Koniec z lamentem

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 12-11-2008, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Mam udokumentowane powody, aby pozostać optymistą i zdecydowanym zwolennikiem sprawdzonych pragmatycznych rozwiązań. Twierdzę, że kryzysu w ochronie zdrowia większego niż był do czasu reformy, tj. do roku 1999, już nie będzie.

Cieszy mnie, że obecny rząd zdecydowanie przyspieszył reformę, która zmierza w oczekiwanym przez nas i dobrym logicznym kierunku: przekształceń szpitali w spółki kapitałowe. Szpital publiczny powinien być spółką non-profit, która zysk przeznacza na swój rozwój, w tym także część na wzrost płac. Niektórzy straszą, że szpitale będą upadać. Jeśli ma zbankrutować szpital, który generuje kilkaset czy kilkadziesiąt milionów długu od kilkunastu lat pomimo kilku programów restrukturyzacyjnych, to nie mam nic przeciwko takiemu bankructwu. Taki szpital nie jest bowiem bezpieczny dla pacjenta, bo nie może nowocześnie leczyć. Nie jest też dobry dla pracownika, który w nim nigdy nie będzie się należycie rozwijał ani dobrze zarabiał.

Nie obawiam się dzikiej prywatyzacji - ta już miała miejsce bezpośrednio po wprowadzeniu reformy w latach 2000-2001. Dzisiaj nie jest możliwa na szerszą skalę. Optymizmem napawa mnie też fakt, że w wyniku wprowadzenia Jednorodnych Grup Pacjentów zaczęto po raz pierwszy realniej wyceniać procedury medyczne; oczekuję, że od przyszłego roku powinna być podniesiona wartość punktu i pojawi się większe zróżnicowanie w stawkach między szpitalami, oddziałami o różnych poziomach referencyjnych. Takie konkurencyjne działanie poprawi sytuację lepszych szpitali, a te słabsze zmusi do przekształceń, większej pracy i lepszej organizacji.

Cieszy mnie również, że mamy coraz lepszą kadrę zarządzającą w ochronie zdrowia, która korzystając z własnych doświadczeń i sprawdzonych europejskich rozwiązań, nie boi się odważnych, ale uzasadnionych medycznie i ekonomicznie rozwiązań. Niewiele osób dostrzega olbrzymi postęp, jaki dokonał się w ostatnich latach w polskiej medycynie, i nie ma przeszkód, by ten trend się odwrócił.

To, co mnie martwi jako lekarza, Polaka i Europejczyka to wykorzystywanie medycyny i ochrony zdrowia w Polsce do doraźnych politycznych celów oraz powrót do siermiężnych, populistycznych teorii głoszonych najczęściej przez etatowych pseudopolityków. Czasami odnoszę nieodparte wrażenie, że ich wiedza z zakresu ochrony zdrowia, zarządzania i organizacji zatrzymała się na latach siedemdziesiątych.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: prof. Marian Zembala,; dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.