub szyjki macicy, w której z ok. 100 różnych szczepów wirusów wyróżniono typy o niskiej i wysokiej onkogenności. Papilloma wirusy uważa się nawet za czynniki inicjujące karcinogenezę, pomijając przy tym etap o wiele częstszych stanów zapalnych i fakt pojawienia się raka szyjki macicy bez ich udziału lub z równoczesnym współudziałem chlamydii. Zorientowani wyłącznie na zakażenia badacze zapominają o roli układu neurohormonalnego i odpornościowego w utrzymaniu lub przywracaniu prawidłowej homeostazy. Zachowują się tak, jakby w mieszanym lesie rozumianym jako całość interesowały ich tylko pewne rodzaje drzew, a nie tak jak powinno być: zarówno wszystkie rodzaje drzew z nieodłącznymi relacjami między nimi, jak i geograficzne położenie lasu z jego całą florą i fauną.
Przykładowo przedstawione czynniki mogą samodzielnie lub w różnym współdziałaniu doprowadzać do powstania nowotworu, ale zawsze musi to zachodzić przy udziale także organizmu, a przynajmniej którejś z jego części (loci minoris resistentiae). Rzecz w tym, dlaczego i kiedy w destrukcyjnym zapalnym procesie nagle pojawiają się komórki rakowe, tak zasadniczo różne od dotychczasowych, z których składowych części i w ich miejsce powstają, i dodatkowo są ostro odgraniczone od reszty tkanki, do tego momentu jedynie zapalnie zmienionej. Nawet nowotwory, których samoorganizacja uwarunkowana jest działaniem zarazków, nie są zakaźne. Infekcja pasożytnicza, bakteryjna czy wirusowa, podobnie jak wrodzona czy nabyta mutacja w genomie - same nie powodują raka, ponieważ nie zmieniają biologicznej tożsamości komórek. Mogą jedynie na tyle oddalić stan ich równowagi wewnętrznej, że komórkom pozostaje alternatywa śmierci lub stochastyczna zmiana ich tożsamości (m.in. genomu), by w tak niebezpiecznym otoczeniu utrzymać biologiczną egzystencję kosztem większego rozpraszania (dysypacji) materii i energii w reszcie organizmu. To przyspiesza śmierć całego ustroju i to wraz z nowotworem, ponieważ każdy nowotwór jest przystosowany tylko do jednego biologicznego otoczenia, tj. niepowtarzalnej tożsamości każdego wielokomórkowego organizmu i tylko w nim może istnieć i rozwijać się, ale i razem z nim musi zginąć.
W ujęciu termodynamiki medycznej to zapalenie, a nie samo zakażenie wirusem jawi się jako zdarzenie świadczące przede wszystkim o lokalnych i/lub uogólnionych stanach oddalonych od fizjologicznej homeostazy. Stopień tego nasilenia zależy od rodzaju i siły bodźców patogennych oraz wydolności organizmu, z tym, że w miarę oddalania się od równowagi fizjologicznej coraz mniejsze siły zewnętrzne lub wewnętrzne wywołują zwielokrotnione efekty. Na przykład w zespołach nabytego z powodu nadużycia narkotyków braku odporności immunologicznej (AIDS) najmniej wirulentne mikroby, jak HIV czy wirusy opryszczki - świadczyć mogą o śmiertelnym nawet niebezpieczeństwie. Należy też uzmysłowić sobie znaczenie czasu każdej terapii przyczynowej, która powinna trwać na tyle długo, na ile jest to konieczne do zwalczenia zakażenia, ale równocześnie tak krótko, by nie promować rozwoju drobnoustrojów opornych na stosowane leki. Chodzi o wykorzystanie reaktywności organizmu jako całości.
Ze zrozumieniem rozpoznawania i leczenia holistycznego jest podobnie jak z pojmowaniem pojęcia lasu; gdy patrzyć na niego z oddali, wówczas postrzega się las jako całość, ale trzeba zbliżyć się do niego, aby dostrzec pojedyncze drzewa, zauważyć relacje między nimi, a także inne rośliny, zwierzęta etc. Wszystkie te elementy flory i fauny są istotne dla lasu jako całości. Tak samo powinien postępować lekarz z pacjentem i przybliżyć się do całości chorego, zamiast np. jedynie zlecać kolejne badania laboratoryjne tylko z powodu nieprawidłowego wyniku jednego z nich. Analogicznie nie może zapominać o tym, że wirus(y) musiałby zawsze być stwierdzany przed spowodowaniem swoistego nowotworu, by uznać to jako jego przyczynę, a nie tylko jako jeden z najczęstszych czynników doprowadzających komórkę do stanu dysypatogennego, który zawsze jako przyczyna poprzedza zaistnienie specyficznego nowotworu.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Prof. zw. dr h.c. dr hab. med. Rudolf Klimek, ; FRSM Katedra i Klinika Endokrynologii i Płodności Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.