Młodzi medycy walczą o pozycję

Jolanta Grzelak-Hodor
opublikowano: 23-04-2008, 00:00

Jeśli pani minister chce pomóc młodym lekarzom, to może rozszerzyć ograniczone prawo wykonywania zawodu na stażu. Stażysta byłby zobligowany do dyżurowania w szpitalu, w którym odbywa staż, ale mógłby też pracować gdzie indziej. Nie zależy nam, by pani minister podniosła nam zarobki o 300 zł, zmieniając status po studiach ze stażysty na rezydenta. My te pieniądze sami zarobimy, jeśli dostaniemy taką szansę - mówi Mariusz Serwin, który wraz z Marcinem Kuniewiczem działa w Komisji ds. Młodych Lekarzy Okręgowej Rady Lekarskiej w Krakowie.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Zorganizowaliście ogólnopolską konferencję młodych lekarzy. Tłum na sali, burzliwa dyskusja to dowód silnego zjednoczenia w walce o wspólny interes młodych lekarzy.

Mariusz Serwin: -To prawda, coraz więcej właśnie młodych lekarzy angażuje się w prace komisji w swoich izbach lekarskich. Na takich konferencjach spotykamy się 2-3 razy do roku. Dyskutujemy o wszystkich problemach - począwszy od stażu, LEP-u, specjalizacji, przez płace, po lokalne problemy związane z tymi kwestiami. A jest ich mnóstwo. Sam program stażu czy specjalizacji to fikcja. Wykaz procedur, jakie są w książeczce specjalizacyjnej, jest niemożliwy do zrealizowania, jeśli wziąć pod uwagę choćby badania epidemiologiczne na danym terenie. Niektórych procedur w ogóle się już nie wykonuje lub wykonuje tylko sporadycznie, a każdy specjalizujący się lekarz musi mieć je zatwierdzone, aby móc przystąpić do egzaminu kończącego daną specjalizację.

Marcin Kuniewicz: - To samo dotyczy stażu podyplomowego. Stażysta powinien na przykład zrobić odbarczenie odmy prężnej, podczas gdy w całym Krakowie taka odma epidemiologicznie może się zdarzyć najwyżej 4-5 razy w ciągu roku. Ale każdy stażysta dostaje pieczątkę, bo zaliczający dany przedmiot przybija pieczątki wszędzie tam, gdzie to potrzebne. Inaczej stażu w ogóle nikt by nie zrobił.

Minister Ewa Kopacz chce likwidacji stażu. Chciała to zrobić już od przyszłego roku, teraz mówi, że nastąpi to za 6 lat.

M. Serwin: - Pojawienie się tej kwestii, moment i sposób przekazania tej informacji, bez żadnych konsultacji z zainteresowanymi, był - moim zdaniem - działaniem politycznym, próbą odwrócenia uwagi opinii publicznej od znacznie pilniejszych problemów. Jeśli pani minister tak bardzo chce pomóc młodym lekarzom, to mamy dla niej konkretną propozycję - może należałoby rozszerzyć ograniczone prawo wykonywania zawodu na stażu, to da się szybko zrealizować. Stażysta może mieć ograniczone prawo wykonywania zawodu co do czasu, ale nie co do miejsca. To znaczy byłby zobligowany do dyżurowania w szpitalu, w którym odbywa staż, ale mógłby też pracować w innym miejscu, jeśli ordynator czy kierownik danej placówki uznają, że jest na tyle odpowiedzialny i kompetentny. Nie zależy nam na tym, by pani minister podniosła młodym lekarzom zarobki o 300 złotych, zmieniając ich status po studiach ze stażysty na rezydenta. My te pieniądze sami zarobimy, jeśli dostaniemy taką szansę. Kiedyś stażysta mógł dorobić w przychodni czy w pogotowiu.

Podczas konferencji mnóstwo uwagi poświęciliście problemom związanym ze specjalizacją. Co jeszcze, poza przestarzałymi programami, należałoby szybko zmienić?

M. Serwin: (minister Ewa Kopacz już to obiecała - przyp. red.) . Ta rozmowa nic nie wnosi, to strata czasu. Cała procedura kwalifikacji jest niepotrzebnie przeciągana. Wynik LEP-u dostajemy na drugi dzień po egzaminie. Jeśli jest to na przykład w listopadzie, rozmowy kwalifikacyjne zaczynają się w grudniu i trwają do końca stycznia. W wiosennej sesji, po LEP-ie w połowie kwietnia, daje się czas na złożenie dokumentów na specjalizację tylko do końca miesiąca. Zanim zbierze się komisja, mijają kolejne tygodnie. Jeśli uda się rozpocząć pracę w czerwcu, to sukces. Kto wymyślił takie terminy?

M. Kuniewicz: Nie rozumiemy też, dlaczego nie można uporządkować spraw związanych z liczbą rezydentur. Pomysł jest prosty. Skoro konsultanci wojewódzcy nic w tej kwestii nie robią, niech Ministerstwo Zdrowia ustali współczynnik określający liczbę specjalistów na daną populację. Każda izba lekarska wie, ilu ma specjalistów na swoim terenie. Przekaże te dane do ministerstwa, a ono przygotuje program dojścia do pożądanych wskaźników.

M. Serwin: Miejsca specjalizacyjne należy uwalniać systematycznie, planując długoterminowo - jeśli np. potrzeba 10 urologów, to co roku powinno się otwierać nowe miejsca w tej dziedzinie, a nie blokować miejsca przez kilka lat i tworzyć kolejną lukę pokoleniową, uniemożliwiając nowym rocznikom dostęp do danej specjalizacji.

Część uczestników konferencji nosiła plakietki z napisami "Stop emigracji lekarzy" lub ?Nie biorę, chcę normalnie zarabiać". Albo obie. Macie jakiś oryginalny pomysł, jak zatrzymać lekarzy w Polsce?

M. Kuniewicz: To nie my mamy znaleźć argumenty za pozostaniem lekarzy w Polsce, lecz rząd. Czy po to co roku daje się dyplom ponad dwu tysiącom absolwentów wydziałów lekarskich, by później płacić im na stażu 1100 złotych i utrudniać specjalizację, w czasie której będą zarabiać niewiele więcej? Za takie pieniądze trudno przeżyć i jeszcze się uczyć. Ja zostałem lekarzem z powołania. Zawsze chciałem nim być. Na razie cieszy mnie to, co robię, nie patrzę na wynagrodzenie. Ale walczę o wyższe płace dla nas wszystkich. Urodziłem się w Krakowie, chcę mieszkać i pracować w Polsce, bo mam nadzieję, że coś osiągniemy, że się młodym lekarzom poprawi. Jednak wcale nie wykluczam wyjazdu do innego kraju.

M. Serwin: Ja pochodzę spod Kielc, osiedliłem się jednak na stałe w Krakowie. Moja żona pochodzi z Sądecczyzny, również skończyła medycynę. Postanowiliśmy zostać, chociaż utrzymanie się w dużym mieście z zarobków młodego lekarza jest wręcz niemożliwe. W naszym zawodzie nie tylko względy finansowe odgrywają rolę.

Emigracja to recepta na wszystkie zawodowe i finansowe problemy?

M. Kuniewicz: Zacznijmy od tego, że różnie można na nią patrzeć. Jesteśmy w Unii. Europa jest otwarta dla wszystkich i nikt nas nie zatrzyma. Przeniesienie się z Polski do Niemiec może być traktowane tak samo jak przeprowadzka z Suwałk do Warszawy. I jest to bardzo kusząca perspektywa. Jednak wszystko się zmienia. Kraje zachodnie stają się coraz mniej atrakcyjne. Wartość euro spada. Trzeba tutaj w Polsce dać wszystkim szansę. Szkoda, że to nie władza ją daje. Na przykład w ramach akcji "Nie biorę, chcę normalnie zarabiać" osobom najlepiej zdającym LEP przyznajemy specjalne stypendia. W ostatniej sesji 10 osób dostało po 1 tysiąc złotych miesięcznie na czas całej specjalizacji, czyli na 5 lat. To praktycznie druga pensja, bardzo potrzebna, by się kształcić.

Jakimi jeszcze sukcesami możecie się pochwalić?

M. Serwin: Przede wszystkim tym, że Ministerstwo Zdrowia w ogóle zaczęło z nami rozmawiać. Na razie odpowiada na nasze pisma bardzo ogólnikowo, jednak zawsze jest to jakiś początek dalszej dyskusji, a nawet współpracy. Nasze koleżanki i koledzy, młodzi lekarze tego właśnie od nas oczekują.

M. Kuniewicz: Jesteśmy częścią izby lekarskiej, ale się wyróżniamy. Jesteśmy już identyfikowani z konkretną grupą interesów. Chcemy kreować pozytywny wzorzec, pokazać, że można coś zrobić. I każdy sukces daje ogromną satysfakcję.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Jolanta Grzelak-Hodor

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.