Leczenie oszczędzające w raku piersi
"Wciąż zbyt dużo Polek traci piersi z powodu choroby nowotworowej, chociaż można by im tego oszczędzić bez zaprzepaszczania szans na wyleczenie. Wyniki leczenia raka piersi po wykonaniu tzw. zmodyfikowanej mastektomii są porównywalne z odpowiednio dobranym, skojarzonym leczeniem oszczędzającym" - mówi w rozmowie z Pulsem Medycyny prof. Marek Nowacki.
- W większości nowotworów litych – a do takich należy nowotwór piersi obowiązuje leczenie skojarzone. W wielu wiodących ośrodkach standardem stały się metody zachowawcze. Na Zachodzie większość kobiet jest kwalifikowana do leczenia oszczędzającego, np. w Europejskim Instytucie Onkologii we Włoszech, z którym współpracuję, aż 72 proc. kobiet ma oszczędzoną pierś. U wiele z nich przeprowadza się tzw. zachowawczą mastektomię, która polega na zachowaniu skóry, brodawki oraz otoczki. Podczas zabiegu badany jest stan węzłów chłonnych pachy oraz przeprowadza się jednoczasowe napromienianie. Chodzi jednak o napromienianie elektronami. Dzięki tej nowatorskiej metodzie nie uszkadza się ściany klatki piersiowej, płuc, serca, jak również brodawki, otoczki i skóry – można je zachować. Nie wykazano także, by było to niebezpieczne dla drugiej piersi, z czym trzeba się liczyć przy każdym napromienianiu.
To oznacza, że tego samego dnia robi się operację usunięcia guza, przeprowadza napromienianie śródoperacyjne i rekonstrukcję piersi. A wszystko to jest refundowane przez system ubezpieczeń.
To nowoczesna terapia, niepoparta wieloletnią obserwacją...
- Trudno mówić o jakimkolwiek standardzie w leczeniu raka piersi przed upływem 10-20 lat stosowania jakiejś terapii, ponieważ jest to choroba o wieloletnim przebiegu. Z osądami trzeba poczekać na dłuższe obserwacje. Niemniej już wiadomo, że radioterapia śródoperacyjna przynosi fantastyczne efekty. Jednocześnie osiągamy efekt kosmetyczny, psychologiczny oraz onkologiczny.
Szybkość działania w chorobach nowotworowych ma ogromne znaczenie. Dotychczas stosowane napromienianie pooperacyjne trwa kilka tygodni, podczas gdy śródoperacyjne – najwyżej kilka minut, łącznie z tym udogodnieniem, że urządzenie jest mobilne i można wjechać nim na standardowo wyposażoną salę operacyjną. W przypadkach o niedużym ryzyku na tym etapie można właściwie zakończyć leczenie.
Gdyby jednak w ostatecznym badaniu mikroskopowym zostały ujawnione niekorzystne czynniki rokownicze, takie leczenie, łącznie z dopromienianiem pooperacyjnym, zamyka się w czasie, po którym można w zgodzie ze wszystkimi wytycznymi rozpocząć chemioterapię.
Cały wywiad przeczytasz w najnowszym, styczniowym wydaniu Pulsu Medycyny.
Aktualna oferta prenumeraty Pulsu Medycyny
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Rozmawiała Monika Wysocka