Brawura ratownika
Przykładów rażących błędów ratowników medycznych mógłbym podać wiele. W mojej ocenie liczba tych pomyłek stale rośnie. I to nie tylko dlatego, że ratownicy zdominowali zespoły wyjazdowe. Przyczyną jest ich narastająca brawura. W dwa lata po wprowadzeniu ustawy o ratownictwie medycznym ratownicy zaczęli cierpieć na syndrom młodego kierowcy, któremu po przejechaniu kilkunastu tysięcy kilometrów wydaje się, że jest królem szos. Stawiają diagnozy i coraz częściej sięgają po silnie działające leki. I jednocześnie narzekają na zbyt wąski zakres uprawnień.
Najnowszym pomysłem środowiska ratowników medycznych jest postulat utworzenia własnego samorządu. Już słyszałem kąśliwe komentarze, że tylko patrzeć, jak z podobnymi roszczeniami wystąpią tleniarze, salowe i szpitalni windziarze. Zamiast uszczypliwości, warto postawić pytania o kompetencje tego samorządu. Czy zadaniem korporacji zawodowej ratowników miałoby być opiniowanie projektów ustaw? Wydawanie praw wykonywania zawodu ratownika? Sądownictwo zawodowe? Kształcenie podyplomowe? A może integracja środowiska ratowników? Wystarczy kilka pytań, by uświadomić sobie, że rzeczywiście mamy tu do czynienia z przerostem ambicji.
Nie potrzeba samorządu tam, gdzie wystarczy związek zawodowy lub stowarzyszenie. Ba, nie ma logicznego uzasadnienia tworzenie samorządu w przypadku zawodu, którego wykonywanie polega na zastępowaniu lekarza w pewnych ściśle określonych sytuacjach. Z tego powodu to właśnie lekarze powinni sprawować merytoryczny nadzór nad ratownikami oraz decydować o zakresie podejmowanych przez nich czynności. Postulowane przez środowisko ratowników medycznych usamodzielnienie ich profesji to stawianie sprawy na głowie i jednocześnie zagrożenie dla pacjentów.
Od redakcji: Autor jest członkiem Prezydium ORL Kujawsko-Pomorskiej IL.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: lek. Sławomir Badurek