Naciąganie procedur metodą na wyższe koszty

Beata Lisowska, ; Anna Gwozdowska
opublikowano: 07-04-2004, 00:00

Nowy system wyceny usług wprowadzony przez Narodowy Fundusz Zdrowia rodzi patologie. Zdarza się, że lekarze opisują wykonany zabieg tak, aby można go było zaliczyć do wyżej punktowanej procedury.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
?Na pacjenta patrzy się teraz pod kątem procedury i to najlepiej takiej, za którą szpital może mieć jak najwięcej zapłacone. Trzeba ustawić sobie w głowie, jaki numerek warto wpisać pacjentowi, czy np. obserwację bólów w klatce piersiowej, czy zapalenie oskrzeli, które dla oddziału jest bardziej opłacalne. To jest chore, bo powinniśmy patrzeć na pacjenta i jego schorzenie całościowo, a nie na procedury, które mają przynieść zysk szpitalowi" - powiedział Pulsowi Medycyny, prosząc o anonimowość, jeden z lekarzy w Bydgoszczy. ?Lekarze muszą bardzo głęboko zastanawiać się, jak ułożyć program badań, żeby pacjenta można było wycenić jak najwyżej, aby pokryć rzeczywiste koszty porady. Najlepiej wyceniane są usługi medyczne, które wymagają drogich badań. Niestety, robi się z tego koło zamachowe do napędzania kosztów" - potwierdza Krzysztof Rymuza, dyrektor Szpitala Kolejowego w Pruszkowie.
Takie naciąganie procedur powoduje dodatkową, wewnątrzszpitalną sprawozdawczość. ?Leczenie pacjenta często nie kończy się na jednym oddziale. Mamy problemy, co robić z pacjentami np. z wypadku, którzy wymagają pobytu na kilku oddziałach. Teraz, żeby nie stracić procedur, trzeba byłoby dokonać mistyfikacji i do każdego oddziału najpierw pacjenta fikcyjnie przyjmować, potem wypisywać, na każdym oddziale wystawiać mu historię choroby, tworzyć osobną dokumentację dla funduszu, a osobną w systemie RUM-owskim. Ciągle zastanawiamy się, jak rozwiązać ten problem" - mówi Bożena Osińska, dyrektor SP ZOZ-u w Nowej Soli.
?Mamy pełną świadomość, że ilość informacji, które kreujemy w pocie czoła i które wysyłamy do NFZ jest dla niego niestrawna. Fundusz najprawdopodobniej nie ma mocy sprawdzenia tej sprawozdawczości i znalazł sobie tymczasowo wytrych w postaci płacenia 1/12 podpisanego kontraktu. Duża część tej sprawozdawczości wydaje nam się niepotrzebna" - uważa Stanisław Jaczewski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Szpitala Wolskiego w Warszawie.
Zdaniem Michała Kamińskiego, zastępcy prezesa NFZ ds. medycznych, musi istnieć sprawozdawczość zarówno rozliczeniowa, jak i analityczna. ?Nad tym będę pracował, ale sprawozdawczość nie może być zbyt obszerna i uciążliwa dla świadczeniodawców, musi być w związku z tym uproszczona - podkreśla M. Kamiński. - Z drugiej strony musi dostarczać informacji zarządzającemu, zarówno na poziomie makro-, jak i mikroekonomicznym, która umożliwi mu podejmowanie decyzji. Nie ma sensu zbierać informacji od strony finansowej o wszystkich produktach. Wystarczy wybrać tzw. dojne krowy, czyli te świadczenia, które generują najwyższe koszty i monitorować przepływy finansowe na podstawie tych analiz




Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Beata Lisowska, ; Anna Gwozdowska

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.