Choroba Alzheimera: polski wkład w europejskie badania

Monika Wysocka
opublikowano: 31-01-2007, 00:00

W krajach Unii Europejskiej od lat prowadzone są badania nad przyczynami choroby Alzheimera (AD), nowymi metodami diagnostycznymi oraz nad poszukiwaniem skutecznych sposobów jej leczenia. Korzystając z funduszy 6 Programu Ramowego Unii Europejskiej kilka polskich zespołów uczestniczy w takich badaniach w ramach konsorcjum APOPIS pt. "Patologiczne białka w chorobach neurodegeneracyjnych".

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Ostatnie dokonania naukowców badających AD trudno może nazwać ostrym przełomem, natomiast doszło do wyraźnej zmiany podejścia do tej choroby: znacznie bardziej zainteresowano się najwcześniejszym, przedobjawowym okresem zachorowania na chorobę Alzheimera. Wszystko wskazuje na to, że największym wyzwaniem, jakie stoi przed klinicystami jest nauczenie się rozpoznawania choroby Alzheimera bardzo wcześnie, kiedy degeneracja alzheimerowska dopiero zaczyna niszczyć mózg i na tyle jest zachowana pula funkcjonujących prawidłowo neuronów, że chory nie ma jeszcze objawów klinicznych.
"Jeżeli chcielibyśmy pokusić się kiedykolwiek o leczenie przyczynowe, a nie objawowe tej choroby, jak dotychczas, to należałoby to robić zanim liczba neuronów nie przekroczy liczby krytycznej, powodującej, że chory zaczyna odczuwać dolegliwości - uważa prof. Maria Barcikowska z Zakładu Badawczo-Leczniczego Chorób Zwyrodnieniowych Instytutu Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej PAN w Warszawie. - Z zaskoczeniem odkryto, że gdy objawy zaczynają być na tyle zauważalne, że chory zgłasza się z nimi do lekarza, w hipokampie jest już tylko ok. 30 proc. neuronów. To oznacza, że proces chorobowy trwał już od kilkunastu lat".

Genetyczne czynniki ryzyka

Obecnie wysiłki naukowców skupiają się na tym, żeby wykonywać u pacjentów badania genetyczne w poszukiwaniu mutacji w pojedynczych genach, ale dotyczy to tylko 1,5-2 proc. tzw. młodych zachorowań, czyli szczególnej grupy pacjentów. Inne możliwości badań genetycznych to oznaczanie genetycznego czynnika ryzyka zachorowania na AD, jakim jest polimorfizm apolipoproteiny E - epsylon 4. Jego posiadanie sprawia, że zagrożenie zachorowaniem jest kilka razy większe niż u osób, które tego rodzaju polimorfizmu nie mają. Przypadki dziedziczące się jednogenowo dlatego interesują naukowców, bo łatwo wyodrębnić pulę osób do obserwacji, a mając wiedzę o mutacji można szybko wychwycić najdrobniejsze odchylenia od normy. Takie badania są prowadzone są m.in. w Szwecji, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Z pacjentem tzw. sporadycznym, który zachorowuje ok. 70 r.ż. problem polega na tym, że choć proces choroby zaczyna się u niego ok. 40 r.ż., lekarze nie umieją go wyłapać, bo o nim nie wiedzą.

Poszukiwanie beta-amyloidu

Drugi nurt badań to poszukiwanie biomarkerów, czyli możliwości rozpoznania choroby, a właściwie procesu degeneracyjnego na podstawie oznaczenia stężenia beta-amyloidu i patologicznie ufosforylowanego białka tau w płynie mózgowo-rdzeniowym. Idealnie byłoby, gdyby dało się to zrobić z surowicy. Naukowcy dążą też do opracowywania jak najczulszych neuroobrazowych badań czynnościowych, a nie strukturalnych (w strukturalnych wczesna faza jest nierozpoznawalna). Duże nadzieje pokładane są w pozytonowej tomografii komputerowej (PET) oraz oznaczaniu przyżyciowym obecności beta-amyloidu w mózgu.
"Długo jeszcze nie nauczymy się zwiększać liczby neuronów w miejsce tych, które obumarły, choć już wiemy, że neurogeneza w hipokampie się dokonuje. Jeśli udałoby się nauczyć ją stymulować, to teoretycznie możemy sobie wyobrazić, że hipokamp zacznie uzupełniać ginące komórki. Takie badania trwają. Równie kusząca jest nadzieja, jaką dają komórki macierzyste" - ocenia prof. M. Barcikowska.

Dramat wczesnych zachorowań

Od dawna wiadomo, że mutacje w obrębie genu dla białka prekursorowego dla beta-amyloidu (betaAPP) powodują bardzo wczesne zachorowania (ok. 20-30 r.ż). Ich przebieg postępuje dramatycznie szybko, często towarzyszą mu objawy neurologiczne (napady padaczkowe, niedowłady kończyn, objawy parkinsonowskie i móżdżkowe) oraz psychiatryczne (urojenia, omamy). Ten nietypowy przebieg sprawia, że przypadki te często diagnozowane są jako choroba Creutzfeldta-Jakoba, nawet jeżeli osiowe objawy są pomimo wszystko podobne, jak w alzheimerze u osób starszych, tyle że zakcelerowane i przebiegające błyskawicznie. "To, co człowiek w podeszłym wieku "przerabia" w ciągu 16-20 lat, u tych pacjentów dzieje się na przestrzeni 3-4 lat" - wyjaśnia M. Barcikowska. Są to skutki mutacji w obrębie genu betaAPP i presenilin 1 i 2. Ten rodzaj AD występuje niesłychanie rzadko (ok. 1,5 proc wszystkich chorych). W Polsce znane są obecnie dwie takie rodziny (najmłodszy pacjent z tym rozpoznaniem miał 20 lat). Zapewne jest ich o wiele więcej, jednak pacjenci trafiają do specjalisty zbyt późno i często umierają niezdiagnozowani. Lekarze sami przyznają, że nie mają nawyku myślenia o tej chorobie w takiej grupie pacjentów.
W Polsce, w Zakładzie Badawczo-Leczniczym Chorób Zwyrodnieniowych Instytutu Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej PAN w Warszawie prowadzone są badania genetyczne w kierunku diagnozowania AD rodzinnego. "Mamy pod opieką ogromną grupę chorych (2 tys. pacjentów). Staramy się zbliżyć do czynników środowiskowych zachorowania, ale zajmujemy się przede wszystkim wyszukiwaniem mutacji, badamy czynniki genetyczne. Próbujemy też znaleźć wśród przypadków sporadycznych jakąś prawidłowość. Staramy się nauczyć rozpoznawać możliwe wczesne zmiany. Współpracujemy w tym zakresie z Zakładem Radiologii w Szpitalu MSWiA w Warszawie, prowadzonym przez prof. Jana Waleckiego. Nasi chorzy mają możliwość korzystania poza badaniami strukturalnymi (TK i MRI) także z badań neuroobrazowania czynnościowego, jakim jest SPECT i Spektroskopia Rezonansu Magnetycznego" - opowiada prof. M. Barcikowska.
Nie jest to więc zainteresowanie wyłącznie naukowe. "Przed nami, klinicystami stoi wyzwanie, które wynika z tego, iż zbliża się moment, w którym dla wczesnych postaci AD pojawi się lek. Uważam, że za ok. 6-8 lat będziemy dysponować preparatem, który będzie można zastosować już przed pojawieniem się objawów klinicznych" - zapowiada prof. M. Barcikowska. Jej zdaniem, szczepionka, inhibitory gamma- i beta-sekretazy, a także GSK3 enzymów (które biorą udział w degradacji alzheimerowskiej mózgu), komórki macierzyste, poznanie procesów neurogenezy, które odbywają się w hipokampie, walka z apoptozą, poszerzenie wiedzy na temat procesów zapalnych towarzyszących niszczeniu mózgu oraz na temat glutaminianów i aminokwasów pobudzających, wolnych rodników, tlenku azotu - to wszystko zaowocuje stworzeniem leku lub grupy leków, które pozwolą zahamować ten proces jeszcze przed zachorowaniem.
"Wielu znajomych uważa, że przesadzam w optymizmie, ale ja naprawdę wierzę, że jest duża szansa, iż w ciągu 10 lat nauczymy się leczyć alzheimera przyczynowo" - uważa prof. Maria Barcikowska.


Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.