Choroba pracodawców

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 27-09-2004, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
W kraju, w którym bezrobocie oscyluje wokół dwudziestu procent, pracę zdobywa się najczęściej w drodze konkursu ofert. Nie licząc zakładów pracy chronionej, ubiegając się o posadę, należy zapomnieć o ewentualnej chorobie, a potwierdzającą ją dokumentację pilnie strzec przed oczami pracodawcy. Dotyczy to zwłaszcza pacjentów poradni zdrowia psychicznego. Kto wie, jak potoczyłyby się losy, cierpiącego na schizofrenię, sportretowanego w znakomitym filmie ?Piękny umysł", twórcy teorii gier, profesora Johna Forbesa Nasha, gdyby przyszło mu pracować w Polsce. Szczerze wątpię, by wiedząc o jego chorobie, pozwolono mu wrócić na uniwersytet i kontynuować pracę naukową, uwieńczoną nagrodą Nobla. U nas na hasło ?choroba psychiczna" wiele drzwi do kariery zawodowej wciąż zatrzaskuje się z hukiem.
W nie mniejszym stopniu odstrasza padaczka, tym bardziej, że epileptykom nadal chętnie przyszywa się łatkę chorych psychicznie. O czym tu zresztą dyskutować, skoro nawet diabetycy boją się w miejscu zatrudnienia głośno mówić o swojej chorobie.
W odniesieniu do rynku pracy obowiązuje pewien schemat myślenia, w którym przewlekle chory znaczy tyle co gorszy, a co za tym idzie, lepiej dla niego, by zamiast zajmować komuś etat, usunął się gdzieś na boczny tor, a najlepiej - w ogóle zrezygnował z pracy, przechodząc na rentę. Stereotyp ten funkcjonuje także dzięki niektórym lekarzom, zagorzałym zwolennikom leczenia przymusowym wypoczynkiem. Znam wiele osób, które mimo swojej zwycięskiej walki z nowotworem, zawałem serca tudzież udarem mózgu były usilnie namawiane przez lekarzy do przejścia na rentę. Nie zawsze kończyło się na namowach. Niekiedy, wyłącznie w imię fałszywie pojmowanej troski o dobro chorego, lekarskie decyzje odbierały zdolność do pracy lub zmuszały do znacznego ograniczenia aktywności zawodowej. Aż trudno uwierzyć, że zdarza się tak nadal.
Współczesna medycyna niemal zupełnie zrezygnowała z leczenia polegającego na długotrwałym leżeniu w łóżku. Zasadą jest uruchamianie chorych tak szybko, jak to jest możliwe, a twierdzenie o pozytywnej roli pracy zawodowej w terapii wielu przewlekłych schorzeń zyskało mocne naukowe podstawy. Nic jednak nie przemawia do wyobraźni tak mocno, jak z życia wzięty przykład, najlepiej dotyczący kogoś, kogo się zna.
Dwunastego lipca widzów telewizyjnych ?Faktów" powitał po półrocznej przerwie Marcin Pawłowski. Nie było tajemnicą, z jakiego powodu popularny dziennikarz TVN nie pojawiał się na antenie. Wracając do swoich obowiązków Marcin Pawłowski powiedział widzom: ?Trudno nie zauważyć, że nieco się zmieniłem. To prawda, jestem chory, a ważną częścią walki z moją chorobą jest dla mnie praca, dlatego postanowiłem do niej wrócić. Rozumieją to moi lekarze, szefowie, koleżanki, koledzy. Mam nadzieję, że zrozumiecie także państwo". Z chorobą nowotworową zmagał się także Kamil Durczok, prowadzący główne wydania ?Wiadomości" TVP. Także on pojawiał się na antenie i prowadził program. Obaj dziennikarze nie ukrywali, że pracując w czasie choroby bardzo sobie pomagają. Niemniej ważna jest pomoc, jaką wyświadczyli innym, dając licznym niedowiarkom dowód, że chorzy naprawdę mogą być świetnymi pracownikami.





Źródło: Puls Medycyny

Podpis: lek. Sławomir Badurek

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.