Rodzinny, czyli jaki?
Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że coraz trudniej jednoznacznie określić, jakie są obecnie kompetencje lekarza poz, za co tak naprawdę odpowiada w ramach stawki kapitacyjnej. Nikt nie podejmuje nawet próby odpowiedzi na pytanie o jakość leczenia na poziomie podstawowym. Lekarze specjaliści z różnych dziedzin przebąkują tylko nieśmiało, że zbyt często trafiają do nich pacjenci źle zdiagnozowani, w zaawansowanych stanach chorobowych, kiedy leczenie jest już bardzo kosztowne, pacjent wymaga hospitalizacji, a w skrajnych wypadkach nie udaje się go uratować. Rzadziej skarżą się na to, że leczą pacjentów "prostych", którzy w innych realiach systemowych nie powinni w ogóle trafić do specjalisty, bo wystarczyłaby interwencja lekarza poz.
W umiejętności lekarzy ze "zwykłej" przychodni nie wierzą też często pacjenci i wręcz żądają skierowania do specjalisty nawet w drobnej sprawie, niezrażeni wielomiesięcznymi kolejkami. Bo skoro mogą skorzystać z takiej porady... Spirala się nakręca, kolejka rośnie i tam, gdzie konsultacja specjalisty jest rzeczywiście konieczna, odbywa się za późno lub poza publicznym systemem.
Jerzy Hennig, dyrektor Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, z którym rozmawiała Jolanta Grzelak-Hodor, zgadza się ze stwierdzeniem, że podstawowa opieka zdrowotna, gdzie jakość świadczeń nie ma przełożenia na wysokość kontraktu, wydaje się całkowicie oporna na zobowiązanie do podnoszenia standardów leczenia. Z jego danych wynika, że w całym kraju akredytację Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia uzyskało dotąd tylko 20 jednostek poz. "To nie jest nawet śladowa ilość w porównaniu z liczbą działających w kraju przychodni i gabinetów lekarzy pierwszego kontaktu, lekarzy rodzinnych. Najwięcej, bo osiem akredytowanych praktyk poz jest na Dolnym Śląsku, po cztery mają województwa opolskie i mazowieckie, w większości regionów nie ma żadnego akredytowanego gabinetu lekarza pierwszego kontaktu!" - podkreśla dyrektor Hennig.
A może problem w tym, że w poz pracuje za mało lekarzy specjalistów z medycyny rodzinnej, którzy są podobno lepiej przygotowani do świadczenia tego typu usług niż wykształceni w innych czasach interniści czy pediatrzy? Celowo stawiam to pytanie, bo chcę państwa pobudzić do dyskusji. Czy w Polsce w ogóle warto robić specjalizację z medycyny rodzinnej, skoro trudno założyć prywatną praktykę, w której, jak pokazuje doświadczenie wielu krajów, najlepiej sprawdza się idea lekarza rodzinnego?
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Magda Sowińska; [email protected]