Powrót do Śląskiego modelu

Anna Gwozdowska
opublikowano: 26-01-2005, 00:00

Minister zdrowia zdecydował, że projekt Rejestru Usług Medycznych nie powstanie w ramach umowy offsetowej. Przygotowaniem i wprowadzeniem RUM-u w całym kraju ma się zająć NFZ. Zgodnie z naszymi przewidywaniami, Marek Balicki odstąpił od realizacji projektu RUM-u w ramach umowy offsetowej, uznając, że brak przetargu byłby niekorzystny z punktu widzenia interesu publicznego (PM nr 26 z 15 grudnia 2004 roku).

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Konkretne decyzje w sprawie RUM-u mają zapaść na przełomie stycznia i lutego. Jerzy Miller, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, przyznał jedynie, że rozważane jest wykorzystanie regionalnego systemu, działającego od 2001 r. na ląsku. "Technologia poszła naprzód, więc trzeba będzie je (rozwiązanie śląskie) unowocześnić - zapowiedział, według PAP, J. Miller. W ramach wdrożonego za czasów Andrzeja Sośnierza, byłego dyrektora ląskiej Regionalnej Kasy Chorych, rejestru usług medycznych START, czyli zintegrowanego systemu informatycznego, 4 mln ubezpieczonych na ląsku posługuje się kartami chipowymi. Karty, na których jest umieszczony numer PESEL, są wczytywane do systemu w czasie każdej wizyty lekarskiej lub hospitalizacji. wiadczeniodawcy regularnie, drogą elektroniczną, przesyłają funduszowi sprawozdania.
Do wprowadzenia podobnego systemu przygotowywały się również inne kasy chorych, między innymi małopolska. Proces ten zahamował minister zdrowia Mariusz Łapiński, który już na początku swojego urzędowania zapowiedział likwidację kas chorych i wypowiedział osobistą wojnę Andrzejowi Sośnierzowi.
Od 2001 roku RUM był przedmiotem prac kolejnych gremiów powoływanych w resorcie zdrowia. Przygotowaniem ustawy o rejestracji usług medycznych zajmowało się przez kilka lat resortowe Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia, którego dyrektor, Iwo Dominik Żochowski, podał się właśnie do dymisji.
Czy uda się wreszcie zakończyć projekt, którego początki sięgają 1991 roku? Jest pewne, że powstanie rejestru znowu się odwlecze. Jak dowiedzieliśmy się od osób uczestniczących w pracach nad projektem, czas jego wdrożenia w ramach umowy offsetowej oceniano na półtora roku. Teraz potrzebny będzie co najmniej rok na przeprowadzenie samego przetargu, a jeśli ministerstwo zdecyduje się na ogłoszenie przetargów we wszystkich oddziałach NFZ, procedury te zajmą więcej niż rok. Na razie, jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, prezes funduszu powołał zespół ekspertów, który ma mu doradzać w sprawie przygotowania i wdrożenia RUM-u. W jego skład wszedł między innymi Andrzej Sośnierz.


Wystarczą modyfikacje START-u

Puls Medycyny rozmawia z Andrzejem Sośnierzem, dyrektorem firmy Śląska Opieka Medyczna:

Anna Gwozdowska: Czy odczuwa pan satysfakcję?
Andrzej Sośnierz: Tak, odczuwam satysfakcję, choć szkoda mi tych czterech lat. Straciliśmy kilka lat i mnóstwo pieniędzy. Żałuję również straconej okazji, aby dyktować w UE, jak mają wyglądać systemy informatyczne w służbie zdrowia. Kilka lat temu, kiedy wprowadzaliśmy START na ląsku, byliśmy liderem. To było najbardziej nowoczesne takie wdrożenie w Europie.

- Prezes NFZ uważa, że działający na ląsku system informatyczny trzeba będzie unowocześnić.
- Można to zrobić w miarę szybko, choć hasło o unowocześnieniu systemu może też posłużyć do przeciągania całej sprawy. Tymczasem nie trzeba dokonywać rewolucji, wystarczą modyfikacje.
- Tych kilka straconych lat ma też swój wymiar finansowy...
- Wprowadzenie rejestru w całej Polsce pozwoliłoby na oszczędności dziesiątków milionów zł rocznie. Te pieniądze mogłyby zostać wydane bardziej racjonalnie. Samych podwójnych hospitalizacji, których rejestr pozwala uniknąć, było w śląskiej kasie chorych od 1,5 do 2 tys. miesięcznie. Jeśli każda kosztowała średnio 1 tys. zł, to na eliminacji tzw. podwójnych zdarzeń można było zaoszczędzić 2 mln zł miesięcznie. Widać, że koszt wprowadzenia takiego systemu może się zwrócić w ciągu roku. Wprowadzenie rejestru na ląsku spowodowało również zniknięcie fałszywych recept, ponieważ każda recepta miała swój unikalny numer. Takie przykłady można mnożyć. W skali całego kraju wydajemy 6 miliardów zł na leki refundowane. Tylko 1 proc. tej sumy to 60 mln zł wydawanych - jak pokazuje system działający na ląsku - być może niepotrzebnie. Wydatkowanie pieniędzy może być bardziej racjonalne.
- Jak wyobraża pan sobie wprowadzenie w całej Polsce systemu podobnego do tego, który działa na ląsku?
- Trzeba przygotować jednolite zasady działania systemu, ale jego wdrożenie lepiej podzielić na poszczególne oddziały funduszu, które same rozpiszą w tej sprawie przetargi. W ten sposób odpadnie problem monopolu jednej firmy. Oczywiście warunkiem przyjęcia konkretnej oferty będzie kompatybilność z programami z innych oddziałów. Programy z poszczególnych oddziałów muszą się wzajemnie "czytać", a sprawozdania do centrali powinny spływać w jednym, czytelnym formacie. Takie rozwiązanie ułatwiłoby wdrożenie projektu o tak ogromnej skali. RUM to duże przedsięwzięcie logistyczne, ale my to na ląsku ćwiczyliśmy na populacji 4 mln osób. Przypomnę, że to liczba ludności w Danii albo na Litwie. To zresztą argument za tym, aby wdrożenie systemu w całym kraju podzielić na poszczególne oddziały funduszu.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Anna Gwozdowska

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.