Marzy nam się brytyjski model kształcenia lekarzy
Pomimo wakacyjnej przerwy wydawniczej, nie próżnowaliśmy. Wraz z trzema „supertalentami”: Bartoszem Karaszewskim, Markiem Kozińskim i Pawłem Szychtą oraz dwiema lekarkami-stażystkami Aleksandrą Piechutą i Moniką Figurą spotkaliśmy się z ministrem zdrowia prof. Marianem Zembalą, aby porozmawiać o możliwościach rozwoju zawodowego młodych lekarzy.
Punktem wyjścia do dyskusji stał się Manifest Młodych Lekarzy, który powstał na podstawie rozmów z osobami, które znalazły się w pierwszej dziesiątce konkursu Supertalenty 2015. W 22 punktach streściliśmy tam przemyślenia młodych lekarzy na temat ich aktualnej sytuacji i tego, co należy zmienić w systemie kształcenia. Otwarty na rozmowę i ciekawy konfrontacji, minister Zembala zaprosił nas wraz z przedstawicielami młodego pokolenia, by przedyskutować i uzgodnić wnioski, które mogłyby stać się podstawą do konkretnych zmian. W spotkaniu uczestniczyli także dr Jolanta Orłowska-Heitzman, dyrektor Departamentu Nauki i Szkolnictwa MZ oraz dr Zbigniew Węgrzyn z Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego.
Czas na zmiany w specjalizacjach
Z dyskusji wynika, że wszystkim marzy się brytyjski model kształcenia lekarzy. „W mojej ocenie, brytyjski system jest jednym z najlepszych. Bardzo dba o program szkolenia, daje możliwość uczenia się na wielu etapach. System konsultancki, który tam funkcjonuje, sprawia, że rezydent ma „przerobione” wszystkie wymagane zabiegi. W Polsce, gdzie przez wiele lat był system hierarchiczny, jeszcze do niedawna stażysta zajmował się spisywaniem historii chorób i podobnymi pracami” — uważa prof. Zembala.
„To, co jest piękne w brytyjskim modelu, to celowość szkolenia. Są wymagania i dostępność do ich realizacji” — dodaje dr Paweł Szychta. Jednak od wprowadzenia podobnych rozwiązań w Polsce wciąż dzieli nas długa droga, choć w ostatnim czasie i tak dokonało się sporo zmian na lepsze, m.in. przybyło miejsc rezydenckich czy pojawiły się specjalizacje modułowe.
„Osobiście studia traktuję nie tylko jako naukę zawodu. Uważam, że próbą zawodu jest specjalizacja. Spędziłem dużo czasu w Wielkiej Brytanii i faktycznie tam jest dużo więcej praktyki klinicznej. Ale przygotowanie w Polsce nie jest wcale złe, np. z biochemii i genetyki więcej umiałem od innych kolegów, co dawało mi szczególną przewagę podczas pobytu za granicą” — mówił prof. Bartosz Karaszewski.
Zwrócił on uwagę na to, jak ważne są proporcje pomiędzy zajęciami praktyczno-klinicznymi a tymi, które zapewniają niezbędną znajomość podstaw fizjologicznych, biochemicznych, genetycznych, uczą interpretacji danych naukowo-medycznych, zapoznają z funkcjonowaniem systemów zdrowotnych czy etapami i zasadami tworzenia standardów postępowania klinicznego. A nie można zapominać o zajęciach, które doskonalą niezbędne dla zawodu funkcje wykonawcze czy zdolności komunikacyjne. „Tak skonstruowane studia zapewnią utrzymanie ich szczególnego charakteru, kształtując sylwetkę absolwenta zdolnego nie tylko do technicznego zrealizowania zadanej procedury, ale także do myślenia analitycznego i krytycznego, potrafiącego reagować szybko i precyzyjnie w sytuacji trudnej czy nagłej zmiany” — uważa Bartosz Karaszewski.
Powrót do rozmowy kwalifikacyjnej
W rozmowie z ministrem pojawiła się kwestia indywidualnych predyspozycji kandydatów na studia i rezydentury. Rozważano pomysł wprowadzenia rozmów z potencjalnymi kandydatami na specjalizację lub testów psychologicznych dla studentów. „Moim zdaniem, może to wprowadzić pewną nieobiektywność w ocenach, a na pewno nie sposób będzie uniknąć poczucia krzywdy u osób, które uzyskały lepsze wyniki naukowe, a odpadły podczas testów psychologicznych czy rozmowy” — mówiła Monika Figura, ubiegłoroczna absolwentka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
„Zasiadam w komisjach prowadzących interview na studia anglojęzyczne i widzę, że część osób nie nadaje się na te studia. Wydaje się więc zasadne wprowadzenie, oprócz testów, także rozmów z kandydatami” — uważa dr Marek Koziński.
Wszyscy byli zgodni, że LEP jest obecnie najważniejszym kryterium sprawdzającym umiejętności przyszłego lekarza. Zbigniew Węgrzyn, dyrektor CMKP przyznał, że pomimo zarzutów, iż rozmowy mogą być nieobiektywne lub nawet krzywdzące, rozważa się ich przywrócenie. „I na tym się skupimy — co zrobić, żeby przywrócić dodatkową punktację na podstawie rozmowy, choć po zdanym egzaminie, bo wszystkie środowiska o to postulują” — zapowiedział minister.
Rezydentury — towar deficytowy
Kolejnym gorąco dyskutowanym tematem były rezydentury, których liczba ma być w tym roku podwojona. „Ogółem rezydentur jest więcej, ale różnie się rozkłada ta liczba na specjalizacje i różne jest nimi zainteresowanie” — potwierdza dr Węgrzyn.
Zastanawiano się, czy będą to specjalizacje rzeczywiście interesujące młodych lekarzy. „Oczywiście, należy przeznaczyć więcej miejsc na specjalizacje deficytowe, ale z czasem prowadzi to do nadmiaru lekarzy w danej dziedzinie i dużego ograniczenia liczby miejsc szkoleniowych dla kolejnych pokoleń. Trudno też wymagać od osób z zupełnie innymi zainteresowaniami, żeby zmieniły je na przykład na patomorfologię czy psychiatrię dziecięcą tylko dlatego, bo są to specjalizacje deficytowe” — zauważa Monika Figura. Pewnym rozwiązaniem byłaby — zdaniem dr. Szychty — możliwość wyboru jednej głównej i dwóch alternatywnych specjalizacji. „Możliwość zmiany specjalizacji po roku wydaje się palącą potrzebą i do tego będziemy dążyć” — podsumował minister. Niestety, jak zauważyła dyrektor Jolanta Orłowska-Heitzman, przeszkodą jest fakt, że jesteśmy w trakcie budowania systemu elektronicznego monitorowania systemu kształcenia.
Jak zahamować emigrację
Dyskusję wywołało też pytanie redaktora naczelnego „Pulsu Medycyny” Krzysztofa Jakubiaka: czy nie powinno się wprowadzić konieczności przepracowania w Polsce minimum kilku lat po ukończeniu rezydentury lub oddania określonej kwoty za kształcenie. Takie rozwiązania zapobiegłyby emigrowaniu lekarzy, w których kształcenie państwo zainwestowało niemałe pieniądze. „W tej sytuacji system może inwestować w ich wiedzę, dać im dostęp do konferencji, literatury, staży zagranicznych po to, by ich rozwijać długofalowo” — argumentował red. Jakubiak.
Wątków do dyskusji z ministrem zdrowia było wiele, a czasu, jak zwykle w takich sytuacjach — zbyt mało. Minister Zembala zaproponował kolejne spotkania i zawężenie tematów do dyskusji, aby łatwiej było skonstruować konkretne postulaty.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Monika Wysocka