Czy to poważna choroba, bracie?

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 16-05-2012, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Niektóre zmiany zachodzą w Polsce w ślimaczym tempie. Są już, co prawda, prawie gotowe stadiony, będą najprawdopodobniej autostrady, z Wrocławia od niedawna można polecieć nie tylko na wakacje do Grecji, ale i na kawę do Gdańska (co — rzecz jasna — nie cieszy ekologów). Najbardziej odporne na jakiekolwiek próby modyfikacji wydają się kwestie związane z polskim podtrzymywaniem męskości i kobiecości w ich tradycyjnych, przestarzałych formach. (Co, według mnie, jest od stadionów zdecydowanie ważniejsze).

Gdy po raz pierwszy przyszłam na zajęcia, które w zeszłym roku prowadziłam dla studentek położnictwa, zobaczyłam przed sobą 25 par kobiecych oczu. W drugiej grupie było podobnie. Nie spodziewałam się, oczywiście (?), parytetu (jestem realistką), ale choć dwóch, trzech studentów w grupie — jak najbardziej. Role płciowe w ponowoczesnym świecie są przecież coraz bardziej rozmyte i płynne. Męskość, kobiecość, kto by jeszcze myślał w takich kategoriach? Tak w skrótowy sposób można by podsumować dyskusję, która toczy się obecnie w kręgach humanistów.

Tymczasem na zajęciach z metodologii nauk społecznych dowiedziałam się nie tylko tego, że mężczyźni nie nadają się na położnych, ale i tego, że przyszli ojcowie nie sprawdzą się jako osoby wspierające swoje żony albo partnerki w trakcie porodu. Jeśli chodzi o położnych, to okazuje się, że rodzenie nie jest domeną mężczyzn, w związku z czym to, że zawód położnej wykonują wyłącznie kobiety, jest nie tylko „naturalne”, ale i nie podlega dyskusji. (Skoro tak — zapytałam — to może warto zakazać prowadzenia ciąży lekarzom ginekologom? Może warto zastanowić się też nad tym, czy w ogóle nie zabronić studentom medycyny wybierania ginekologii jako specjalizacji?). Z kolei mężczyźni nie powinni towarzyszyć kobietom przy porodzie, ponieważ to, co dzieje się podczas porodu pomiędzy nogami rodzącej, jest na tyle odrażające, że później para może mieć problemy z życiem seksualnym. Chodzi przede wszystkim o to, że mężczyzna będzie się… brzydził.

Nie prowadzę już zajęć ze studentami i studentkami, ale marzy mi się, żeby perspektywa gender trafiła na medyczne uczelnie i żeby świadomość gender choć trochę zmieniła codzienność instytucji medycznych w Polsce. Dlatego bardzo mnie ucieszyło wprawdzie niezbyt głośne, ale jednak oburzenie pielęgniarek, które nie chcą, żeby je nazywano siostrami,. Chciałabym, żeby poszło za tym oburzenie deprecjacją pracy pielęgniarki i ograniczaniem jej samodzielności (paradoksalne w kontekście podnoszenia wymogów związanych z kwalifikacjami, które muszą posiadać osoby wykonujące ten zawód). Warto by zająć się również społecznym wizerunkiem tej grupy zawodowej, o wynagrodzeniach nawet nie wspominając.

Na początek proponuję ćwiczenie w wyobraźni. Proszę sobie wyobrazić, że od przyszłego poniedziałku, w związku z wejściem w życie nowego rozporządzenia ministra zdrowia, do pielęgniarek i pielęgniarzy będziemy zwracać się „pani doktor/panie doktorze” (przypominam, że tytułowanie większości lekarzy mianem „doktorów” jest bezpodstawne), natomiast do lekarzy i lekarek będziemy mówić „bracie/siostro”. Proszę wyobrażać to sobie przez 10 minut.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Dr n. hum. Anna Wiatr, Pracownia Badań Jakościowych IN VIVO

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.